Mam prośbę, abyście sobie przypomnieli o takim dniu, albo takich dniach kiedy spotkało nas coś miłego pomimo nieudanego początku.
Napiszcie co to było.

Chciała bym aby ten watek tętnił czymś pozytywnym. Dla siebie tego chcę, ale też życzę tego samego innym.
Ja zaczynam.

Po pierwsze dzisiaj obudziłam się i od razu nie mam chęci iść do pracy i ogólnie nie chce mi się nic. Nie jest to lenistwo, tylko raczej symptomy depresji. Ale to dzisiaj, a dzień się dopiero zaczął i w takim klimacie zaczynam ten wątek. Bo chcę sobie dać szansę na wyjście z takiego odczuwania.
Teraz sięgnę pamięcią w przeszłość do tych dobrych chwil, które mnie spotkały.
Pamiętam, że kiedy byłam młoda, i szykowałam się na jakąś dyskotekę, to czasami czułam niechęć do tego wszystkiego z czym się to wiązało, do kąpieli z użyciem zapachowych olejków, do popryskania sobie włosów jakimś delikatnym aromatem perfum, do malowania ust i oczu. Przymierzania góry sukienek i dopasowania akurat takiej jaka by pasowała do mojego aktualnego nastroju. Lokowania włosów.
Niechętnie to robiłam, chociaż wiedziałam że chcę ładnie wyglądać.
I tak się składało, że zawsze, ale to zawsze, jeśli włożyłam wysiłek w wyszykowanie się, to impreza była bardzo udana. I potem myślałam ile bym straciła nie przychodząc.

I jeszcze sobie przypominam, że gdy mieliśmy jakiś egzamin, albo sprawdzian w szkole, a ja przygotowując się do niego czułam że coś jest nie tak, czułam brak ochoty (byłam pilną uczennicą) to ten egzamin w końcu się nie odbywał. Taką prawidłowość zauważałam, jakby przeczucie. Chociaż i tak szłam przygotowana. Zdążałam tylko koleżankom powiedzieć, że chyba egzaminu nie będzie.
To mi dodawało pewności siebie.

Teraz Wy -proszę, przypomnijcie sobie coś co zaczynało się niechęcią, a kończyło w pozytywny sposób.