forum dla osób dotkniętych schizofrenią, ich rodzin oraz zainteresowanych ''Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką, jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga.'' Antoni Kępiński
falling up pisze: ↑wt kwie 19, 2022 11:47 am
w ilu wymiarach żyje? mucha
W naszym Kosmosie w czterech wymiarach. Trzy wymiary przestrzeni i czas.
Przyszło mi do głowy właśnie, że konstrukcja fizyczna obiektów świadomych w tym i nas pozwala podobnie postrzegać wymiar czasu jak i przestrzeni: z punktu centralnego kuli czasoprzestrzeni, widzimy tylko moment teraźniejszości a dalsze i przyszłe przestrzeni tylko do pewnego horyzontu.
Może odwrócimy też punkt widzenia na istnienie fizyczne w wymiarze czasu i bedziemy naokoło tej małej chwili teraźniejszości, w dowolnym promieniu czasu?
Wtedy ujrzymy zdarzenia zawsze i wszedzie a nie tylko z oddali od nas z mikroskopijnej chwili mikroskopijnego punktu naszego organizmu.
Metoda zakrzywiania czasoprzestrzeni, wiry grawitacyjne, tunele czasoprzestrzenne, żeby ten punkcik nasz ludzki karkołomnie ogarnął więcej. A może spróbować innej metody - zmienić tylko samą konstrukcję nas a świat pozostawić w spokoju. Wtedy i tak zmieni nam się punkt widzenia i zaistniejemy wszędzie i zawsze.
Jak by to było ujrzeć czas z powierzchni stożka świetlnego, tam gdzie wszystkie zdarzenia są w momencie powstawania dopiero? Cała historia na żywo, bez przemijania i oddalania się w czasie.
Pewnie musielibyśmy rozszerzać się z prędkością światła.
Dzisiaj podczas oglądania obrazów w Muzeum Narodowym w Krakowie pewnego artysty, przedstawiciela symbolizmu - Jacka Malczewskiego dowiedziałem się, że rusałki to były duchy zmarłych kobiet. Do tej pory myślałem, że to jakieś inne pozaludzkie istoty pochodzące skądinąd, a tu okazuje się, że były kiedyś osobami ludzkimi.
Podobno oprócz uwodzenia i łaskotania, miały dręczyć ludzi niesamowitymi, trudnymi zagadkami nie do rozwiązania. Czyżby też chodziło o tożsamość istoty, jak na przykład w "Świteziance" Adama Mickiewicza, gdzie piękna dziewica mogła być kim zechce i nabrać swojego byłego amanta?
"Kim jest dziewczyna, ja nie wiem".
Duchem zmarłej, która posiada pierwiastek swojej tożsamości "ja", niedostępnym dla kogokolwiek z innych z nas, żywych i umarłych?
Czy to nie ten motyw występuje w Solaris z wcielającą się w kolejne swoje ciała jaźnią zmarłej Harey?
Być może koncept polegał na zastosowaniu romantycznego mitu rusałki jako zmarłego ducha zmarłej kobiety zadającej sobie i wszystkim nierozwiązywalną zagadkę tożsamości duszy po przerwie w istnieniu.
No to nieźle, bo akurat zagadka jest jak najbardziej realna i powszechna i dręcząca aż do naszych czasów na tym świecie wśród naszych istot.
Rusałki są fajne, ale to zalatuje spirytyzmem, więc jest dosyć fantastyczne i nierealne.
Jeżeli nie duch zmarłej i nie dusza nieśmiertelna platońsko-religijna i nie wcielenie reinkarnacyjne to co takiego przedostaje się przez przerwę w istnieniu?
Materia, te same atomy i konstrukcja?
To chyba nie musi, bo uczynić przerwę materii można w ten sposób, że utworzy się kopię postaci jeszcze za życia nad. Zostanie przerwana ciągłość nas i owe istnienia nie będą częścią nas a my ich, jednak ciągle na tym samym obiektywnym świecie jako jego elementy.
Nie da się też stwierdzić, że nic nie przedostaje się przez przerwę w istnieniu. Jeżeli przerwiemy film i uruchomimy go od tego samego momenty po dowolnej przerwie trwającej sekundę czy milion lat, to postaci i akcja ożyją znowu jak gdyby nigdy nic.
Zabawne byłoby odtworzenie z atomów postaci zamarłych w różnych dziwnych sytuacjach, układach materii, na przykład tuż przed paszczą lwa, spotkaniem z kochanką, zacięciem się systemu spadochronu lub przed usłyszeniem ważnej odpowiedzi na dręczące nas najważniejsze pytanie na świecie, ze zdziwioną miną.
Każda sytuacja ma nieuchronny ciąg dalszy. Przerwa w istnieniu nie narusza praw przyrody. Zależy gdzie umarliśmy, gdzie zatrzymał się film.
Sens istnienia za chwilę się okaże.
Otoczenie można zmienić niepostrzeżenie w przerwie w istnieniu tej istocie i wtedy otworzy oczy w innym świecie niż tym, w którym zatrzymał jej się film. Czasy można zmienić jak Hibernatusowi z Louisem de Funesem.
Ciało można zmienić, postać, wygląd, mechanizm życia organizmu.
Oby tylko nie zmieniać struktury jej pamięci i umysłu, bo wtedy nie będzie wiedziała, że umarła i zmartwychwstała. Nie skojarzy ciągu zdarzeń sprzed i po pauzie filmu i nie przyjmie tamtego życia jako swojego przeszłego. Może nawet nie uwierzy, że była tamtą istotą, skoro teraz powstaje tak jakby z niczego, od nowa, tabula rasa.
Czy jednak takie rozgałęzienie torów rzeczywistości wystarczy, żeby stać się kimś innym, być, istnieć nie sobą?
Jak przestać być sobą, stać się kimś drugim, zmienić całkowicie rzeczywistość, w której się istnieje i nie zniknąć przez to zupełnie? (Tak jak znikamy sami, kiedy zmienia się punkt odniesienia z nas na inne postaci w tłumie, gdzieś daleko, gdzieś indziej, kiedy indziej, na zewnątrz, istniejące swoim życiem tak jakby automatycznie, bez żadnego naszego udziału i świadomości).
"Relacja z 5. spotkania Klubu „Filozofuj!” w Lublinie: Czy Stanisław Lem był ateistą?"
"Jak zauważył na wstępie Prowadzący, Lem nie stronił od motywów eschatologicznych, najczęściej w kontekście fikcyjnych technologii, jak chociażby podróże w czasie, które pozwalałyby przezwyciężać śmiertelność. Paneliści wskazali, jak swobodnie i nowatorsko pisarz odwoływał się do znanych w tradycji filozoficznej wątków dotyczących postaw wobec naszej skończoności. Tych starszych, jak argument Lukrecjusza (że stosunek do nieistnienia po śmierci powinien być odbiciem stosunku do nieistnienia przed urodzeniem), a także tych nowszych, jak konsekwencje funkcjonalistycznej wizji umysłu, której najpopularniejsze wersje utożsamiają umysł ze stanami odtwarzalnymi w dowolnej strukturze, wskazujac tym samym szansę na nieśmiertelność".
Oczywiście, że umysł można odtworzyć w dowolnej strukturze. Jak jednak sprawić, żeby w tysiącu jego kopii znaleźć się samemu, tak jak teraz za życia, w tym wyjątkowym stanie siebie samego wśród wszelkich innych możliwych podmiotów?
Jak ta sztuka udała się w tym pokoleniu, chociaż przez tyle innych pokoleń byłem ciągle martwy, tylko ciągle będąc kimś innym nie wiedziałem o tym, że ja wcale tak naprawdę nie istnieję i wcale nie ma jeszcze nic, nie mogę wyjść ze zdumienia.
Aha, to o takie funkcjonalistyczne rozwiązania stanów umysłu kopii chodziło na początku wątku. A to jeszcze nic nie rozwiązuje, może być wszędzie śmiertelna nicość i ktoś nie istnieje, pomimo, że jego odwzorowana w materii żywa i świadoma postać jest i to wielokrotnie.
Jak złapać tę duszę nieśmiertelną tożsamości naszej?
Kiedyś chciałem być wielkim pisarzem. Teraz widzę, że aby na tym zarobić, to musiałbym pisać niestworzone bzdurki, według praw marketingu.
Kim jest współczesny masowy czytelnik?
Ciągła moda na spirytyzm, fantasy, teorie spiskowe, horror, bachory czytały tylko Harrego Pottera, zamiast się uczyć fizyki, chemii, matematyki, żeby rozwijać cywilizację.
Lema na pewno nie czytają.
"Zwycięzca zestawienia w ubiegłym roku wydał aż 12 książek i zarobił 95 milionów dolarów. Oznacza to, że każda publikacja przyniosła mu blisko 8 mln dol. zysku.
Na tegorocznej liście najlepiej zarabiających pisarzy pojawia się jedno nowe nazwisko. Jego właścicielka w ciągu roku zarobiła 10 mln dol. i sprzedała 11 milionów książek na całym świecie".
Ale z drugiej strony, może warto się poświęcić i przyłożyć i coś stworzyć? Nie pogardzę i zaledwie jednym milionem dolarów za dzieło życia, przyda się.
Po co tyrać 12 godzin dziennie do końca życia jako szary robociarz.
falling up pisze: ↑śr maja 18, 2022 11:33 am
ludzie rodzą się w inkubatorach. anie z grupowania się atomów. ciekawe jakiego albo jakich pierwiastków.
Ale w tych inkubatorach czy macicach zachodzi właśnie grupowanie atomów pod kod DNA. Kilka pierwiastków: wodór, tlen, azot, węgiel, siarka, fosfor, wapń i trochę innych.
Bardzo ciekawa biochemia.
Było już, ale warto powtórzyć:
"Sceptyczna dama: Profesorze Haldane – nawet biorąc
pod uwagę miliardy lat, czyli tyle, ile, jak Pan twierdzi,
trwała ewolucja, i tak nie mogę uwierzyć w przejście od
prostej, pojedynczej komórki do czegoś tak złożonego
jak ludzkie ciało, z jego bilionami komórek tworzących
kości, mięśnie i nerwy, z sercem przez dziesięciolecia
nieustannie pompującym krew, z kilometrami naczyń
krwionośnych i kanalików nerkowych, a wreszcie
z mózgiem, zdolnym myśleć i odczuwać.
JBS Haldane: Ależ szanowna pani. Przecież pani sama
to zrobiła. I zajęło to pani zaledwie dziewięć miesięcy!"
"32
Anegdota, w ramach której zacytowana została ta krótka wymiana zdań znajduje się w książce
Najwspanialsze widowisko świata Dawkinsa, Warszawa 2010, str. 26"
"LEM KONTRA DAWKINS. DWIE NATURALISTYCZNE KONCEPCJE RELIGII"
"Gdyby nie chwilowe (i - co pokazuje Gajewska - w owym momencie szczere) zaangażowanie w poetykę socrealizmu, Lem zapewne nie patrzyłby na totalitaryzm z taką przenikliwością, jak w późniejszych latach; świat jest pełen zawiedzionych idealistów, ale Lem był unikatowy w swojej racjonalistycznej mizantropii. Z jednej strony zgadzał się z ponurymi konstatacjami konserwatyzmu, że człowiek - jako gatunek - ma w sobie pierwotne, nieusuwalne zło. Z drugiej: jego najrozleglejszy ideowo projekt filozoficzny, futurologiczny i wizjonerski esej „Summa technologiae”, stanowi jawnie antyteologiczną próbę rozwikłania tego problemu. Gajewska przywołuje w tym kontekście refleksję wybitnego znawcy twórczości Lema, Jerzego Jarzębskiego: „Swoista bluźnierczość »Summy« nie na tym polega, że ludziom dążącym do spotkania z transcendencją proponuje z pełną powagą »Boga z maszyny«, ale raczej na tym, że wprost żadnej sfery egzystencji czy poznania nie chce pozostawić w gestii teologii bądź filozofii spekulatywnej”. „W tytule Lem ironicznie nawiązał do»Summy teologicznej« świętego Tomasza z Akwinu, by - jak podkreśla Jarzębski - przedstawić ateistyczny paradygmat Kosmosu, a Boga zastąpić Rozumem - pisze Gajewska. - Skupił się w »Summie« na zagadnieniach wzajemnego przenikania się ewolucji biologicznej i technologicznej, by wskazać, w jaki sposób przeobrażają one ludzką kulturę. Pisząc »Summę«, założył, że technologia jest narzędziem uniwersalnym, »że może się stać biotechnologią, jak i socjotechnologią, że można przy jej pomocy zrealizować co najmniej tyle, ile zrealizowała i realizuje siłami swymi Natura«. Jednocześnie podkreślał, że nie chodzi mu wyłącznie o apologię technologii, ale o obiektywne ukazanie możliwych ścieżek jej rozwoju, by móc wprowadzić środki zapobiegawcze - również technologiczne - gdyby się okazało, że zagraża ona swoim twórcom lub planecie”. Ta misja: oświecanie, przewidywanie, ostrzeganie, miała w sobie coś z misyjnego, racjonalistycznego apostolstwa. O to chyba zasadniczo Lemowi chodziło w literaturze".