CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Moderator: moderatorzy
Regulamin forum
W dyskusji na tematy religijne oraz duchowości, lecz nie związane ze schizofrenią proszę używać działu tematy dowolne -> filozofia.
W dyskusji na tematy religijne oraz duchowości, lecz nie związane ze schizofrenią proszę używać działu tematy dowolne -> filozofia.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Z tego co udało mi się zrozumieć najbardziej pociąga ludzi w tej Organizacji pewien specyficzny rodzaj miłości: philia (agape). Jest to dla nich takie tkliwe uczucie, jakim darzy się najbliższe osoby w rodzinie, najbliższych krewnych. Stąd wzajemne tytułowanie się braćmi i siostrami, nadskakiwanie sobie wzajemne z życzliwością i ofiarnością, altruizm i współczucie. Jeszcze boska inspiracja i akceptacja i Towarzystwu Strażnica udało się z obcych sobie ludzi utworzyć społeczność zorganizowaną z dobrej woli.
Niestety nie ma tak dobrze na świecie, żeby te naturalne uczucie dało radę zsyntezować i rozprowadzić nagle skutecznie po tłumach i naprawdę to tylko philiopodobny sztuczny produkt. Ale w miarę działający.
Nic dziwnego, że nie wytrzymuje naprawdę realnych problemów z życia tych wszystkich jednostek i świata.
Co więcej - kiedy jakiemuś wykluczonemu albo zwykłemu światusowi odbierze się nagle ową słodycz sztucznej philii i w ten sposób zmusi do lojalności albo zapłaty całym swoim życiem Towarzystwu, to delikwent wariuje. Jeżeli zaś zdążył wytworzyć w sobie naturalne emocje tego typu do znajomych w zborze a w zamian otrzymuje automatyczne warunkowe tak albo nie i obojętność na głębszym poziomie (przewrotną, podłą, jak do obcych) nawet od własnej rodziny, żony, rodziców, braci, to zaburzenia gwarantowane.
Przeciwieństwem filii jest fobia. To wszystko tłumaczy.
Niestety nie ma tak dobrze na świecie, żeby te naturalne uczucie dało radę zsyntezować i rozprowadzić nagle skutecznie po tłumach i naprawdę to tylko philiopodobny sztuczny produkt. Ale w miarę działający.
Nic dziwnego, że nie wytrzymuje naprawdę realnych problemów z życia tych wszystkich jednostek i świata.
Co więcej - kiedy jakiemuś wykluczonemu albo zwykłemu światusowi odbierze się nagle ową słodycz sztucznej philii i w ten sposób zmusi do lojalności albo zapłaty całym swoim życiem Towarzystwu, to delikwent wariuje. Jeżeli zaś zdążył wytworzyć w sobie naturalne emocje tego typu do znajomych w zborze a w zamian otrzymuje automatyczne warunkowe tak albo nie i obojętność na głębszym poziomie (przewrotną, podłą, jak do obcych) nawet od własnej rodziny, żony, rodziców, braci, to zaburzenia gwarantowane.
Przeciwieństwem filii jest fobia. To wszystko tłumaczy.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Nigdy nie odniosłam wrażenia, że jest to sztuczne i nieprawdziwe, a tytułowanie się siostrami i braćmi jest powszechne w różnego rodzaju wspólnotach.cezary123 pisze:Jest to dla nich takie tkliwe uczucie, jakim darzy się najbliższe osoby w rodzinie, najbliższych krewnych. Stąd wzajemne tytułowanie się braćmi i siostrami, nadskakiwanie sobie wzajemne z życzliwością i ofiarnością, altruizm i współczucie. (...)naprawdę to tylko philiopodobny sztuczny produkt.
LaDopamina
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Byłaś ochrzczoną siostrą?unreal pisze: Nigdy nie odniosłam wrażenia, że jest to sztuczne i nieprawdziwe, a tytułowanie się siostrami i braćmi jest powszechne w różnego rodzaju wspólnotach.

Jeżeli nie, to widziałaś wszystko tylko z zewnątrz u obcych. Ja akurat mam w rodzinie 3 osoby będące ochrzczonymi Świadkami Jehowy.
Nie chodzi mi o to, że to jest kreowane na niby przez owe jednostki. Tak jak pisałem, po pewnym czasie z pewnością każdy wytworzyłby takie naturalne piękne uczucia do jakichś lubianych znajomych w zborze, czy innej wspólnocie albo komunie. Chodziło mi o to, że ten program philii dla obcych sobie ludzi jest polityką Towarzystwa Strażnica albo ściślej mówiąc próbą zarządzania w ten sposób zasobami istot, które połączy pewna ściśle określona reakcja religijna. I tak samo jak reakcja religijna jest nieprzewidywalna naprawdę, tak samo owa miłość przypadkowych obcych ludzi nie może być utrzymywana sztucznie idealnie. Mam wrażenie, że to jest bardzo powierzchowne i o ile na zebraniach czy kongresach w odizolowanym środowisku, w sprzyjających warunkach kwitnie, to w życiu podlega niestety jego prawom. Naturalne rodzinne więzy potrafią się rozpaść nieoczekiwanie a co mówić taka próba zaaranżowania miłości w wielomilionowym społeczeństwie obcych sobie ludzi. Dlatego nie dziwi mnie, kiedy słyszę o tym, że świadkowie spotykają się na sprawach sądowych, że są wśród nich przestępstwa, wykluczenia, zwątpienia, konflikty interesów. Cudów nie ma. Są prawa psychologii, biologii i socjologii.
Wydaje mi się, że najbardziej wzbudzały u ŚJ taką miłość tzw. prześladowania świata. To pobudzało do wzajemnej solidarności, współczucia, ochrony przed szatańskim systemem rzeczy i innych szlachetnych uczuć i uczynków wobec braci w wierze. W ostatnich latach zrobiło się jednak na nieszczęście za dobrze. Nikt ich nie chce prześladować! Cieszą się pełnymi prawami, przynajmniej w Europie. Nie ma tego czegoś, co pierwszych chrześcijan czyniło heroicznymi męczennikami. Nie ma chrześcijanki Ligii, przeznaczonej na pożarcie przez lwy i cały szatański Rzym, która wzbudzała tak wielkie emocje i poświęcenie braci, jak to ten Sienkiewicz wymyślał. To była prawdziwa philia i wiara. I to na tegorocznych kongresach chcą znowu im zaindukować. Lęk przed szatańskim światem i fałszywą religią. I Wielkim Uciskiem.
Ale to u ŚJ to raczej już parodia. Obejrzyj sobie ten film "Jehowo w tobie pokładam ufność" z tym kosmitą z piorunem, a potem zapytaj ŚJ przy stojaku o 144 000 pomazańców nieśmiertelnych - oryginalnych i wyłącznych braci Chrystusa, wielką kwestię sporną w niebie, Rząd jako Niebo i drugie owce na Ziemi.

Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
cezary123 pisze:Jeżeli nie, to widziałaś wszystko tylko z zewnątrz u obcych.
Nie byłam na zewnątrz.
Nie wiem, czy to na pewno polityka Towarzystwa, bo znam wspólnotę, która nie ma nic rządzącego nią odgórnie, dość niejednorodną, a mimo to jest ten duch współpracy na wielu poziomach, pomocy (także materialnej) i właśnie tego ciepłego zainteresowania i wzajemnej życzliwości.cezary123 pisze:Chodziło mi o to, że ten program philii dla obcych sobie ludzi jest polityką Towarzystwa Strażnica albo ściślej mówiąc próbą zarządzania w ten sposób zasobami istot, które połączy pewna ściśle określona reakcja religijna.
cezary123 pisze:Wydaje mi się, że najbardziej wzbudzały u ŚJ taką miłość tzw. prześladowania świata.
Masz rację, ciągłe indukowanie zagrożeń pochodzących z zewnątrz.
A dajże spokój, Cezarze, ja wymiękłam na ciałach chwalebnych i podwójnym zmartwychwstaniu, w dodatku machnęli się w obliczeniach co do daty końca świata, więc całkowicie stracili wiarygodność. Potem doszłam do wniosku, że całe nauki chrześcijańskie, niezależnie od odłamu, nie trzymają się kupy.cezary123 pisze:Obejrzyj sobie ten film "Jehowo w tobie pokładam ufność" z tym kosmitą z piorunem a potem zapytaj ŚJ przy stojaku o 144 000 pomazańców nieśmiertelnych - oryginalnych i wyłącznych braci Chrystusa, wielką kwestię sporną w niebie, Rząd i drugie owce.
LaDopamina
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
No to jeszcze sprawdźmy co oryginalnie znaczy pojęcie określające rodzaje miłości filia, agape.
A tu interpretacja Towarzystwa Strażnica:
http://wol.jw.org/pl/wol/d/r12/lp-p/2009524#h=20
Czy miłość bezinteresowna, niesamolubna, wieczna, świadoma i wynikająca z czyjejś woli, będąca w gruncie rzeczy zasadą istnienia, to to samo co "miłość oparta na zasadach biblijnych"? (Pod dyktando przepisów o różnych sprawach. Legalizm judaizmu? Cała kabała konstruowana na tekście Biblii od czasów kłótni o Watchtower Society prezesa Russela z Barbourem - wspólnikiem adwentystą?).
Właśnie niestety tą wspólnotą rządzą odgórnie. Jeżeli nawet to ciepło, altruizm i serdeczność bez skrępowania kwitnie w sercach i w życiu prywatnym braci i promieniuje na nieświadome wszystkiego otoczenie, to jest jednak skrępowana przepisami, które co kilka dni podaje Ciało Kierownicze w jednym momencie na całym świecie na zebraniach i nad których wykonaniem muszą czuwać starsi i nadzorcy. Kto nie akceptuje, ten wykluczony i miłość gaśnie. Filia zamienia się w fobię. No i ta religijna doktryna, która musi kontynuować linię rozważań Russela i rozwijać Towarzystwo tak jak on chciał. Te wszystkie interpretacje roku 1914, zrzucenia Satana z nieba na Ziemię, nieśmiertelnych 144 000 niebian jako ostatku Izraelitów z Narodu Wybranego - czyli sukcesji tajemniczej narodu żydowskiego wybranych przez bóstwo i całej reszty ziemian jako tylko ludzi z narodów, obliczanie daty ponownego niewidzialnego albo widzialnego przyjścia Chrystusa i Armagedonu itp. to tylko kontynuacja jego pomysłów, które przekazał chronić Towarzystwu i jakoś kombinować z podawaniem wiarygodnym i wiernym ich następcom i kolejnym członkom Towarzystwa. Normalna praktyka przekazywania dziedzictwa firmy do trwania i rozwoju na tle konkurencji. Niestety nie za bardzo to świadkom wychodzi, bo świat pędzi tak szybko naprzód, że wykłady Russela nijak nie chcą pasować do rzeczywistości. Polecam zapoznać się z Testamentem Russela.
Jednej osobie ze ŚJ powiedziałem, że redukują w tym momencie te wszystkie piękne i sławne relacje międzyludzkie, życie, emocje, istnienie, tylko do wspólnego zainteresowania jednym produktem. Biblia i Towarzystwo Strażnica. Tak jak wspólni miłośnicy znaczków pocztowych na przykład. A gdzie reszta życia i to co z niego wynika? Jak to jest naprawdę między nimi, obcymi i znajomymi?
"Pan zna zasady, niech pan nie udaje!"
Rzekła z miłością. Na szczęście
A tu interpretacja Towarzystwa Strażnica:
http://wol.jw.org/pl/wol/d/r12/lp-p/2009524#h=20
Czy miłość bezinteresowna, niesamolubna, wieczna, świadoma i wynikająca z czyjejś woli, będąca w gruncie rzeczy zasadą istnienia, to to samo co "miłość oparta na zasadach biblijnych"? (Pod dyktando przepisów o różnych sprawach. Legalizm judaizmu? Cała kabała konstruowana na tekście Biblii od czasów kłótni o Watchtower Society prezesa Russela z Barbourem - wspólnikiem adwentystą?).
Właśnie niestety tą wspólnotą rządzą odgórnie. Jeżeli nawet to ciepło, altruizm i serdeczność bez skrępowania kwitnie w sercach i w życiu prywatnym braci i promieniuje na nieświadome wszystkiego otoczenie, to jest jednak skrępowana przepisami, które co kilka dni podaje Ciało Kierownicze w jednym momencie na całym świecie na zebraniach i nad których wykonaniem muszą czuwać starsi i nadzorcy. Kto nie akceptuje, ten wykluczony i miłość gaśnie. Filia zamienia się w fobię. No i ta religijna doktryna, która musi kontynuować linię rozważań Russela i rozwijać Towarzystwo tak jak on chciał. Te wszystkie interpretacje roku 1914, zrzucenia Satana z nieba na Ziemię, nieśmiertelnych 144 000 niebian jako ostatku Izraelitów z Narodu Wybranego - czyli sukcesji tajemniczej narodu żydowskiego wybranych przez bóstwo i całej reszty ziemian jako tylko ludzi z narodów, obliczanie daty ponownego niewidzialnego albo widzialnego przyjścia Chrystusa i Armagedonu itp. to tylko kontynuacja jego pomysłów, które przekazał chronić Towarzystwu i jakoś kombinować z podawaniem wiarygodnym i wiernym ich następcom i kolejnym członkom Towarzystwa. Normalna praktyka przekazywania dziedzictwa firmy do trwania i rozwoju na tle konkurencji. Niestety nie za bardzo to świadkom wychodzi, bo świat pędzi tak szybko naprzód, że wykłady Russela nijak nie chcą pasować do rzeczywistości. Polecam zapoznać się z Testamentem Russela.
Jednej osobie ze ŚJ powiedziałem, że redukują w tym momencie te wszystkie piękne i sławne relacje międzyludzkie, życie, emocje, istnienie, tylko do wspólnego zainteresowania jednym produktem. Biblia i Towarzystwo Strażnica. Tak jak wspólni miłośnicy znaczków pocztowych na przykład. A gdzie reszta życia i to co z niego wynika? Jak to jest naprawdę między nimi, obcymi i znajomymi?
"Pan zna zasady, niech pan nie udaje!"
Rzekła z miłością. Na szczęście

Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Bo tylko tym żyją, pod tym kątem łączą się w pary, wybierają pracę, dzieciom kolegów.cezary123 pisze: redukują w tym momencie te wszystkie piękne i sławne relacje międzyludzkie, życie, emocje, istnienie, tylko do wspólnego zainteresowania jednym produktem. Biblia i Towarzystwo Strażnica.
Taka jest idea bycia dobrym chrześcijaninem.
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Łk 14;26
LaDopamina
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Sądzę, że im samym to nie wystarcza i czują jakiś niedosyt. Przecież nie da się naprawdę blisko być z innymi opierając się tylko na jakiejś wspólnej fascynacji jakąś ideą albo produktem. I ta cała "miłość braci" okazuje się tylko bardzo powierzchownym stanem. Relacja człowiek - człowiek musi uwzględniać o wiele więcej. I to jest na tyle trudne, że bajania o miłości do wszystkich u ŚJ mogą być prawdziwe, ale tylko w zakresie wspólnych przedstawień i zlotówunreal pisze:Bo tylko tym żyją, pod tym kątem łączą się w pary, wybierają pracę, dzieciom kolegów.

Życie jest o wiele bardziej skomplikowane. Są w nim problemy o jakich się nie śniło braciszkom i siostrzyczkom russelowskim.
Albo jak wspólni miłośnicy muzyki metalowej na przykładcezary123 pisze:Tak jak wspólni miłośnicy znaczków pocztowych na przykład. A gdzie reszta życia i to co z niego wynika?

I co z całą głębią relacji mojego bytu do istnień wszystkich innych? Co z całokształtem realnego życia?
O to mi mniej więcej chodziło.
Albo jak wspólni zainteresowani schizofrenią na naszym forum i na tej podstawie przymilający się do innych "wtajemniczonych"

To tylko sztuczna, niedoskonała, fragmentaryczna podstawa relacji.
Tak, ale jesteśmy właśnie na tropie sedna problemu. Słowa "nie ma w nienawiści" oznaczają po prostu "nie ważniejsze od niego". Bliskowschodni sposób wyrażania się, podobnie jak z tym wielbłądem i uchem igielnym. Ale nawet gdyby Chrystusa nie było:unreal pisze:Taka jest idea bycia dobrym chrześcijaninem.
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Łk 14;26
Miłość społeczności oparta na zasadach biblijnych czy filatelistycznych może być oczywiście piękna i dobra. Ale w życiu nie ma tak dobrze. W życiu cokolwiek cenniejszego trzeba zdobywać takim wysiłkiem, takim natężeniem woli, o jakim się filozofom nie śniło. Życie nie zamyka się w Towarzystwie, które wyjdzie ze świata i odrzuci wykluczonych i wszystkich wokoło jakby nie istnieli. A później Jehowa wyekstrahuje z ludzkości grono słodkich obywateli i do raju a resztę unicestwi w śmierci wiecznej. Chrystus powiedział coś jeszcze, coś co wygląda na rzecz niemożliwą do zrealizowania. "Miłujcie nieprzyjaciół swoich!"
I to jest prawdziwy świat.
Jeżeli choć jednego uda nam się taką relacją obdarzyć, to będzie więcej niż miliony obściskujących się Świadków na stadionach. Jeżeli nie, to przynajmniej nie udawajmy, że rozumiemy do głębi drugiego człowieka, przyjaciela czy nieprzyjaciela i ich świat.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Świadkowie Jehowy to sekta, w której pod przyklejonymi uśmiechami kryje się cierpienie. Ofiary poddawane są manipulacjom, tracą majątki, częściej zapadają na choroby psychiczne. Bezwolne marionetki roznoszące 'Strażnicę' na kredowym papierze, zakupioną przymusowo za własne środki, karani przez zbór, mamieni ostatecznym 1287. końcem świata.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Oczywiście, że się da, zwłaszcza, że ma się wmawiane stałe zagrożenie płynące ze świata. Syndrom oblężonej twierdzy.cezary123 pisze: Przecież nie da się naprawdę blisko być z innymi opierając się tylko na jakiejś wspólnej fascynacji jakąś ideą albo produktem.
Nie zostaniesz w ogóle przyjęty, jako Ten, Który Się Nie Zna.cezary123 pisze:Każdy miłośnik metalu to już cudny brat? A jak mi ta muzyka brzmi przykro w moich uszach to co? Zostanę wykluczony!

Metalowcy nie mówią sobie <bracie>, bo sama muzyka to za mało, aczkolwiek odczuwa się pewne pokrewieństwo, myślę, że wynika to z tego, że mają podobne profile psychologiczne.
Podoba mi się to tłumaczenie z polskiego na nasze, ale Ewangelia momentami przypomina Koran.cezary123 pisze: Słowa "nie ma w nienawiści" oznaczają po prostu "nie ważniejsze od niego". Bliskowschodni sposób wyrażania się
Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz. Przyszedłem bowiem przeciwstawić syna jego ojcu, a córkę jej matce, a synową jej teściowej; bo wrogami człowieka mieszkańcy jego domu. Mt 10,34-36
Jezus zapowiedział swoim owcom, że różowo nie będzie, dlatego dla ŚJ to normalne, że nie ma dobrych relacji z niewierzącymi członkami rodziny.
LaDopamina
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Istniała dawniej koncepcja, że islam to sekta, która czerpie z chrześcijaństwa.unreal pisze: Ewangelia momentami przypomina Koran.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Wszystko jest częścią czegoś.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
.
Ostatnio zmieniony czw lip 21, 2016 12:11 am przez cezary123, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
To jeden z przykładów uporczywego zjawiska przekręcania sensu przez Towarzystwo i dopasowywania do swojej polityki.unreal pisze: Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz. Przyszedłem bowiem przeciwstawić syna jego ojcu, a córkę jej matce, a synową jej teściowej; bo wrogami człowieka mieszkańcy jego domu. Mt 10,34-36
Jezus zapowiedział swoim owcom, że różowo nie będzie, dlatego dla ŚJ to normalne, że nie ma dobrych relacji z niewierzącymi członkami rodziny.


Dlaczego niby powodem rozdźwięku między równymi sobie istotami miałby być stosunek do kontrowersyjnego Towarzystwa Strażnica z Ameryki i zjawiska socjologicznego braci i siostrzyczek w sekcie Świadków Jehowy? To już nie ma bardziej generalnych spraw bytu, mogących tworzyć jakieś bariery między nami?
Jeżeli przyjmiemy, że pisarz Ewangelii ciągle stosował owe zabiegi literackie, jakieś oksymorony, antytezy, to wszystko pozostaje w sferze literatury. Wszystko zależy od interpretacji odbiorców dzieła. Bić się o literaturę?
Poza tym to jest wewnętrznie sprzeczne. Zależy, w którym z nas umieścimy naprawdę owego "człowieka", którego miał na myśli podmiot literacki Ewangelii. "Przyszedłem przeciwstawić syna jego ojcu". Równie dobrze mogą być owym synem jak i owym ojcem. Jednocześnie przeczytamy co Chrystus rzekł i co wyjdzie? Gdzie on jest? Kto jest przeciwnikiem kogo?

To chyba w takim kontekście należy szukać głębi duchowej takich tekstów. Pisma objawione muszą porządnie zamotać w głowach równym sobie ludziom, żeby naprawdę przeniknąć do głębi dusz każdego z osobna i wszystkich razem. To bardzo ciekawy trop.
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Czyli jako ignorant "światus" u Świadków Jehowy. Te same prawa tego typu zjawiskunreal pisze: Nie zostaniesz w ogóle przyjęty, jako Ten, Który Się Nie Zna.![]()

I tak samo odnoszę wrażenie, że same wspólne badanie Biblii i "znanie się" na nadprzyrodzonym słowie Jehowy mającego "wypowiedzi życia wiecznego" to za mało, żeby człowiek z człowiekiem mógł istnieć w jakiejś relacji prawdziwej miłości bliźniego. Ale to niczyja wina. Po prostu rzeczywistość istnienia jest trudna i skomplikowana. Ludzie próby opanowania istnienia są za słabe i zbyt powierzchowne. U ŚJ radą na to jest po prostu wiara w nadprzyrodzoność Biblii i tego, że samo (przez Jehowę) wszystko stanie się w cudowny sposób. A życie swoje..unreal pisze:Metalowcy nie mówią sobie <bracie>, bo sama muzyka to za mało,
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Gdzie tu jest przekręcanie?cezary123 pisze:To jeden z przykładów uporczywego zjawiska przekręcania sensu przez Towarzystwo i dopasowywania do swojej polityki.unreal pisze: Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz. Przyszedłem bowiem przeciwstawić syna jego ojcu, a córkę jej matce, a synową jej teściowej; bo wrogami człowieka mieszkańcy jego domu. Mt 10,34-36
Jezus zapowiedział swoim owcom, że różowo nie będzie, dlatego dla ŚJ to normalne, że nie ma dobrych relacji z niewierzącymi członkami rodziny.![]()
Wystarczy umiejętność czytania ze zrozumieniem.
Pseudotłumaczenia fragmentów, które odbiegają od wyidealizowanego wizerunku chrześcijaństwa nie jest domeną ŚJ, w innych odłamach jest to samo.
Różnica jest taka, że ŚJ będą nawracać i namawiać, dopóki będą widzieć choć cień szansy.cezary123 pisze:Czyli jako ignorant "światus" u Świadków Jehowy. Te same prawa tego typu zjawiskunreal pisze:Nie zostaniesz w ogóle przyjęty, jako Ten, Który Się Nie Zna.![]()
LaDopamina
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
A metalowcy nie roszczą sobie prawa do nadprzyrodzonego posłannictwa i prozelityzmu. Nawet od tych swoich diabełków, w których nie wierząunreal pisze: Różnica jest taka, że ŚJ będą nawracać i namawiać, dopóki będą widzieć choć cień szansy.

Świadkowie Jehowy po bliższym poznaniu też rozczarowują. To zwykli ludzie zabiegani za swoimi interesami a sprawy Biblii i Królestwa niebian oraz ziemian w raju na ziemi to tylko taki smaczek w ich życiu. Oczywiście bardzo zobowiązujący i kontrolowany co kilka dni na zebraniach. Chyba, że ktoś aspiruje do bycia starszym i robienia kariery w strukturach. Reszta zajmuje się sprzątaniem sal i robotą na budowie nowych Sal Królestwa. I parę godzin miesięcznie głoszenia. Przydałoby się wykorzystać ten ich altruizm i miłość bliźniego oraz dążenie do Prawdy w jakimś naprawdę wartościowym i prawdziwym celu. Ale wtedy większość tych ludzi by odpadła. Za trudne jest życie bez cudów Jehowy. Zbyt obcy ludzie by kochać ich bezinteresownie dla ich prawdziwego dobra. Zbyt trudny i skomplikowany świat bez czystki armagedonowej. A jak właśnie będzie musiał trwać taki po zgaśnięcie Słońca z wszystkimi istotami, ich problemami, wojnami i próbami tolerancji i szukania rozwiązań? Większość poszłaby sobie wołając "a co mnie to obchodzi..."
I stanie się to, aby spełniło się Pismo z Mt 25: 31-46

A skoro wracamy na ziemię, to w Biblii uderzył mnie ostatnio ten fragment:
(24): Rzeczywistość jest niezmierzona i niezgłębiona. Któż może ją pojąć? (25): Wtedy oddałem się całym sercem zdobywaniu wiedzy. Usiłowałem zgłębić, czym jest mądrość i jaka jest racja bycia różnych rzeczy, chciałem poznać, co to jest bezbożność i głupota, brak rozumu i szaleństwo. (26): Doszedłem do stwierdzenia, że kobieta, która jest pułapką, zadaje więcej goryczy niż śmierć. Jej serce jest jak sieć, a jej ręce – jak więzy. Ten, kto jest miły Bogu, ominie jej zasadzki, ale grzesznik wpadnie w jej sidła. (27): Spójrz jednak, co odkryłem, gdy postanowiłem przyjrzeć się rzeczom jednej po drugiej – mówi Kohelet – i doszukać się racji wszystkiego, (28): mimo że wszystkiego nie zgłębiłem i wciąż dociekam: Na tysiąc mężczyzn znalazłem jednego prawego, ale kobiety prawej nie znajduję ani jednej w całej ich liczbie. (29): Oto jedyna rzecz, którą zrozumiałem: Bóg uczynił ludzi prawymi, ale oni szukają licznych wykrętów. [Biblia Paulistów, Koh 7:24-29]
Niesamowite jakie prawdziwe i mądre. Natchnione Słowo już sprzed 3000 lat. Albo wierzymy
w Biblię albo nie

Często ludzie naiwni szukają u ŚJ czegoś wyższego, niż naprawdę tam jest. Zwabieni miłością i zapowiedzią doskonałych relacji międzyludzkich i dobra. Tymczasem to tylko Towarzystwo ze swoimi celami, treścią, misją i wizją. Jak tysiące innych firm, fundacji, sekt i stowarzyszeń. Zajmuje ludzi tylko "zawodowo". A szkoda.
A tu ksiądz Pawlukiewicz z kolei udaje, że nie zna ich zasad. (chodzi o zasadę odmowy przyjmowania/oddawania krwi)

Ale pomysł z sensowniejszym i skuteczniejszym wykorzystaniem dobra tkwiącego w ludziach jest otwarty.
[youtube]oiBoYdsW-3M[/youtube]
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Nie każdy satanista jest metalem i nie każdy metal jest satanistą.cezary123 pisze:A metalowcy nie roszczą sobie prawa do nadprzyrodzonego posłannictwa i prozelityzmu. Nawet od tych swoich diabełków, w których nie wierzą

LaDopamina
Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
To zależy od punktu widzenia. Biblia mówi, że i tak cały świat podlega mocy niegodziwca (Satana).unreal pisze: Nie każdy satanista jest metalem i nie każdy metal jest satanistą.
Przynajmniej do Armagedonu.

Re: CzyŚwiatkowie Jehowy mają wpływ na chorobę
Przychodzi człowiek do ŚJ i słyszy: "To wszystko nie ma przyszłości i tak i tak. Nie staramy się nawet wtrącać do polityki, prowadzić działalność charytatywną, bo to daremne. Los tego świata został przypieczętowany!"
Pierwszy raz usłyszałem tę powtarzającą się u nich wypowiedź podczas rozmowy o pewnej dziewczynce dwunastoletniej, która zmarła odmawiając transfuzji. Co ciekawe, jej historię opisano w "Przebudźcie się" jako przykład wzorowej postawy i wiary. Dziewczynka kilka godzin przed pewną śmiercią ponoć z radością i spokojem zaczęła opowiadać jak to już jeszcze dziś zaśnie a następną jej świadomą chwilą będzie dopiero otworzenie oczu w samym raju na Ziemi za wiele lat. Nie myślała w ogóle o świecie, tylko w tej chwili te wszystkie boże obietnice i własne nadzieje stały się dla niej wyjątkowo realne. Tak jakby na wyciągnięcie ręki. Już nic nie traci. Zrozumiałe.
Dlaczego odmówiła transfuzji, która raczej uratowałaby jej życie?
Podano w "Przebudźcie się" bardzo cyniczny argument: bo "nie opłaca się" rezygnować z nieskończonej ilości czasu istnienia (przy zachowaniu wierności Stwórcy) na rzecz kilkudziesięciu zaledwie lat dodatkowego istnienia (przy przekroczeniu prawa Jehowy i przyjęciu transfuzji). W tym drugim przypadku traci całą wieczność pozaśmiertną.
Ze zgrozą zapytałem kobietę przy stojaku czy zdaje sobie sprawę z tego, co naprawdę działo się w tamtej sytuacji? Ktoś tracił całe życie, cały świat, bo wmówiono mu, że straci siebie w istnieniu pozadoczesnym. A co, jeżeli na tej drugiej szali było i tak i tak zero czasu dodatkowego istnienia?!
(Już nie kombinowałem z istnieniem pozadoczesnym niezależnie od przyjęcia krwi i obalaniem prawdziwości tego ponoć boskiego zakazu).
Odpowiedź mnie zastrzeliła:
"Słusznie dziewczynka postąpiła i ja to popieram. Też bym tak zrobiła. Niech pan zobaczy co to za świat.. To jest godne miejsce istnienia? Zanieczyszczenia przyrody, wrogość bliźnich, wypadki, choroby, śmiertelność!
Czy uważa pan, że dużo straciła? Czy istnienie w takim świecie sprawia panu radość?! Czy tak powinno być?
Ten świat nie ma przyszłości! Jego los jest przesądzony. Udusimy się z zanieczyszczeń, spalin, w ciągu jednego pokolenia. Rozregulowany klimat. Lasy giną, zwierzęta wymierają, pola pustynnieją. Katastrofa murowana. To narobił człowiek!"
I teraz co? Ano miejsce na usprawiedliwienie prawa Stwórcy Jehowy do rządów nad swoim stworzeniem, udowodnienie, że bez Jehowy człowiek nie jest w stanie rządzić planetą, rząd 144 000 nieśmiertelnych, wiara w proroctwa Strażnicy i leci jak po nitce do kłębka aż do samego bóstwa i jego ingerencji już wkrótce. I zmartwychwstania tamtej biednej radosnonaiwnej istoty zachowanej w pamięci Stwórcy do lepszego życia. I weź tu udowodnij, że tamta dziewczynka ma szanse jeszcze cokolwiek przeżyć! Że istnieje coś poza tym światem i postąpiła etycznie.
"Zobaczymy ją w raju, tam dokończymy rozmowę"
Podobno tam, gdzie ja widziałem cynizm i naiwność, oni widzą piękną wiarę i nadzieję. I lojalność.
Los rzeczywistości został przypieczętowany.
Skądś ja to znam...
Samobójstwo z nadzieją.
Pierwszy raz usłyszałem tę powtarzającą się u nich wypowiedź podczas rozmowy o pewnej dziewczynce dwunastoletniej, która zmarła odmawiając transfuzji. Co ciekawe, jej historię opisano w "Przebudźcie się" jako przykład wzorowej postawy i wiary. Dziewczynka kilka godzin przed pewną śmiercią ponoć z radością i spokojem zaczęła opowiadać jak to już jeszcze dziś zaśnie a następną jej świadomą chwilą będzie dopiero otworzenie oczu w samym raju na Ziemi za wiele lat. Nie myślała w ogóle o świecie, tylko w tej chwili te wszystkie boże obietnice i własne nadzieje stały się dla niej wyjątkowo realne. Tak jakby na wyciągnięcie ręki. Już nic nie traci. Zrozumiałe.
Dlaczego odmówiła transfuzji, która raczej uratowałaby jej życie?
Podano w "Przebudźcie się" bardzo cyniczny argument: bo "nie opłaca się" rezygnować z nieskończonej ilości czasu istnienia (przy zachowaniu wierności Stwórcy) na rzecz kilkudziesięciu zaledwie lat dodatkowego istnienia (przy przekroczeniu prawa Jehowy i przyjęciu transfuzji). W tym drugim przypadku traci całą wieczność pozaśmiertną.
Ze zgrozą zapytałem kobietę przy stojaku czy zdaje sobie sprawę z tego, co naprawdę działo się w tamtej sytuacji? Ktoś tracił całe życie, cały świat, bo wmówiono mu, że straci siebie w istnieniu pozadoczesnym. A co, jeżeli na tej drugiej szali było i tak i tak zero czasu dodatkowego istnienia?!
(Już nie kombinowałem z istnieniem pozadoczesnym niezależnie od przyjęcia krwi i obalaniem prawdziwości tego ponoć boskiego zakazu).
Odpowiedź mnie zastrzeliła:
"Słusznie dziewczynka postąpiła i ja to popieram. Też bym tak zrobiła. Niech pan zobaczy co to za świat.. To jest godne miejsce istnienia? Zanieczyszczenia przyrody, wrogość bliźnich, wypadki, choroby, śmiertelność!
Czy uważa pan, że dużo straciła? Czy istnienie w takim świecie sprawia panu radość?! Czy tak powinno być?
Ten świat nie ma przyszłości! Jego los jest przesądzony. Udusimy się z zanieczyszczeń, spalin, w ciągu jednego pokolenia. Rozregulowany klimat. Lasy giną, zwierzęta wymierają, pola pustynnieją. Katastrofa murowana. To narobił człowiek!"
I teraz co? Ano miejsce na usprawiedliwienie prawa Stwórcy Jehowy do rządów nad swoim stworzeniem, udowodnienie, że bez Jehowy człowiek nie jest w stanie rządzić planetą, rząd 144 000 nieśmiertelnych, wiara w proroctwa Strażnicy i leci jak po nitce do kłębka aż do samego bóstwa i jego ingerencji już wkrótce. I zmartwychwstania tamtej biednej radosnonaiwnej istoty zachowanej w pamięci Stwórcy do lepszego życia. I weź tu udowodnij, że tamta dziewczynka ma szanse jeszcze cokolwiek przeżyć! Że istnieje coś poza tym światem i postąpiła etycznie.
"Zobaczymy ją w raju, tam dokończymy rozmowę"
Podobno tam, gdzie ja widziałem cynizm i naiwność, oni widzą piękną wiarę i nadzieję. I lojalność.
Los rzeczywistości został przypieczętowany.
Skądś ja to znam...
Samobójstwo z nadzieją.
