Bardo pisze:I dlatego następuje postęp w medycynie, żeby wyeliminować leki gorsze, zastępując je lepszymi nie mającymi aż tak destrukcyjnego działania. Wrzucanie wszystkich leków i metod leczenia do jednego worka, by potem skreślić całą dziedzinę medycyny jaką jest psychiatria jest nieco bez sensu.
Bardo, wszystkie neuroleptyki działają podobnie na mózg, wszystkie są toksyczne dla komórek mózgowych. To prawda, że np. ja czułam się znacznie lepiej na "atypowym" Abilify niż na leku starszej generacji, Trylafonie, ale to wcale nie znaczy, że nie odczuwałam destrukcyjnego wpływu Abilify na moje myślenie i mój organizm. Nie "skreślam" wcale całej psychiatrii, bo są też psychiatrzy bardzo otwarcie myślący, rzeczywiście pragnący, by pacjenci wrócili do zdrowia, i świadomi psychicznych źródeł psychoz.
Akurat benzodiazepiny są lekami znacznie bardziej destrukcyjnymi niż neuroleptyki, sami psychiatrzy nie zalecają brania ich przez dłuższy czas. Również dostawałem takie zastrzyki podczas psychozy, ale po unormowaniu stanu natychmiast zmieniono mi je na neuroleptyk.
W jakim sensie bardziej destrukcyjnymi ? Czy są, Twoim zdaniem, równie toksyczne dla tkanki mózgowej jak neuroleptyki ? Czy dosłownie niszczą neurony (komórki mózgowe) tak jak neuroleptyki ? Wiem, że benzodiazepiny bardzo silnie uzależniają i absolutnie nie twierdzę, że dobrym pomysłem byłoby ich stosowanie przez dłuższy czas - tylko bardzo krótko, gdy np. pacjent nie jest w stanie spać kolejną noc z powodu halucynacji (sama byłam w takim stanie, a jeśli ktoś nie może spać, to ma bardzo złe skutki dla jego mózgu, a tym samym bardzo niekorzystnie wpływa na przebieg jego psychozy).
Ale akurat w powyższym przypadku nadal w użyciu były leki, i to znacznie bardziej szkodliwe. Jestem ciekaw jak potoczyły się dalsze losy tych badanych, ponieważ nie wydaje mi się, żeby dłuższy okres brania benzodiazepin tak naprawdę nie pozostawił jakichś ubytków.
Znowu piszesz, że benzodiazepiny są znacznie bardziej szkodliwe niż neuroleptyki - tymczasem chodzi Ci być może przede wszystkim o to, że silnie uzależniają (ale da się je odstawić i wiele osób to robi, tak samo jak w przypadku neuroleptyków). I nie jest wcale powiedziane, że ci pacjenci brali benzodiazepiny "przez dłuższy okres".
Nie zgadzam się z tym, że na neuroleptykach nie można "być sobą". Branie dobrze dobranego leku w odpowiedniej dawce jest praktycznie niezauważalne dla otoczenia.
Bardo, powiem Ci tak: branie przeze mnie Abilify w dawce 15 mg było pewnie niezauważalne dla tych, którzy nie wiedzieli, że biorę tego rodzaju lek (choć pewności nie mam), ale było zauważalne dla moich bliskich - widzieli nieco zmieniony sposób poruszania się, widzieli, jak łatwo się męczę, byli świadkami mojej akatyzji i napadów senności, widzieli, że czytanie - jedna z moich największych radości w życiu - zaczęło mi sprawiać trudność z powodu problemów z koncentracją i akatyzji, widzieli, że stałam się bardzo małomówna, że rozmowy jakby mnie męczą (teraz bardzo mnie cieszą rozmowy z innymi).
I z całą pewnością nie byłam sobą na tym leku - stałam się na powrót sobą dopiero po jego odstawieniu. Absolutnie nie wierzę, że na jakimś innym leku w innej dawce czułabym się sobą, bo przecież wszystkie neuroleptyki wpływają na działanie mózgu, a to działanie naszego mózgu w ogromnym stopniu określa to, jacy jesteśmy. Także wiele innych osób na neuroleptykach nie czuło się sobą - choćby John Nash czy Arnhild Lauveng, której nazwisko nieraz powraca na forum.
Dlatego warto dyskutować o takich sprawach z lekarzem, a nie na własną rękę porzucać leczenie ryzykując nawrót jeszcze gorszych psychoz.
Rozmawiałam z lekarzami o tym, czy może mogłabym brać neuroleptyk krócej, tylko przez rok (z tej książki "Możesz pomóc - poradnik dla rodzin pacjentów chorych na schizofrenię i zaburzenia schizotypowe" Bogdana de Barbaro, Krystyny Ostoi-Zawadzkiej i Andrzeja Cechnickiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2005 - była to książka polecona moim bliskim przez ordynatora mojego oddziału - wiedziałam, że także w Polsce niektórzy lekarze zgadzają się na odstawienie neuroleptyku po roku). Nawet na to psychiatrzy nie chcieli się zgodzić i nie wspominali o tym, że można by zmniejszyć dawkę.
Jestem bardzo zadowolona, że na własną rękę odstawiłam neuroleptyk. Zrozum, nie uważam nawrotu za najstraszniejszą rzecz, jaka może mnie spotkać. O wiele straszniejsze byłoby dla mnie życie na neuroleptyku. Nie byłabym wtedy zdolna normalnie żyć - rozkoszować się spotkaniami i rozmowami z bliskimi mi ludźmi, czytaniem czy spacerami, pracować naukowo czy w ogóle być twórcza (a to dla mnie bardzo ważna część mojej osoby), czerpać autentyczną radość z zajęć ze studentami, nawet jeśli miałam danego dnia wiele godzin zajęć z innymi grupami, cieszyć się moim związkiem ...
W związkach często wielką rolę odgrywają przecież rozmowy, żarty, flirt, a to jest bardzo utrudnione na neuroleptykach ! Na neuroleptykach do flirtu w ogóle nie byłam zdolna, tylko do "poważnej" rozmowy, i to z trudem - wiem, bo próbowałam i byłam bardzo smutna, że coś się stało z moim poczuciem humoru, polotem i błyskotliwością ! A tak się składa, że mężczyźni zawsze bardzo sobie u mnie cenili właśnie błyskotliwość, poczucie humoru, intelekt - a więc na neuroleptykach traciłam w bardzo znacznym stopniu to, czyni mnie atrakcyjną i wyjątkową w oczach innych.
Atrakcyjność towarzyską też to, oczywiście, znacznie osłabiało - rozmowy sprawiały mi trud, choć bardzo się starałam "dobrze wypaść", podczas gdy teraz często sama spontanicznie i z łatwością nawiązuję rozmowę z różnymi osobami ...
Nie wiem też, dlaczego sugerujesz (już nie pierwszy raz na tym forum), że w przypadku nawrotu psychoza będzie w jakimś sensie "gorsza" - na jakiej podstawie opierasz takie przekonanie poza własnymi doświadczeniami. Ja jestem w innej sytuacji niż Ty, Bardo - nie tylko różnimy się podejściem do wielu spraw (choćby stopniem zaufania do psychiatrów ...), ale leki brałam krótko, zanim je całkowicie odstawiłam (niecałe 3 miesiące) i myślę, że to mogło mieć duże znaczenie (im dłużej bierze się neuroleptyki, tym silniejszy ich wpływ na funkcjonowanie mózgu i m.in. podatność na psychozy - wielu badaczy uważa, że długookresowe branie neuroleptyków ją zwiększa, o czym już kiedyś na forum pisałam).
Tak samo "straszyłeś" mnie nawrotem już wiele miesięcy temu - nawet powołując się na przypadek człowieka, który wyrzucił dziecko przez balkon w psychozie, tak jakbyś uważał, że ja mogę stać się równie groźna dla otoczenia, choć nic w moich opowieściach na to nie wskazywało - i jakoś tego nawrotu, i to w dodatku "gorszej" psychozy, nie dostałam. A nawet jeśli kiedykolwiek go dostanę, wolę to niż życie na neuroleptykach. Po prostu chcę być sobą i normalnie żyć.