Łamigłówka Stanisława Lema

Moderator: moderatorzy

cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

danielek pisze: pn lip 02, 2018 2:44 pm Niezycie też jest fajne jakby nie było nic.
Ale wtedy nie ma kto nieistnieć.
I nawet "co" nieistnieć.
Wiem, że to dziwne i nie wiadomo, jak to sobie wyobrazić. Jeżeli sobie cokolwiek z nicości wyobrażamy, to już nie ma nieistnienia, nawet bezosobowego.
Nieistnienie na razie wzbudza u mnie najwyżej nerwowy chichot. To będzie dziwny bezstan.
Awatar użytkownika
unreal
zaufany użytkownik
Posty: 4776
Rejestracja: sob cze 28, 2014 11:34 pm

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: unreal »

cezary123 pisze: pt paź 12, 2018 10:18 pm Jeżeli sobie cokolwiek z nicości wyobrażamy, to już nie ma nieistnienia, nawet bezosobowego.
Z nicości nic nie może powstać.

Jeśli mogłoby powstać, to oznaczałoby, że skutek wyszedł poza przyczynę.

Gdyby skutek mógł wyjść poza przyczynę, to oznacza, że w przyczynie musiało by być coś nieistniejącego, które dopiero uzyskało egzystencję w skutku.

Esse nie może wynikać z non esse.

Skutek jest czymś istniejącym, to znaczy, że istnieje, zanim zadziała przyczyna.
cezary123 pisze: pt paź 12, 2018 10:18 pm Nieistnienie na razie wzbudza u mnie najwyżej nerwowy chichot. To będzie dziwny bezstan.
To nie będzie bezstan, tylko powrót do kosmicznej potencjalności.
LaDopamina
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

unreal pisze: To nie będzie bezstan, tylko powrót do kosmicznej potencjalności.
Unreal, ale Ty jesteś wierząca, no no :)
Ja bym nie był takim optymistą i nie zakładał ciągłości kosmicznej potencjalności wzbudzanej nie wiadomo czym i kim pomimo rozpadu jedynej obecnej szansy.
Jeżeli po śmierci wszystko staje się możliwe, to dlaczego nie zaistnieliśmy od razu wiecznie tylko w przypadkowym okienku czasoprzestrzeni na przypadkową chwilę? Tylko duch nie jest przypadkowy, wydobyty do istnienia w ruinach materii. Miał otworzyć oczy w doskonałym absolutnym świecie i być podtrzymywany wiecznie w doskonałej postaci materialnej.

Kosmiczna potencjalność istnieje niezależnie od pojawienia się naszej osoby i trafia w różne istoty, które rodzą się nam na tych i innych planetach w tej chwili i później...
Dlaczego to nie jesteśmy my po rozpadzie naszej obecnej postaci zmuszonej do chwilowego trwania w ograniczonych ramach owej potencjalnej wszechmożliwości?
Dlaczego oni też nie mogą nic więcej, niż tylko ewoluować biologicznie tu?
Rzeczywistość jest skromna i niepokojąca.
unreal pisze:Z nicości nic nie może powstać.
Podejrzewam, że w nieistnieniu traci się odniesienie też nawet do nicości i logiki obecnej rzeczywistości. Nieistnienie nie jest próżnią rzeczywistości, oceanem ciemności i braku czegokolwiek, na którym pojawiają się wyspy istnienia. Nieistnienie (zwłaszcza nieskończone, wieczne, nieodwracalne) dotyka najgłębszej Tajemnicy rzeczywistości, tajemnicy konstrukcji istnienia. Tam nawet nasz Stwórca nie poradzi... O ile to On miał do dyspozycji zadawanie bytom i istotom istnienia.
Ostatnio zmieniony sob paź 13, 2018 8:57 pm przez cezary123, łącznie zmieniany 1 raz.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

cezary123 pisze: Ale wtedy nie ma kto nieistnieć.
I nawet "co" nieistnieć.
Podejrzewam, że to chodzi o granice mocy sprawczej Stwórcy.
Powiedzmy sobie szczerze, że rozmontowanie istoty istnienia odkryje przed nami prawdę, którą religie próbowały przypisywać Stwórcy i Absolutowi.
Jeżeli nieistnienie może być odwracalne, to znaczy, że Absolut nad tym panuje i stanowi to część jego przestrzeni. Próżnia nie jest absolutna.
Jeżeli nie, to znaczy, że trafiliśmy na miejsca, w którym nie istnieje na przykład Bóg.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Dobra, już nie straszę wierzących. :)
Z paradoksem przerwy w istnieniu ma to coś wspólnego o tyle, o ile przerwa w istnieniu jest równoważna przerwie międzyosobowej pomiędzy dowolnymi z nas żyjących.
Na szczęście jeszcze nie rozwiązano go ani w stronę nieistnienia pierwszej lub drugiej osoby ani w stronę tożsamości dwóch dowolnych różnych osób.
Coś jest ukrytego.
Awatar użytkownika
unreal
zaufany użytkownik
Posty: 4776
Rejestracja: sob cze 28, 2014 11:34 pm

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: unreal »

cezary123 pisze: sob paź 13, 2018 8:43 pm Ja bym nie był takim optymistą i nie zakładał ciągłości kosmicznej potencjalności wzbudzanej nie wiadomo czym i kim pomimo rozpadu jedynej obecnej szansy.
Kosmiczna potencjalność jest ciągła, tylko bez przerwy się aktualizuje, stąd jej kreacji są skrajnie odmienne.
cezary123 pisze: sob paź 13, 2018 8:43 pmJeżeli po śmierci wszystko staje się możliwe, to dlaczego nie zaistnieliśmy od razu wiecznie tylko w przypadkowym okienku czasoprzestrzeni na przypadkową chwilę?
To nie jest przypadkowe okienko. Wyjaśniam:
nagminnie jest mylona jaźń, duch (który jest nieśmiertelny, nieuwarunkowany) z doświadczeniami psychomentalnymi (które są natury materialnej, nawet za samoświadomość odpowiadają struktury w mózgu).
Z tej iluzji nie wychodzi nic dobrego, ponieważ ustala się równanie "ja chcę = jaźń chce", "ja nienawidzę = jaźń nienawidzi".
A materia ma skłonność do spełniania tych życzeń, będących również następstwami pewnych czynów z przeszłości, albo uruchamiających pewne siły. Dlaczego? Bo chce instynktownie pomóc człowiekowi w zdobywaniu doświadczeń. Doświadczeń, które są cierpieniem, albo zakończą się cierpieniem.
Im bardziej człowiek cierpi, tym szybciej zrozumie pewne rzeczy i chce się wyzwolić od cierpienia.
cezary123 pisze: sob paź 13, 2018 8:43 pm Podejrzewam, że w nieistnieniu traci się odniesienie też nawet do nicości i logiki obecnej rzeczywistości.
Nie ma nieistnienia. Jest albo czysta jaźń, albo jaźń ubrana w materię, zdobywająca doświadczenia.
LaDopamina
Awatar użytkownika
unreal
zaufany użytkownik
Posty: 4776
Rejestracja: sob cze 28, 2014 11:34 pm

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: unreal »

cezary123 pisze: sob paź 13, 2018 8:52 pm
Z paradoksem przerwy w istnieniu ma to coś wspólnego o tyle, o ile przerwa w istnieniu jest równoważna przerwie międzyosobowej pomiędzy dowolnymi z nas żyjących.
Jaźnie są niezależnymi monadami. Życie w materii daje ułudę jakichkolwiek połączeń międzyludzkich
LaDopamina
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

unreal pisze: ndz paź 14, 2018 4:37 pm
Jaźnie są niezależnymi monadami.
No tak, ale paradoks dotyczy tego, jak w świecie równoprawnych niezależnych monad wykryć prawa, które powodują, że ktoś nie jest dowolną z nich a właśnie tą a nie inną. Inne są zawsze na zewnątrz. (chyba, że ta jeszcze nie zaistniała albo już nie istnieje i wtedy są tylko same inne na zewnątrz nikogo) :)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Monady jako pojęcia z filozofii Leibniza, to owszem ciekawe propozycje zrozumienia rzeczywistości nas, ale jego teodycea już jest okropna. Zło, niedoskonałość jako środek do osiągnięcia dobra a na końcu zmusza nas do wniosku, że inaczej i tak być nie mogło, bo jedyny trwający świat stworzony przez Absolut nie byłby najlepszym ze światów...
A w ogóle, to stworzenie i tak musi być mniej doskonałe od Stwórcy, jako jego daleki, powtórzony i zamazany obraz, więc trzeba cicho siedzieć i być zadowolonym.
Nie prościej uznać, że świat chybił do doskonałości i poziomu Absolutu Stwórcy o pewien procent rzeczywistości, nieznany i niepoznawalny, ale powodujący to, że wszystko co idealne i doskonałe pojawia się tylko przebłyskami, we wrzeniu, szumie i zakłóceniach, nie mogąc zaistnieć nigdy w pełni? Wtedy uniewinniamy Boga doskonale, bo wiemy, że On sam ma problem z istnieniem.
Ale i uświadamiamy sobie wtedy powagę i grozę sytuacji: rzeczywistość nie jest bezpieczna, zaprojektowana i nadzorowana. Kiedy dzieje się zło, kiedy niewinni są mordowani, kiedy materia przypadkowo i nieświadomie kogoś miażdży, topi albo pali, Bóg Stwórca nie może nawet przeraźliwie zawołać: Uciekajcie, niebezpieczeństwo! Ja was nie wyciągnę z opresji!
Sądzę, że po faktach, kiedy zdarzenia stają się powszechnie wiadome we Wszechświecie, świadomość Stwórcy w jakiś nadludzki sposób męczy się i wścieka. I szuka nowych możliwości rozwiązania zagadki swoich ograniczeń. I tak od momentu powstania rzeczywistości, w której później Bóg bada sam siebie i zastanawia się wiecznie czy jest tym, który dał radę w ogóle zaistnieć.
Awatar użytkownika
unreal
zaufany użytkownik
Posty: 4776
Rejestracja: sob cze 28, 2014 11:34 pm

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: unreal »

cezary123 pisze: ndz paź 14, 2018 6:12 pm
No tak, ale paradoks dotyczy tego, jak w świecie równoprawnych niezależnych monad wykryć prawa, które powodują, że ktoś nie jest dowolną z nich a właśnie tą a nie inną.
Monady są jednakowe, bierne i obojętne. Ktoś staje się kimś, gdy będzie miał materialne ciało, pamięć i doświadczenia.
LaDopamina
Awatar użytkownika
unreal
zaufany użytkownik
Posty: 4776
Rejestracja: sob cze 28, 2014 11:34 pm

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: unreal »

cezary123 pisze: ndz paź 14, 2018 6:20 pm Monady jako pojęcia z filozofii Leibniza, to owszem ciekawe propozycje zrozumienia rzeczywistości nas, ale jego teodycea już jest okropna.
Nie odnosiłam się do Leibnitza, tylko do definicji monady jako podstawowej, najbardziej uproszczonej jednostki.
cezary123 pisze: ndz paź 14, 2018 6:20 pm A w ogóle, to stworzenie i tak musi być mniej doskonałe od Stwórcy, jako jego daleki, powtórzony i zamazany obraz, więc trzeba cicho siedzieć i być zadowolonym.
Czuć podejście kabalistyczne, w ogóle Twoje pojęcie Stwórcy, Absolutu jest tej proweniencji.
cezary123 pisze: ndz paź 14, 2018 6:20 pm Nie prościej uznać, że świat chybił do doskonałości i poziomu Absolutu Stwórcy o pewien procent rzeczywistości, nieznany i niepoznawalny, ale powodujący to, że wszystko co idealne i doskonałe pojawia się tylko przebłyskami, we wrzeniu, szumie i zakłóceniach, nie mogąc zaistnieć nigdy w pełni? Wtedy uniewinniamy Boga doskonale, bo wiemy, że On sam ma problem z istnieniem.
Oczywiście, że świat rzeczywisty jest niedoskonały, bo jest tylko iluzją. Boga ( w Twoim pojęciu, bo wiele systemów religijno-filozoficznych doskonale się bez niego obywa), nie należy o to oskarżać, bo to tak, jakby obwiniać widzącego, że samemu jest się ślepym.
cezary123 pisze: ndz paź 14, 2018 6:20 pm Ale i uświadamiamy sobie wtedy powagę i grozę sytuacji: rzeczywistość nie jest bezpieczna, zaprojektowana i nadzorowana. Kiedy dzieje się zło, kiedy niewinni są mordowani, kiedy materia przypadkowo i nieświadomie kogoś miażdży, topi albo pali, Bóg Stwórca nie może nawet przeraźliwie zawołać: Uciekajcie, niebezpieczeństwo! Ja was nie wyciągnę z opresji!
Rzeczywistość jest zaprojektowana, ale nie przez Boga, tylko nas samych. Zaprojektowanie okrucieństw też się zdarza.
cezary123 pisze: ndz paź 14, 2018 6:20 pm Sądzę, że po faktach, kiedy zdarzenia stają się powszechnie wiadome we Wszechświecie, świadomość Stwórcy w jakiś nadludzki sposób męczy się i wścieka. I szuka nowych możliwości rozwiązania zagadki swoich ograniczeń. I tak od momentu powstania rzeczywistości, w której później Bóg bada sam siebie i zastanawia się wiecznie czy jest tym, który dał radę w ogóle zaistnieć.
Bóg nie ma powodów wściekać się, albo rozpaczać nad swoimi rzekomymi ograniczeniami, bo to ludzie są ograniczeni, ślepi i lubią samooszukiwać się. Tak jest prościej, a odkrywanie prawdy nie jest łatwe i przyjemne.
LaDopamina
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

unreal pisze: Bóg nie ma powodów wściekać się, albo rozpaczać nad swoimi rzekomymi ograniczeniami
Zacznę od najważniejszego czyli od "Boga".

Jeżeli nie da rady w ogóle zaistnieć, to ma powody się wściekać :)
Albo w ogóle nie ma kto wybuchnąć boskim niedowierzaniem i żalem.
Zrozumiał, że Wszechświat jest automatyczną prymitywną rzeczywistością, która powstała, zanim On dał radę w ogóle ukonstytuować się jako Wszechmogący Absolut.
Pomniejsze świadomości i istoty, jak na przykład mikroskopijne twory na malutkich planetach zwane ludźmi nic nie poradzą na zdarzenia niezależne od ich woli - kataklizmy, wybuchy supernowych niszczących ewolucje wielu planet wokoło, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, przypadkowe potknięcia się o skórkę od banana rzuconą przez małpy czy wreszcie zbrodniarzy w ciemnych zaułkach, którzy wykorzystują chwilę braku przytomności Absolutu, żeby dokonać nieodwracalnego zła.
unreal pisze:Twoje pojęcie Stwórcy
Moje pojęcie Stwórcy odnosi się do potencjalnego doskonałego Absolutu w innej rzeczywistości. Tu są prymitywne resztki, na których na pewno się nie rozwinął :)
Szkoda go trochę, ale trzeba mu współczuć, wiedząc, że ograniczenia były pierwsze.
unreal pisze: Ktoś staje się kimś, gdy będzie miał materialne ciało, pamięć i doświadczenia.
I podobną drogą Stanisław Lem szukał rozwiązania paradoksu. Przez powtórzenie materialnej postaci po śmierci.
Kopia kogoś, po przerwie w istnieniu też odzyskuje niby identyczne materialne ciało, pamięć i doświadczenia, ale może w ogóle nie istnieć. Znika punkt odniesienia do tego co było, jest i będzie. Powstaje doskonały bezstan.
W przerwie w istnieniu wszystko może się zdarzyć, nawet wyrzucenie duszy poza naszą Galaktykę :)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Otworzymy oczy daleko poza naszym znanym swojskim światem, nawet nasza postać nie będzie przypominała człowieka, staniemy się czymś innym...
Ale nie będzie nam to przeszkadzało, bo przecież nasz dawny mózg z pamięcią dawnej postaci i życia rozpadł się na atomy daleko stąd. Nie mamy punktu odniesienia do swojej oryginalnej postaci i nie pamiętamy istnienia sprzed przerwy w istnieniu.
Może i tam na Ziemi człapie w tłumie jakaś ludzka postać identyczna z naszą dawna, poskładana od nowa w okamgnieniu przez maszynę rezurekcyjną, ale dla nas nie ma to znaczenia. Pewnie ktoś nawet tam jest w środku, kto uważa, że jest nami, ale przecież my jesteśmy już na zewnątrz, daleko od owej nieznanej galaktyki i planety tłumu Ziemian.

A może właśnie nasze dusze złapane zostały w jakąś pułapkę tłumu biologicznych postaci wzbudzających świadomości i w ten sposób mogących zakotwiczać dusze, rodzących się na Ziemi, w przerwie w naszym istnieniu gdzieś indziej i muszą teraz być raczej tu a nie gdzie indziej sobą? Wszystko los i przypadek...
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Oglądałem film "Kontakt" i na początku, gdzie pędzimy docelowo z prędkością w ogóle niemożliwą do uzyskania w przyrodzie, wielokrotnie przewyższającą prędkość światła i w ten sposób cofamy się w czasie jednocześnie wyprzedzając sygnały radiowe z Ziemi niosące dawne przekazy, rozpędzamy się przy przygrywającym radiu słuchając coraz nowszych przebojów, ale w odwrotnej kolejności i nagle gdzieś za Jowiszem słyszymy głos: "Dzięki Ci Boże Wszechmogący, nareszcie jesteśmy wolni!
Przeszedł mnie zimny dreszcz i dopiero po chwili skojarzyłem, że chodzi o transmisję przemówienia Martina Luthera Kinga w z lat 60 XX wieku.
A już myślałem, że to podróżujące dusze do nieba, wyzwolone z tego padołu łez i konieczności życia i ewolucyjnej męki w tych prymitywnych organizmach ssaków. :angelic-cyan:

Ale i tak coś nie gra. Odległość do granic Układu Słonecznego to zaledwie około 11 godzin świetlnych, więc koło Jowisza słychać to, co na Ziemi emitujemy jeszcze tego samego dnia. Prędkość bardzo zwolniła. Fale elektromagnetyczne tak się nie wleką.
Twórcy filmu nie zachowali proporcji.
Na początku, jeszcze przed Księżycem słychać Spice Girls, więc musiało być około roku 1996 czasu ziemskiego.
Koło obłoków pyłu i gazu zwanych Kolumnami Stworzenia w Mgławicy Orzeł wychodzi im rok 1939, a jest ona oddalona o 7 tysięcy lat świetlnych, więc na pewno starożytni z tamtego okresu na Ziemi nie mogli nadawać żadnych informacji radiem. Najwyżej błyskać ogniskami rozpalanymi krzemieniami. Ale to też emituje fale elektromagnetyczne, tylko dzikie i niemodulowane :)
Trochę im się ta prędkość teraz przyspieszyła.
Później to już naprawdę przegięcie - widzimy galaktyki o rozpiętości milionów lat świetlnych i odległościach od siebie jeszcze większych mijające nas w okamgnieniu. Niemożliwe. Nie byłoby ich widać. A może to owe tunele i zawirowania czasoprzestrzenne?
Ale za to gdzieś poza naszą Supergromadą nagle odbiornik radiowy wychwytuje gwałtowne serie szybkich cyfrowych pozaziemskich impulsów. Kosmici!

Podobnie ten głupawy moment, kiedy bohaterka siedzi w nocy sama przy radioteleskopach na pustyni i zmęczona zasypia a tu nagle pojawiają się rytmiczne dziwne odgłosy i jednocześnie kamera zbliża się w ich rytm w stronę śpiącej, coraz bliżej, coraz bliżej. Może to człapiący Obcy?
Nie to właśnie pojawił się sygnał w słuchawkach. Myślę, że to zamierzone chwyty. Dobrze, że z rzeczywistości wirtualnej w scenie końcowej nie wyszła pokraka a zdrowa i młoda postać człowieka. Trochę spirytyzmu i dreszczyku a już psuje smak, naukowe napięcie i logikę, którą podążaliśmy wraz z bohaterami największego potencjalnego odkrycia w dziejach ludzkości. Może niektórzy to lubią, ale w ten sposób, z takimi błędami na pewno Pozaziemskiej Inteligencji nie odkryjemy :lol:


Trochę rozumiem, dlaczego Lemowi się nie spodobał. Podobno powiedział: „Milion dolarów za ten guzik wart elaborat!”
Ale to tylko sztuka. Sztuka nie musi być zgodna z rzeczywistością.
https://forum.lem.pl/index.php?PHPSESSI ... 3#msg34503

"Głos Pana" jest lepszy, ale też w kwestii ponadludzkiej nauki i techniki nie ma nic sensownego do powiedzenia. Najwyżej, że tego nie zrozumiemy. "Golem" tak samo.
To poczekajmy aż wyewoluujemy w mądrzejszy gatunek i będziemy na ludzki świat, marzenia i przeżycia patrzeć z pobłażliwością. Wtedy sami zrozumiemy. Tylko jak się dostać do środka tych istot i stać się nimi niezależnie od istnienia istot niższych? Coś jest tu niematerialnego.
Śmierć i ewolucja nie pomoże. Istoty niższe umierają i odradzają się na swoich miejscach od milionów lat, pomimo tego, że powstają już istoty wyższe, jak na przykład człowiek. Czy będziemy jak zwierzątka przy istotach wyższych?
Jak to jest być kimś innym niż sobą? Jak przenieść duszę? Pozostawić swoje ciało komuś innemu i niech dalej ciągnie tamten los, a my się rozwijamy.
Przecież widać, że śmierć nie jest do tego konieczna, a nawet nic nie zmienia.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

cezary123 pisze:A już myślałem, że to podróżujące dusze do nieba
W pewnym sensie tak. Zbliżyliśmy się do nich z momentu, kiedy byli żywi w momencie aktualnym, przynajmniej na odległość jaką pokonuje światło w chwili potrzebnej na usłyszenie ich transmitowanego głosu. Zanim zdarzenie przeminęło z prędkością światła. W tamtej chwili na pewno żyją. Tak więc nie wiadomo czy istnieją w tym momencie czy nie. Podobnie jak ci uwięzieni kosmonauci z Terminusa. (Tyle, że oni oprócz fizycznych cudów też poprzez system wytwarzający świadomość).

Muszę poczytać o stożku świetlnym.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sto%C5%BCek_%C5%9Bwietlny
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Oglądałem kiedyś dawno temu film: "Arytmetyka diabła" i do dzisiaj zastanawiam się, co się stało z tamtą dziewczyną, która urodziła się jako oryginalna Hannah w czasach przedwojennych w Polsce jako kuzynka i rówieśniczka Żydówki o imieniu Rivkah i żyła do momentu wcielenia się w nią drugiej swojej osoby z przyszłości, narodzonej długo po swojej śmierci. To znaczy po jej śmierci, tej wcielonej. Przecież musiało coś z nią być przed tym wszystkim. Musiała zaistnieć niezależnie od tego wszystkiego najpierw :)
Ta zreinkarnowana wstecznie do czasów wojny i owych wydarzeń w obozie kręciła się w kole czasowym i paradoksie podróży w czasie i w skórze tamtej oryginalnej zaistniała na chwilę tylko. Kim więc była tamta przed przybyciem Hanny z USA i dlaczego zniknęła pomimo pozornej kontynuacji swojej postaci? Czy nastąpiło zlanie się i skrócenie dwóch indywidualnych dusz w jedną, tak, aby nieodróżnialnie dla siebie i nikogo więcej i wspólnie przeżyły pewien los? Czy w żydowskiej kabale wystąpił przypadek powtórzenia się duszy w dwóch żywotach, jak gdyby zabrakło już duchowych kombinacji do powstawania niezależnych nowych przeliczalnych osób? Obawiam się, że to niemożliwe. I tak zawsze powstają dwie niezależne pełne dusze na zawsze.
Wszyscy dali się nabrać, ktoś inny stał się kimś, kim nie był a oryginalna dusza tej wcześniejszej zniknęła. Ktoś inny poprowadził jej ciało i los. Ktoś narodzony i zaistniały pozagrobowo względem niej.
Ciekawe, czy wtedy przestała istnieć i zniknął punkt odniesienia do czegokolwiek czy wspólnie z nową przeżywała to wszystko jak swoje. Fajna wsteczna reinkarnacja z paradoksem podróży w czasie.

W każdym razie bardzo pouczające, bo tak naprawdę nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie przeżyć i doznań innego człowieka, odczuć jego świadomości, jeżeli nie stanie się ową świadomością. Powtórzenie znajomych postaci po zmartwychwstaniu nic nie da, jeżeli nie będą świadomi wspólnych przeżyć z najbliższymi.
Inaczej zawsze wskrzeszony będzie ranił kogoś swoją ignorancją i powierzchownym zrozumieniem tajemnicy tego, co działo się naprawdę w czyimś życiu i sercu.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Tak więc mamy tu jednocześnie wskrzeszenie, reinkarnację i podróż w czasie tej samej jednostki. Jak widać te zjawiska istnienia nie muszą się wykluczać. :)
Nie było to po prostu fantomatyczne, czy we śnie wszczepienie do pamięci Hanny z USA przeżyć tamtej dawnej dziewczyny, aby zrozumiała los drugiej osoby, do której była przypadkiem bardzo podobna, bo istniały dowody obiektywne na przejście informacji z przyszłości do przeszłości i zmianę rzeczywistości przez to. Ktoś naprawdę wtedy, w okresie wojny, pojawił się z konkretnej przyszłości i miał wiedzę o faktach, które nastąpić miały dopiero za kilkadziesiąt lat. I co więcej - te informacje miały wpływ na przyszłość, zmieniły bieg wydarzeń w dużym stopniu. Ciotka Hanny była tego bezpośrednim świadkiem, tych niewytłumaczalnych zjawisk.
Prawdopodobnie chodziło o zasugerowanie zwycięstwa nad śmiercią i ludzkimi marnymi próbami zniszczenia drugiego człowieka. Dusza wymyka się spod arytmetyki nazistów usiłujących policzyć niematerialne i nieprzeliczalne, to co powoduje nas samych.
"Zostałeś dodany, zostałeś wyeliminowany. Nie było już więcej Żydów".
Tyle, że do niematerialnej duszy nie da się stosować arytmetyki przeliczalnych materialnych obiektów. Otworzy znowu oczy wszędzie i zawsze ktoś stanie się sobą, równoprawnym z każdym.
Albo o to, że skoro zabrakło duszy tamtej dziewczyny, ktoś inny musi wypełnić to miejsce nawet za cenę podróży międzyosobowej w czasie i odczucia nieuchronności istnienia. Piękna aluzja do problemu paradoksu przerwy w istnieniu. Dlaczego skoro wszyscy zmarli już przeminęli i zniknęli, ktoś nadal jest sobą w aktualnym momencie.
Z problemem nieistnienia współczesnej Hanny z USA przez czas wcielenia się w dawną poradzono sobie w ten sposób, że straciła przytomność na chwilę. Czyli zniknął punkt odniesienia do wszystkiego i nie musiała być jednocześnie w latach 90 XX wieku i w czasach wojny. Wniosek stąd taki, że tamta pierwsza oryginalna, która narodziła się wtedy i żyła do czasu przybycia dziewczyny z przyszłości też w owym momencie przestała istnieć. Ale nie zmarła. Po prostu zniknęła :?
Być może odczuwała na sobie wszystko dalej i nawet odrodziła się sobą w późniejszych czasach w tamtej z USA, ale jak to stwierdzić? Ktoś jest świadomy, ale kogoś być może nie ma. W ogóle. Nie to, że jest nieświadomy. I nie ma całego otoczenia, jak nie ma w ogóle świata lat 90' w momencie otwarcia oczu przez jednostkę w latach 40'. Natrafiamy na paradoks.
Na szczęście są inni ludzie naokoło, więc prawdopodobnie istnieje więcej niż jedna i ta sama dusza.
Inaczej jaki sens miałoby to wszystko? Wspólne działanie, współczucie, współistnienie w różnorodnej rzeczywistości, dążenie do indywidualnych celów, nie tylko materialnych, ale też wiecznych?

Druga sprawa to pytanie, które zadaje więźniarka obozu koncentracyjnego wtedy, kiedy już wie przez co każdy przeszedł: "Dlaczego dzieją się tak okropne rzeczy"?
Oczywiście: "Zapytaj nazistów!"
Ale po co to: "Zapytaj Boga?" Bo nastąpiła reinkarnacja i przeskok nad śmiercią w inną jednostkę w tłumie na przekór prymitywnym mordercom z ludzkiego gatunku?
Mamy do czynienia z paradoksem przerwy w istnieniu i tajemnicą przejść międzyosobowych w rzeczywistości oraz zwykłą fizyką czasoprzestrzeni a nie zabawą Stwórcy w pokazywanie istotom jakie losy inni mieli. Stwórca Wszechmogący i Wszechmiłosierny nie może być aż takim ograniczonym, żeby nie rozumieć co naprawdę się dzieje i jeszcze tym się bawić. To On zasługuje na współczucie a nie my.
Prawdopodobnie lecimy na okruchach i ruinach potencjalnej absolutnej doskonałej rzeczywistości w nieznaną przyszłość.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Agnieszka Gajewska twierdzi, że bohatera "Powrotu z gwiazd" uratowała miłość kobiety.
http://video.teatrstary.eu/video/bitwa- ... e-fiction/
Nie sądzę. To trochę inaczej było.
A nawet dosyć przewrotnie. Bohater zakochał się w Eri tragicznie, i owszem w pewnym momencie nawet prosił ją, żeby go ratowała, ale prawdopodobnie właśnie przed tym, co nim tak miotało.
Nie dość, że rozbił jej związek z partnerem, będący wersją nowoczesnego małżeństwa na próbę, to jeszcze wpakował w żenującą sytuację, z której ciężko było wyjść z honorem.
Może to przez różnice dzielące świat, w którym istniał, zanim opuścił Ziemię, od świata, który pojawił się w tym miejscu za ponad 100 lat. Przerwa w istnieniu. Ten sam, ale nie ten sam. Ludzie już nie rozumieli miłości tak jak wtedy. Betryzowani nie byli zdolni do zachowań ryzykownych, zagrażających życiu, zdrowiu i bezpieczeństwu, wyeliminowano agresywne instynkty, ale pewnie też naruszono całą strukturę przeżyć i działań związanych z emocjami występującymi w relacjach kwitnących młodych istot obojga płci. Ten moment, kiedy Eri idzie za nim posłusznie i tak jakby zaczynała odwzajemniać miłość, bohater zaczyna się uśmiechać z nadzieją i nagle szok - zaczyna rozumieć, co się dzieje, odwraca się i zaczyna uciekać oburzony, na oślep przed siebie. To nie była jej miłość, to było coś okropnego. Trudno znaleźć odpowiednie słowo na określenie tego stanu i zachowania kobiet z przyszłości. Betryzowanych kobiet.
To było posłuszeństwo! Posłuszeństwo wywołane lękiem o to, żeby dziki człowiek z przeszłości czegoś nie zrobił rywalowi, mężczyźnie, z którym była. Odczucie miłości jako jakiegoś szantażu? Czy tak wszystkie kobiety będą kiedyś myślały?
Nie dziwię się, że Hal tak zareagował. To gorsze niż litość.
Jeżeli coś kogoś wtedy uratowało, to uratowało Eri. Kobietę, która stanęła w prawdzie o sobie i miłości do kogoś.
Dokonała błyskawicznego wyboru i pokonując wszelkie narzucone chemicznie, biologicznie i kulturowo ograniczenia stanęła oko w oko z prawdą.
Miłość okazała się silniejsza. I ważniejsza.
Kobieta potrafiła naprawdę zaryzykować życie dla mężczyzny! :angelic-cyan:



Pomysł był dobry, ale sam pisarz zresztą tej swojej książki nie cierpiał i wielokrotnie tłumaczył, dlaczego jej czytać nie trzeba, a jeżeli już trzeba, to jak jej czytać nie należy. Pewnie nie chodziło tylko o tę sprawę, ale mimo wszystko nie trzeba być tak naiwnym.
Pani Agnieszce Gajewskiej nie przeszkadzało zachowanie betryzowanej Eri, która prawie zniszczyła siebie jako kobietę, honor mężczyzny i sprowadziła miłość damsko-męską do absurdu a czepiła się książki kucharskiej, po którą sięgnęła na stacji Solaris wskrzeszona Harey. Przecież ludzie muszą coś jeść. :)
Co w tym dziwnego czy niepoprawnego, że kobieta czy mężczyzna przygotowuje pożywienie.
A prawdziwa miłość szantażem nie jest. Życie i tak zafunduje niejedną próbę i nie da się wtedy udawać.

Hala Bregga uratowała Ziemia. Nasza kolebka i wyjątkowy klejnot w całej przestrzeni kosmicznej. Nasz jedyny dom. Wszechświat jest niesamowicie piękny i pociągający, dający możliwość zafundowania sobie bohaterskich przeżyć, jak też i odczucia śmiertelnej trwogi i zwątpienia, ale bez Ziemi, bez ciągłości istnienia, bez kontaktu z równoprawnymi nam istotami, które możemy zrozumieć a one nas, żadnym rajem nie będzie.

Pewnie już osoby związane z twórczością Lema znaleźli ten wątek w sieci. Jakiś schizofrenik (którym niekoniecznie jestem) bajdurzy o wspólnym problemie wszystkich książek Lema - paradoksie przerwy w istnieniu, "paradoksie statku Tezeusza", nieweryfikowalnym, ale rzeczywistym i obecnym wszędzie i wiecznie dziwnym zjawisku życia i śmierci naszej osoby, sprytnie wykorzystanym przez autora do tego, aby na jego podstawie tworzyć nieskończone, nieśmiertelne i samonapędzające się fabuły o całej reszcie świata, o bogactwie rzeczywistości materialnej.
Oczywiście w żadnym miejscu tego wątku nie roszczę sobie prawa do nieomylnej wykładni ani pretensji do udziału w jakiejś poważnej polemice. Piszę dla zabawy, bo takie mam hobby. :)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Obejrzałem parę dni temu "Solaris" Tarkowskiego z 1972 roku i muszę przyznać, że wywarł na mnie większe wrażenie niż film Soderbergha z 2002 roku. Większe emocje były, Harey piękniejsza, dialogi bohaterów bardziej przypominały myśli z książki Lema, scena wskrzeszenia bardziej "realistyczna", jeżeli można to tak powiedzieć, no i te piękne klimaty Ziemi.
Film a książka to dwie różne rzeczy, mają też przecież różnych autorów, ale każdy twórca ma prawo oddać swoje subiektywne wrażenia. Tarkowski bardzo dobrze oddaje stany ducha bohaterów, nawet jeżeli wykraczają poza to, co było w fabule książki.
Muszę obejrzeć jeszcze raz, bo nasuwają mi się dosyć ciekawe refleksje, a nie chciałbym, żeby coś umknęło.
ODPOWIEDZ

Wróć do „nauka”