Brak szans na terapię
Moderator: moderatorzy
Re: Brak szans na terapię
Nie obraziłam się, tylko uniosłam, za co sorki ode mnie. Ostatnio jestem agresywna jak nigdy wcześniej, co bardzo mnie dziwi. Moja wina z kolei, że nie dałam rady (do tej pory zresztą) napisać przejrzyście, co właściwie leży mi na sercu. Dziś na spotkaniu w realu nie było lepiej - też nie mówiłam tego, co powiedzieć chciałam, tylko zwyczajowo wygadywałam jakieś bzdury i śmiałam się z głupot, które w dodatku padały z moich własnych ust. Jak się człowiek opił czy oćpał, to nie było dla niego aż tak przykre i choćby we własnych oczach nie wychodził na kompletnego durnia (a w rzeczywistości idiotę strugał zapewne jeszcze większego).
Taka uwaga do będących tam osób: nie, nie oczekuję, byście teraz pogłaskali mnie po główce i powiedzieli, że nie było aż tak źle, bo coś mi mówi, że przez to poczułabym się jeszcze niezręczniej.
Taka uwaga do będących tam osób: nie, nie oczekuję, byście teraz pogłaskali mnie po główce i powiedzieli, że nie było aż tak źle, bo coś mi mówi, że przez to poczułabym się jeszcze niezręczniej.
Re: Brak szans na terapię
Myślę że mówienie rzeczy istotnych wymaga podjęcia pewnego wysiłku oraz jest łatwiejsze, gdy atmosfera jest sprzyjająca, np. nie trzeba przekrzykiwać muzyki, dobrze się zna swoich rozmówców oraz tych rozmówców nie ma zbyt wielu, innymi słowy jakieś "wyznania" łatwiej jest robić w warunkach pewnej intymności.
Re: Brak szans na terapię
Teraz dziwię się sobie, że założyłam ten temat. Przecież ludzie nie są warci tego, by zabiegać o nich, marnować dla nich swój czas lub, co najgorsze, wpędzać się w złe nastroje z powodu relacji z nimi lub też braku tych relacji. Doprawdy, nie potrafię zrozumieć, dlaczego od czasu do czasu popadam w tego typu stany. Tyle dobrze, że coraz rzadziej zdarzają mi się i trwają coraz krócej.
Re: Brak szans na terapię
Ćma, polityk musi być odporny na swoje frustracje, choć one są zwykle powodem politykowaniaĆma pisze:Chciałam jedynie wyrzucić z siebie emocje towarzyszące mi z powodu absurdalności sytuacji, w jakiej się znalazłam (brak szans na podjęcie terapii przez kogoś, komu z wypłaty ściąga się pieniądze na tego typu działania).

Każdy by chciał coś zmienić w systemie, ale najskuteczniej to zrobi, jeżeli motywujące go bolączki będzie trzymał pod kontrolą i pozwalał im się tylko motywować do działania. Emocje zwykłych obywateli i mas obywateli to kapitał dla władców.
Re: Brak szans na terapię
Zależy czy z nimi po drodze. Jeżeli po nawiązaniu relacji obie strony zyskają, to tak. Musi być efekt synergii. Jeżeli tylko oddadzą sobie wszystko, wyciągną od siebie, tak, że wyjdą oboje biedniejsi (duchowo, psychicznie, emocjonalnie, materialnie), a wszystko wspólne dziwnym trafem zredukuje się albo osiągnie minus, to po co?Ćma pisze: Przecież ludzie nie są warci tego, by zabiegać o nich, marnować dla nich swój czas lub, co najgorsze, wpędzać się w złe nastroje z powodu relacji z nimi lub też braku tych relacji.
Re: Brak szans na terapię
A co, jeśli obie strony z relacji wychodzą bogatsze (duchowo, psychicznie, emocjonalnie oraz materialnie), a jednak relacja kończy się, choć mogłaby trwać?cezary123 pisze:Zależy czy z nimi po drodze. Jeżeli po nawiązaniu relacji obie strony zyskają, to tak. Musi być efekt synergii. Jeżeli tylko oddadzą sobie wszystko, wyciągną od siebie, tak, że wyjdą oboje biedniejsi (duchowo, psychicznie, emocjonalnie, materialnie), a wszystko wspólne dziwnym trafem zredukuje się albo osiągnie minus, to po co?Ćma pisze: Przecież ludzie nie są warci tego, by zabiegać o nich, marnować dla nich swój czas lub, co najgorsze, wpędzać się w złe nastroje z powodu relacji z nimi lub też braku tych relacji.
W przypadku mojej osoby odpowiedź jest prosta. Ja nie nadaję się do jakichkolwiek relacji. Kiedy zniszczyłam to, co w życiu spotkało mnie najpiękniejszego, coś, dla czego warto żyć było pierwszy raz w życiu tak naprawdę i zakończyć samobójstwo popełniane kawałek po kawałku, dotarło do mnie, że ja nie tylko do relacji przyjacielskich, ale i damsko-męskich się nie nadaję. Najwspanialszą relację zniszczyłam z powodu braku jego deklaracji dotyczących wspólnej przyszłości. Po tygodniu, który sama dziwię się jak przeżyłam, gdy dopuściłam do pierwszej rozmowy na ten temat i zgodziłam się słuchać, usłyszałam, że pierścionek miał być urodzinową niespodzianką. A ślub miał się odbyć za dwa lata, bo wtedy uzbierałby wystarczającą ilość pieniędzy na wspólny start. Najgorsze, że przed planowaną pod koniec wyprowadzką z zamieszkiwanego wspólnie mieszkania, chce pomóc mi ogarnąć wszelkie kwestie domowe (zakup nowej lodówki itp.), administracyjne, zdeklarował się też, że raz w tygodniu może przynosić mi żwir dla kotów. Te słowa padły już potem, po jego próbach przytulenia mnie i pytaniu, czy nie da się wszystkiego odbudować. Niczego nie pragnęłam tak, jak bycia przygarniętą przez ukochane, opiekuńcze ramiona, bez wizji wspólnego życia nie widzę życia w ogóle. A jednak nie potrafiłam choćby jednym gestem lub słowem odwrócić tego, co nieuchronne i zamiast pozwolić sobie ratować coś, co było jeszcze do uratowania, zaczęłam mówić o formalnościach związanych z jego wyprowadzką.
Wiem, że ułoży sobie życie pięknie i wspaniale, nie umiem nie zazdrościć już teraz jego przyszłej żonie. Wiem jednak również, że zrobiłam dobrze, uwalniając go od relacji z kimś takim jak ja, póki jeszcze może odejść i wejść w relację z kimś innym. Kto zasługuje na taki związek i taką osobę. Ja nie zasługiwałam. Dlatego czuję, że stało się to, co stać się powinno.
Re: Brak szans na terapię
Powiem szczerze, Ćma, że masz depresję. Co to za miłość, co da się zniszczyć. Poza tym tajemnicą dla nas niepoznawalną jest to, jak bardzo on przewyższał wszystkich innych, których byś jako kobieta po prostu odrzuciła bez żalu a nawet to ich, w razie niepowodzenia związku obwiniła o nieudacznictwo. Niestety to Twoja sprawa prywatna, zbyt osobista i niedosięgła.
Oczywiście rozumiem na poziomie intelektualnym i przez analogię do swoich przeżyć, dlaczego zbyt długie oczekiwanie na bezpieczeństwo emocjonalne i po prostu wyłączną szczerą miłość z tym jedynym/jedyną potrafi człowieka doprowadzić do dziwnych zachowań i "paniki". Miłość to nie zabawa i nie podchody.
Oczywiście rozumiem na poziomie intelektualnym i przez analogię do swoich przeżyć, dlaczego zbyt długie oczekiwanie na bezpieczeństwo emocjonalne i po prostu wyłączną szczerą miłość z tym jedynym/jedyną potrafi człowieka doprowadzić do dziwnych zachowań i "paniki". Miłość to nie zabawa i nie podchody.
Re: Brak szans na terapię
Depresja. Jakieś antydepresanty bierzesz?Ćma pisze:Wiem jednak również, że zrobiłam dobrze, uwalniając go od relacji z kimś takim jak ja
Re: Brak szans na terapię
Bardzo przypomina mi to schemat według którego postępuję - im bardziej jest źle, im bardziej kogoś potrzebuję, tym bardziej odpycham i odtrącam. To dzieje się jakby samo. Widzę co robię, słyszę siebie ale mam wrażenie jakby słowa były cudze albo wypowiadały się same.
Ćma, przepraszam, że odpowiadam pisząc o sobie. U Ciebie może być inaczej. Bardzo mało Cię znam, nie wiem czy miałoby sens szukać na siłę interpretacji.
Właściwie to nie wiem co napisać.
Ćma, przepraszam, że odpowiadam pisząc o sobie. U Ciebie może być inaczej. Bardzo mało Cię znam, nie wiem czy miałoby sens szukać na siłę interpretacji.
Właściwie to nie wiem co napisać.
Re: Brak szans na terapię
Może to problem braku odczuwania uczuć.
Bo gdybyś go kochała, chyba nie pozwoliłabyś mu odejść?
Bo gdybyś go kochała, chyba nie pozwoliłabyś mu odejść?
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 2852
- Rejestracja: pt maja 16, 2008 4:05 pm
- płeć: mężczyzna
- Gadu-Gadu: 72943962
Re: Brak szans na terapię
Nie jestem lekarzem więc pisze troche w ciemno. Ćmo może masz depresje ,jak to piszą wcześniej, ale konkretnie anhedonie?
Re: Brak szans na terapię
Albo za bardzo odczuwanych uczuć w połączeniu z nagłym obniżeniem poczucia swojej wartości. Może wtedy powstać sytuacja dosyć specyficzna.pamal pisze:Może to problem braku odczuwania uczuć.
Bo gdybyś go kochała, chyba nie pozwoliłabyś mu odejść?
A w ogóle to mężczyźni powinni od razu zapewnić swoim partnerkom spokój ducha i pewność i bezpieczeństwo i nie przeciągać struny.
Re: Brak szans na terapię
Zależy co dla kogo znaczy relacja. Dla mnie na przykład liczą się osoby a nie sama relacja. Nie pomost między osobami a same owe osoby. Nawet jak nie ma żadnej relacji albo relacja jest zła to te osoby pozostają niezmienione i najważniejsze. Zbyt szczery jestem, niekonwencjonalny i prostolinijny i ludzie boją się "relacji" ze mnąĆma pisze: A co, jeśli obie strony z relacji wychodzą bogatsze (duchowo, psychicznie, emocjonalnie oraz materialnie), a jednak relacja kończy się, choć mogłaby trwać?
.

Re: Brak szans na terapię
A to normalne w takich sytuacjach. Człowieka dusi i może najwyżej mechanicznie martwym głosem z dziwną uprzejmością, jak gdyby nigdy nic itd...Ćma pisze:A jednak nie potrafiłam choćby jednym gestem lub słowem odwrócić tego, co nieuchronne i zamiast pozwolić sobie ratować coś, co było jeszcze do uratowania, zaczęłam mówić o formalnościach związanych z jego wyprowadzką.
Sam to przechodziłem nieraz.
Aby ten stan nie przerodził się w długotrwałą depresję.
Re: Brak szans na terapię
Ćma ratuj swoje szczęście i związek. Za 5 lat będziecie się już tylko śmiać z takich wspólnych przejść.
Re: Brak szans na terapię
Zadziwiające, że różni nas wszystko, a na relacje patrzymy podobnie. Uściślając, kiedyś patrzyłam tak samo jak Ty. Teraz nie wierzę w możliwość takiego związku między mną a drugą osobą. Mogą być chwilowe interakcje, transakcje, ale wiem, że nigdy nie będzie (i nie było, bo były jedynie moje złudzenia) tak pięknego związku z drugą osobą, o jakim piszesz. Z drugiej strony dla mnie jedynie tego typu relacje miałyby sens. Relacje płytkie, w których od czasu do czasu bywam, zupełnie mnie nie satysfakcjonują, często nawet ranią, jednak samotność pcha w stronę drugiego człowieka.cezary123 pisze:Zależy co dla kogo znaczy relacja. Dla mnie na przykład liczą się osoby a nie sama relacja. Nie pomost między osobami a same owe osoby. Nawet jak nie ma żadnej relacji albo relacja jest zła to te osoby pozostają niezmienione i najważniejsze. Zbyt szczery jestem, niekonwencjonalny i prostolinijny i ludzie boją się "relacji" ze mnąĆma pisze: A co, jeśli obie strony z relacji wychodzą bogatsze (duchowo, psychicznie, emocjonalnie oraz materialnie), a jednak relacja kończy się, choć mogłaby trwać?
.
Najbardziej nie mogę zaakceptować w sobie tego braku samowystarczalności.
Za nic nie jestem na siebie tak zła, jak za to, że czasem z powodu samotności zwyczajnie cierpię.
Nienawidzę artykułów, gdzie piszą, że samotność powoduje choroby i przedwczesną śmierć.
Wyczytałam, że astma, zapalenia stawów czy wrzody żołądka to coś w stylu schorzeń autoagresywnych. Mogą atakować człowieka z powodu samotności. Nie chcę w to wierzyć, bo ich wszystkich doświadczałam w przeszłości, teraz też doświadczam jednego z nich.
Re: Brak szans na terapię
Kiedyś dotyczyła mnie samotność egzystencjalna. Od pewnego czasu dotyka mnie również metafizyczna. I tę egzystencjalną znoszę chyba jakby ciężej.
Re: Brak szans na terapię
Ćma pisze:Najbardziej nie mogę zaakceptować w sobie tego braku samowystarczalności.
Bo tego nie trzeba akceptować. Bronić się trzeba tylko przed fałszywą lub wadliwą miłością i takimi osobami. Można być samowystarczalną a i tak pomnożyć czyjeś szczęście istnienia. Co dwie istoty to nie jedna. To jest bardzo głęboka tajemnica Wszechświata

Może być, tylko coś stanowi barierę między tymi osobami, między ich wewnętrznymi duchami.Ćma pisze:Mogą być chwilowe interakcje, transakcje, ale wiem, że nigdy nie będzie (i nie było, bo były jedynie moje złudzenia) tak pięknego związku z drugą osobą, o jakim piszesz.
Mi w dotarciu do tego ideału przeszkadzają moje wady a Tobie? Chyba nic nie powinno. Jesteś atrakcyjną kobietą, masz powodzenie itd.
Re: Brak szans na terapię
Może być, tylko coś stanowi barierę między tymi osobami, między ich wewnętrznymi duchami.cezary123 pisze:Mogą być chwilowe interakcje, transakcje, ale wiem, że nigdy nie będzie (i nie było, bo były jedynie moje złudzenia) tak pięknego związku z drugą osobą, o jakim piszesz.
Mi w dotarciu do tego ideału przeszkadzają moje wady a Tobie? Chyba nic nie powinno. Jesteś atrakcyjną kobietą, masz powodzenie itd.[/quote]
Cezary, dziękuję za dobre słowa, jednak nie o atrakcyjność czy powodzenie tu chodzi, bo nie relacje damsko-męskie miałam na myśli, lecz ludzkie.
[Dygresja: z partnerem doszliśmy do ładu, teraz jest pięknie, i choć trudno byłoby mi to sobie wyobrazić wcześniej, jest nawet piękniej niż było przed tym kryzysem, jednak to wciąż tylko partner, wciąż mam jakieś niejasne poczucie tymczasowości wszystkiego, mimo że obecnie partner w związek inwestuje niż ja dużo więcej wszystkiego, tylko czekam, aż co dobre się skończy].
Nie wiem, czy w cytowanym fragmencie piszesz o relacjach z ludźmi w ogólności, czy o tych między kobietą a mężczyzną (jeśli możesz, napisz proszę), ale jest jak piszesz: między mną a innymi istnieje swego rodzaju bariera, której świadomość mam od zawsze, tylko nazywałam ją nieco inaczej.
[Dygresja: od czasu do czasu prowokuję pojawienie się takiej bariery między mną a moim partnerem. Nie wiem, dlaczego to robię, robiąc to cierpię, widzę jego cierpienie i zastanawiam się, kiedy ono wraz z innymi minusami przeważy w jego oczach nad wynikającymi z naszej relacji plusami].
Zawsze też twierdziłam, że nie inni są tu problemem. Skoro mają relacje, umieją je tworzyć, to oczywiste, że problem leży we mnie i moich - jak piszesz, bo znów o czymś podobnym myślałam, lecz nazywałam nieco inaczej - wadach. Próbowałam pracować nad nimi, nad sobą, ale jak już tu wielokrotnie zaznaczałam - dzięki pracy nad sobą udało mi się osiągnąć wiele, poza poprawą lub też umiejętnością zawarcia i utrzymania takich relacji (bo wcześniej czy później każdy z takiej relacji się wycofuje i zawsze zostaję sama) oraz samooceną.
[Dygresja: ta ostatnia coraz bardziej przeszkadza mi w pracy. Po kolejnym awansie tylko czekam, kiedy zarząd, bo obecnie nie mam nikogo więcej już nad sobą, uzna, że przez cały czas wszystkich oszukiwałam odnośnie własnych kompetencji czy wykonywanych obowiązków, a tak naprawdę nie umiem nic, nie robię nic znaczącego, i postanowią wywalić mnie na zbity pysk].
Dziwne w ogóle to wszystko, bo przez odwieczność samotności powinnam już do niej przywyknąć, powinnam nawet nie mieć czasu jej odczuwać, zważywszy na to, ile czasu pochłania mi praca, nauka, uprawianie sportu, czytanie książek lub ciekawych artykułów... Właściwie to czasu wciąż mi brakuje. Jak to się dzieje, że mimo wszystko pojawia się to uczucie, że odrzucenie zawsze podobnie boli...
- Walet Pikowy
- zaufany użytkownik
- Posty: 12348
- Rejestracja: wt kwie 12, 2011 2:37 am
- płeć: mężczyzna
Re: Brak szans na terapię
Aktywność skupiona na tylko sobie może zabrać możliwość relacji.Relacje to też niestety poświęcony czas nie kiedy my potrzebujemy tylko z wzajemnością wtedy można mówić o równowadze i prawdziwości relacji wzajemnego zainteresowania niekiedy pomocy nawet bezinteresownej.