
skasowany
Moderator: moderatorzy
-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: czw sie 02, 2007 11:27 am
- Lokalizacja: Szczecin
[quote="Wiktor"]***
prawda jest taka że nie wiem więcej od nich
pamiętam jak prowadzili mnie z izby przyjęć
długim korytarzem na oddział czwarty a ja głupi
cieszyłem się że wreszcie zrozumiem wszystko
znaczy się boga który jest każdym człowiekiem
nie zrozumiałem nic okazało się że nie ma żadnej
tajemnicy wszystko to czysta chemia zaburzenia
w poziomie neuroprzekaźników głównie dopaminy
i wystarczy mała tabletka dwa razy dziennie
a człowiek ma w dupie boga i myśli tylko skąd
pożyczyć pieniądze na papierosy i żarcie
i okazuje się że większość otaczających cię ludzi
myśli podobnie i rozmawiać z nimi można o wszystkim
tylko nie o bogu sensie życia i tym podobnych
pierdołach kiedy przestajesz o tym mówić
ludzie w białych fartuchach wypisują cię na wolność
a później jest kolejny etap szaleństwa myślisz
że masz misję do spełnienia że powinieneś opisać
ten dziwny świat że to interesuje innych ludzi
nic bardziej mylnego nie interesuje to nikogo
Ten wiersz idealnie pasuje do tego co ja przeżyłam. Myślałam że mam bezpośredni kontakt z Bogiem, że jestem mistykiem, a jedna mała tabletka spowodowała że mój kontakt z Bogiem urwał się. Mój Bóg okazał się zaburzoną chemią w mózgu. Gdy to sobie uświadomiłam zniknął całkowicie z mojego życia. Później myślałam, że mam to opisać, nawet przepisałam do komputera jeden zeszyt z okresu moich mistycznych przeżyć, nadal łudzę się nadzieją że ktoś mi powie- to nie była psychoza to był prawdziwy kontakt ze światem duchowym, przecież mówili do mnie aniołowie, święci, Jezus, szatan, a teraz jestem nikim, jedna mała tabletka zabrała mi cały śwait duchowy- Boga, aniołów, świętych i diabła
prawda jest taka że nie wiem więcej od nich
pamiętam jak prowadzili mnie z izby przyjęć
długim korytarzem na oddział czwarty a ja głupi
cieszyłem się że wreszcie zrozumiem wszystko
znaczy się boga który jest każdym człowiekiem
nie zrozumiałem nic okazało się że nie ma żadnej
tajemnicy wszystko to czysta chemia zaburzenia
w poziomie neuroprzekaźników głównie dopaminy
i wystarczy mała tabletka dwa razy dziennie
a człowiek ma w dupie boga i myśli tylko skąd
pożyczyć pieniądze na papierosy i żarcie
i okazuje się że większość otaczających cię ludzi
myśli podobnie i rozmawiać z nimi można o wszystkim
tylko nie o bogu sensie życia i tym podobnych
pierdołach kiedy przestajesz o tym mówić
ludzie w białych fartuchach wypisują cię na wolność
a później jest kolejny etap szaleństwa myślisz
że masz misję do spełnienia że powinieneś opisać
ten dziwny świat że to interesuje innych ludzi
nic bardziej mylnego nie interesuje to nikogo
Ten wiersz idealnie pasuje do tego co ja przeżyłam. Myślałam że mam bezpośredni kontakt z Bogiem, że jestem mistykiem, a jedna mała tabletka spowodowała że mój kontakt z Bogiem urwał się. Mój Bóg okazał się zaburzoną chemią w mózgu. Gdy to sobie uświadomiłam zniknął całkowicie z mojego życia. Później myślałam, że mam to opisać, nawet przepisałam do komputera jeden zeszyt z okresu moich mistycznych przeżyć, nadal łudzę się nadzieją że ktoś mi powie- to nie była psychoza to był prawdziwy kontakt ze światem duchowym, przecież mówili do mnie aniołowie, święci, Jezus, szatan, a teraz jestem nikim, jedna mała tabletka zabrała mi cały śwait duchowy- Boga, aniołów, świętych i diabła
Sposób na długie życie - CZUŁOŚĆ, BEZINTERESOWNOŚĆ, AKCEPTACJA
ciekawe opisy życia szpitalnego..
'kiedy przestajesz o tym mówić
ludzie w białych fartuchach wypisują cię na wolność'
..tak jest rzeczywiście. już podczas pierwszego pobytu zrozumiałem, że lekarzom nie można mówić o wszystkim co się czuje, bo będą trzymać w szpitalu jak najdłużej. więc za każdym razem ściemniałem, że wcale nie słyszę już głosów, nie boję się i że naprawdę chce mi się żyć. pf..
jedna tabletka wieczorem i cały świat legnie w gruzach. jedna tabletka wieczorem i umierasz. nie wiem co o tym myśleć.. nie chcę tak umierać. nie chcę.
już chyba wolę swoją 'nienormalność'. nie wiem..
'kiedy przestajesz o tym mówić
ludzie w białych fartuchach wypisują cię na wolność'
..tak jest rzeczywiście. już podczas pierwszego pobytu zrozumiałem, że lekarzom nie można mówić o wszystkim co się czuje, bo będą trzymać w szpitalu jak najdłużej. więc za każdym razem ściemniałem, że wcale nie słyszę już głosów, nie boję się i że naprawdę chce mi się żyć. pf..
jedna tabletka wieczorem i cały świat legnie w gruzach. jedna tabletka wieczorem i umierasz. nie wiem co o tym myśleć.. nie chcę tak umierać. nie chcę.
już chyba wolę swoją 'nienormalność'. nie wiem..
Jeżyku, Jeremi, bardzo się cieszę, że moje wiersze mówią o czymś, co jest dla Was zrozumiałe. Może jednak istnieje jakaś płaszczyzna porozumienia między nami i nie jestesmy tylko samotnymi wyspami w oceanie obłędu.
Trochę pataosu mi się wdarło, żeby go złagodzić zauważę, że na forum zrobiło się strasznie niebezpiecznie.
Pozdrawiam serdecznie!
Trochę pataosu mi się wdarło, żeby go złagodzić zauważę, że na forum zrobiło się strasznie niebezpiecznie.
Pozdrawiam serdecznie!
Ostatnio zmieniony ndz gru 21, 2008 12:26 pm przez Wiktor, łącznie zmieniany 1 raz.
...zwierzę morskie, które żyje na lądzie i chciałoby fruwać
- marcelinka
- zaufany użytkownik
- Posty: 7964
- Rejestracja: czw sty 25, 2007 7:24 pm
- Kontakt:
- marcelinka
- zaufany użytkownik
- Posty: 7964
- Rejestracja: czw sty 25, 2007 7:24 pm
- Kontakt:
Mandry, Jeremi, staram się nie pisać o pierdołach i jesli to do kogoś trafia to bardzo się cieszę.
Pozdrowienia!
Pozdrowienia!
Ostatnio zmieniony ndz gru 21, 2008 12:27 pm przez Wiktor, łącznie zmieniany 1 raz.
...zwierzę morskie, które żyje na lądzie i chciałoby fruwać
- marcelinka
- zaufany użytkownik
- Posty: 7964
- Rejestracja: czw sty 25, 2007 7:24 pm
- Kontakt:
Mandry, Jeremi, dzięki!
W psychiatryku byłem pięciokrotnie, dwa pierwsze pobyty to ostre psychozy, trzy pozostałe depresja. Heh, kiedy byłem młody i głupi (bo teraz jestem już tylko głupi) cholernie ciekawy byłem, jak to jest w tym słynnym wariatkowie. Myślałem nawet, żeby udać chorobę i jakoś się tam wkręcić. No i proszę jak to marzenia się spełniają.
Moja choroba ma taką specyfikę, że w stanie ostrym, nawet gdy mam urojenia i omamy zachowuję logiczny tok myślenia i można ze mną nawiązać normalny kontakt. Dlatego wnikliwie obserwowałem, co działo się dookoła mnie. Pamiętam jak pierwszy raz znalazłem się na oddziale, byłem niezmiernie zdziwiony, czym? A no tym, że większość otaczających mnie ludzi sprawia wrażenie całkiem normalnych. To co pokazują na filmach (z nielicznymi wyjątkami) to bzdury, krzywe zwierciadło, totalne nieporozumienie. Nie chciałbym jednak znaleźć się w psychiatryku kilkadziesiąt lat temu, gdy nie było jeszcze leków neuroleptycznych, mogę się tylko domyślać, że było nieciekawie. Z reguły dosyć szybko zaznajomiałem się z chorymi, jak i personelem. Mozna spotkać przeróżnych ludzi: młodych i starych, brzydkich i pięknych, różnych zawodów - od sprzątaczek, przez lekarzy do dyrektorów, bogatych i biednych, głupich i mądrych. Cierpiących na wszystkie znane choroby psychiczne, czasmi jednoczenie, czasmi cierpiących na jeszcze nie znane. Poza tym alkoholików, narkomanów, uzależnionych od hazardu, seksu. Trafiają się zupełnie zdrowi, którzy znaleźli się tutaj z powodu bezdomności, migający się od wojska, więzienia, życia.
W trakcie mojego drugiego pobytu w psychiatryku wypiłem więcej alkoholu, niż kiedykolwiek na wolności, na sali było dwóch alkoholików, którym koledzy przynosili dostawy. Mieliśmy wolne wyjścia, było lato siedzieliśmy w parku i pociągaliśmy wódę z butelek po soku.
Zdarzają się też miłości, znam dzieczynę która poznała chłopaka właśnie w psychiatryku i są razem już cztery lata.
Tam gdzie byłem było bardzo dobre żarcie, niestety niewielkie porcje, ale naprawdę dobre, nawet zwykła kartoflanka z czosnkiem była tak wspaniale doprawiona, że gdyby było jej więcej to zjadłbym cały garnek. Personel raczej przyjazny, zaprzyjaźniłem się z psychoterapeutką, do dziś piszemy do siebie. Poza tym głównie leki, jestem dość potężnie zbudowany, co nie znaczy gruby, i nawet duże dawki nie potrafiły mnie pozamiatać, jak co niektórych. Psycholodzy robili niewiele i jakiejś sensownej psychoterapii nie było. Jak podliczyć wszystkie moje pobyty to spędziłęm tam ponad rok życia, i dość, nie zamierzam więcej wracać.
Tak więc jest o czym pisać i będę do tego tematu wracał, ale już chyba prozą, bo ta cała poezja mi się przejadła. Od dłuższego czasu myśle nad opowiadaniem i kiedyś się za nie zabiorę. Zresztą ja programowo piszę o szaleństwie i swoich bohaterów osadzam w realich szpitali psychiatrycznych. Ubzdurałem sobie, że mam misję pokazania świata choroby ludziom zdrowym. Cóż, widać jestem niereformowalny.
Pozdrawiam Wszystkich co tu zaglądają!
W psychiatryku byłem pięciokrotnie, dwa pierwsze pobyty to ostre psychozy, trzy pozostałe depresja. Heh, kiedy byłem młody i głupi (bo teraz jestem już tylko głupi) cholernie ciekawy byłem, jak to jest w tym słynnym wariatkowie. Myślałem nawet, żeby udać chorobę i jakoś się tam wkręcić. No i proszę jak to marzenia się spełniają.
Moja choroba ma taką specyfikę, że w stanie ostrym, nawet gdy mam urojenia i omamy zachowuję logiczny tok myślenia i można ze mną nawiązać normalny kontakt. Dlatego wnikliwie obserwowałem, co działo się dookoła mnie. Pamiętam jak pierwszy raz znalazłem się na oddziale, byłem niezmiernie zdziwiony, czym? A no tym, że większość otaczających mnie ludzi sprawia wrażenie całkiem normalnych. To co pokazują na filmach (z nielicznymi wyjątkami) to bzdury, krzywe zwierciadło, totalne nieporozumienie. Nie chciałbym jednak znaleźć się w psychiatryku kilkadziesiąt lat temu, gdy nie było jeszcze leków neuroleptycznych, mogę się tylko domyślać, że było nieciekawie. Z reguły dosyć szybko zaznajomiałem się z chorymi, jak i personelem. Mozna spotkać przeróżnych ludzi: młodych i starych, brzydkich i pięknych, różnych zawodów - od sprzątaczek, przez lekarzy do dyrektorów, bogatych i biednych, głupich i mądrych. Cierpiących na wszystkie znane choroby psychiczne, czasmi jednoczenie, czasmi cierpiących na jeszcze nie znane. Poza tym alkoholików, narkomanów, uzależnionych od hazardu, seksu. Trafiają się zupełnie zdrowi, którzy znaleźli się tutaj z powodu bezdomności, migający się od wojska, więzienia, życia.
W trakcie mojego drugiego pobytu w psychiatryku wypiłem więcej alkoholu, niż kiedykolwiek na wolności, na sali było dwóch alkoholików, którym koledzy przynosili dostawy. Mieliśmy wolne wyjścia, było lato siedzieliśmy w parku i pociągaliśmy wódę z butelek po soku.
Zdarzają się też miłości, znam dzieczynę która poznała chłopaka właśnie w psychiatryku i są razem już cztery lata.
Tam gdzie byłem było bardzo dobre żarcie, niestety niewielkie porcje, ale naprawdę dobre, nawet zwykła kartoflanka z czosnkiem była tak wspaniale doprawiona, że gdyby było jej więcej to zjadłbym cały garnek. Personel raczej przyjazny, zaprzyjaźniłem się z psychoterapeutką, do dziś piszemy do siebie. Poza tym głównie leki, jestem dość potężnie zbudowany, co nie znaczy gruby, i nawet duże dawki nie potrafiły mnie pozamiatać, jak co niektórych. Psycholodzy robili niewiele i jakiejś sensownej psychoterapii nie było. Jak podliczyć wszystkie moje pobyty to spędziłęm tam ponad rok życia, i dość, nie zamierzam więcej wracać.
Tak więc jest o czym pisać i będę do tego tematu wracał, ale już chyba prozą, bo ta cała poezja mi się przejadła. Od dłuższego czasu myśle nad opowiadaniem i kiedyś się za nie zabiorę. Zresztą ja programowo piszę o szaleństwie i swoich bohaterów osadzam w realich szpitali psychiatrycznych. Ubzdurałem sobie, że mam misję pokazania świata choroby ludziom zdrowym. Cóż, widać jestem niereformowalny.
Pozdrawiam Wszystkich co tu zaglądają!
...zwierzę morskie, które żyje na lądzie i chciałoby fruwać
uh.. jak wiadomo, ja byłem w tym roku dwa razy.. co prawda, nie tak długo, ale.. dwa pobyty - dwa różne szpitale.. jeden - szpital o bardzo złej reputacji, oddział męski, kilku pacjentów w pasach, a większość bardzo chora.. zero opieki psychologicznej.. i w ogóle - lipa... ciężko było generalnie..
drugi - już spokojniej. psycholog dostępny, oddział ogólny, spokojni pacjenci.. o wiele lepiej... ale i dłuższy pobyt.. no i ostateczne stwierdzenie psychozy. ale nie o tym chciałem...
ja wiem, o czym piszesz wiktor.. doskonale to znam..
w każdym razie.. chcę powiedzieć, że bardzo interesują mnie twoje spostrzeżenia ze szpitala, bo sam szpital przeżyłem i wiem jak to jest..
a niezwykle ciekawie ubierasz to wszystko w słowa. czasami jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak potrafisz wszystko spuentować..
pozdrawiam ciepło. czekam na twoją prozę
drugi - już spokojniej. psycholog dostępny, oddział ogólny, spokojni pacjenci.. o wiele lepiej... ale i dłuższy pobyt.. no i ostateczne stwierdzenie psychozy. ale nie o tym chciałem...
ja wiem, o czym piszesz wiktor.. doskonale to znam..
w każdym razie.. chcę powiedzieć, że bardzo interesują mnie twoje spostrzeżenia ze szpitala, bo sam szpital przeżyłem i wiem jak to jest..
a niezwykle ciekawie ubierasz to wszystko w słowa. czasami jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak potrafisz wszystko spuentować..
pozdrawiam ciepło. czekam na twoją prozę

Na tą prozę przyjdzie jeszcze trochę poczekać, bo na razie nie mam czasu. A chcę, żeby to było prawdziwe opowiadanie. Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony ndz gru 21, 2008 12:28 pm przez Wiktor, łącznie zmieniany 1 raz.
...zwierzę morskie, które żyje na lądzie i chciałoby fruwać