Łamigłówka Stanisława Lema

Moderator: moderatorzy

cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Wygląda mi na to, że omamki czy halucelki to może miały dotyczyć zagadkowych przeżyć owych dubliskich czyli odtworzonych postaci bliskich, którzy zginęli, rozpadli się lub zmarli. Chcieli mieć pewność, że są kontynuacją przedśmiertną swoją, to znaczy, czy istnieją w ogóle.
Ewentualnie oryginałów, którzy nie wiedzieli czy czasem nie są już po śmierci i tylko zamówionymi przez rodzinę swoimi własnymi kopiami.
Wyłazi znowu ta potworna, nieskończona tajemnica tożsamości własnej istoty i paradoks przerwy w istnieniu.
Zresztą Wizja Lokalna na początku nawiązuje do podróży czternastej z Dzienników Gwiazdowych, na planetę Entertropię, gdzie wskrzeszania na podstawie rysopisu atomowego jest od lat powszechne i dostępne dla każdego a technika ta rozwinęła się z powodu ciągłych deszczy meteorytów zabijających co chwila organizmy.
Kiedyś istoty rozumne kryły się przed meteorytami we wnętrzu kurdli, które mają ewolucyjnie wykształcone mocne pancerze chroniące przed uderzeniami, ale później opracowano błyskawiczne odtwarzanie z atomów rezerwy własnego istnienia.
Kiedy Ijona Tichego nagle zabił meteor, nawet tego nie zauważył, bo po chwili otworzył znowu oczy tam, gdzie siedział. Szkoda tylko, że nie miał okazji ujrzeć swojego byłego ciała z zewnątrz, to znaczy swoich zwłok.
Później okazuje się, że ta cała Entertropia z kurdlami i przedstawieniami to tylko cyrk dla gości z zewnątrz, propaganda, księżyc maskujący drogę do planety, a prawdziwa planeta kryje o wiele głębsze tajemnice i problemy i tak powstał pomysł Wizji Lokalnej.
Książka była pisana przez wiele lat i dlatego czasem daje wrażenie poskładania z fragmentów i różnych pomysłów, które mogły mieć swoje pełniejsze rozwinięcia.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Nie chciałbym mieć kopii bliskiej osoby, nawet jeżeli uśmierzałaby skutecznie żal za straconą zmarłą.
To nie ona.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

No tak, ciekawy wywód Finkelsteina (głosu samego Lema w powieści) dotyczący tego, co może być gorsze od nadmiaru szczęścia i wszechmocy zbystrowanego środowiska, które wciela etykę w materię wszędzie naraz niepostrzeżenie jak Wszechmogący Absolut.
Wojenne wspomnienia.


"Powstaje stąd stare jak świat pytanie, quis custodiet ipsos, custodes? Kto ma
stać się ty Deus ex machina, który pilnuje aniołów stróżów poszczególnych ludzi i dba
poprzez owych stróżów o tyleż sprawiedliwi co doskonałą optymizację Istnienia?
Nieuchronnie zjawia się za każdą, najbardziej nawet pomysłową odpowiedzią na pytanie
widmo kryptokracji i zmagania toczą się o jej wyeliminowanie, ażeby dystrybucja
syntetycznych losów była całkowicie zdecentralizowana. Ten problem socjotechniczny w
przełożeniu na ięzyk tradycyjnej religiologii oznacza rozruch panteizmu. Kryptokraty nie
będzie można znaleźć tak, jak Boga, bo znajduje się wszędzie naraz. Lecz jeśliby się coś w tej
prefabrykowanej harmonii popsuło, któż ją naprawi? A ponieważ ktoś winien ją też
zaprojektować i skierować do produkcji, będzie ów osobnik albo ich zespół predestynowany
do samozwańczego, jawnego albo gorzej jeszcze, tajnego zagrania Bożej roli w tym
wszechprzedstawieniu. Na razie mówi się o wielofazowym przejściu od etykosfery
zwyczajnej do tej kryptoprowidencyjnej. Poniekąd znów trochę jak w Biblii prabystry zrodzą
bystry, bystry zrodzą bystrole, które dadzą początek następnym generacjom aż do
stateczników–ostateczników równych samonaprawczą niezawodnością żywiołom Natury,il to
będzie prawdziwa Kreacja Rekreacyjna wewnątrz Prakreacji Kosmicznej. Droga daleka,
najeżona przeszkodami, lecz cel już widomy i optymiści sądzą, że za jakichś dwieście do
trzystu lat paradyzacja Luzanii stanie się faktem dokonanym.
Wykład ten wywarł na kasetonowcach tyleż znaczne, co ujemne wrażenie. Sama
świadomość nieposiężnej aranżacji losu, oświadczył lord Russell, jest katastrofą rozumu i
wezwaniem do buntu. Należy się obawiać w tym zupełnie nowym społeczeństwie bezliku
nowych form obłędu, cierpienia i rozpaczy. Nawet Karl Popper zgodził się tu z Russellem.
Natomiast Feyerabend zauważył, że to nie musi być takie złe. Są mianowicie, rzekł, rzeczy
jeszcze znacznie gorsze nawet od starannie wydawkowanego, powszechnego szczęścia.
Tamci nie chcieli się z nim zgodzić. Naraz poprosił o głos milczący dotąd mecenas
Finkelstein. Uprosiłem obu lordów i Feyerabenda, żeby adwokat mógł przedstawić swój
punkt widzenia, na co dość niechętnie się w końcu zgodzili.

— Panowie — ozwał się Finkelstein — aczkolwiek jestem tylko podrzędnym adwokaciną
o raczej nieciekawej klienteli, wyjąwszy obecnego tu pana Ijona lichego, i w życiu nie
przeczytałem tylu mądrości, ile każdy z panów w ciągu jednego dnia, chcę wetknąć moje trzy
grosze, skoro znalazłem się w tej kasetowej kompanii. Mój błogosławionej pamięci ojciec
miał w Czortkowie antykwariat i dużo wolnego czasu, więc czytał filozofów i nie brał do ust
wódki z wyjątkiem pejsachówki raz do roku. We Lwowie wychodziło wtedy pismo do walki z
alkoholizmem, „Świetlana Trzeźwość” i jeden redaktor, znając wyższe zainteresowania mego
ojca, poprosił go o artykuł. Alkoholizm, odpowiedział na to mój ojciec, to paskudna rzecz i
byłoby lepiej, gdyby go nie było. Ale nawet gdyby zebrać argumenty jak armaty, to i tak nic z
tego, bo „Świetlanej Trzeźwości” nie czytają pijacy, tylko abstynenci, żeby się umocnić w
przekonaniu, że są lepsi, a kiedy jakiemu pijanicy zawiną w tę gazetę śledzie i rzuci okiem na
mój artykuł, to albo zrobi z niego brzydki użytek, albo zaraz upije się ze zmartwienia, że uległ
tak zgubnemu nałogowi. Ja bardzo przepraszam, ale ja nie wierzę, żeby pisanie takich
mądrych, głębokich książek o szczęściu i o moralności, które pisał lord Russell, mogło jedną
muchę uratować przed wyrwaniem skrzydełek. Kiedy byłem mały i bawiłem się, moja matka
od czasu do czasu wołała do mnie z drugiego pokoju „Spuciu, przestań”, choć nie wiedziała,
co ja robię, ale sądziła, że nic dobrego, i to samo można powiedzieć o ludzkości. Niestety, ona
nie chce przestać. Ojciec abonował „Ilustrowany Tygodnik” ze zdjęciamf Trudu Białego
Człowieka, który stoi w korkowym hełmie na głowie i z winczesterem w ręku, opierając stopę
na nosorożcu, a za nim jest tłum spoconych gołych Murzynów z tobołami na głowach i z
uszkami od filiżanek w nosie. Marzyłem wtedy, żeby ci czarni zrzucili z siebie te toboły i
przepędzili białych z Afryki, uprzednio połamawszy na nich winczestery. Zbierałem staniol z
czekolady Hazet na wykup małych Murzynków, kręcąc ten staniol w wielkie kule, tylko nie
mogłem się dowiedzieć, gdzie trzeba potem pójść z taką kulą, żeby wykupić Murzynka. A
teraz już nie ma tych białych eksploatatorów, tylko czarni byli kaprale Legii Cudzoziemskiej,
którzy albo sami rżną swych hebanowych współplemieńców, doktoryzowanych w Cambridge,
albo każą to robić gwardii przybocznej, a narzędzia kaźni sprowadzają z Anglii i innych
wysoko uprzemysłowionych państw. Teraz czarni każą się koronować czarnym i tylko flaki,
które z nich wypuszczają, są tak samo czerwone jak przedtem. Obecnie to już nie są żadne
ekspedycje karne, lecz racja stanu, ale nie wierzę, ażeby to tym mordowanym robiło specjalną
różnicę. Już nie ma Deutsch Ostafrika ani żadnych innych kolonii, tylko sama niepodległość i
nikomu z zewnątrz nie wolno się wtrącać, żeby nikt nie przeszkadzał w tych suwerennych
rzeziach. Panowie mówili tu o powszechnym szczęściu, że całego nie można mieć, a tylko
ciupeńkę.
Szczęście to na pewno rzecz względna. Mając piętnaście lat dostałem się do obozu
zagłady, gdzie ludzi gazowano jak pluskwy. Jakiś czas żyłem, bo Katzmann, drugi zastępca
komendanta, wziął mnie, żebym mu sprzątał mieszkanie, a to było w lecie i pastowałem
posadzkę bez koszuli, na kolanach, i jemu spodobały się moje plecy. O ile wiem, pragnął on
zrobić prezent swej małżonce, która była w Hamburgu, i wymyślił abażur na nocną lampę.
Znalazł sobie specjalistę od tatuażu wśród więźniów, bo tam byli nawet znawcy sanskrytu, co
zresztą nie miało dla nich praktyczniejszego znaczenia, i zlecił mu wykonanie na mych
plecach nastrojowego obrazka. Był to bardzo porządny człowiek, ten tatuażysta, i tatuował
mnie tak powoli, jak się tylko dało, chociaż Katzmann go poganiał, bo zbliżał się Geburtstag
pani Katzmannowej. Na pasku od spodni karbowałem sobie, ile dni życia jeszcze mi zostało,
aż Katzmann dostał list z Hamburga, że jego żona zginęła razem z dziećmi podczas
bombardowania. On nie lubił nowych twarzy, a może też chciał sprawdzić, jak postępuje
wykończenie tego obrazka, dosyć że ja dalej u niego sprzątałem i widziałem jego rozpacz. O
Gott, o Gott, powtarzał, i za cóż mnie spotkało to nieszczęście?! Został urlopowany na
pogrzeb, wyjechał i już nie wrócił. Dzięki temu jakoś przeżyłem, bo jego zastępca trzymał
mnie na wszelki wypadek w pogotowiu, a nuż Katzmann się znów ożeni, czy coś w tym
rodzaju i abażur stanie się znowu aktualny. Tylko oglądał mnie czasem i mówił, że to była
bardzo elegancka robota, tego tatuażysty, który już tymczasem poszedł do komina. Szczęście
splata się z nieszczęściem w rozmaity sposób, moi panowie. Gdybym tu był osobiście,
pokazałbym wam ten obrazek. Odtąd zdaje mi się, że ludziom powinien w zupełności
wystarczyć brak nieszczęścia. Żeby nikt nie mógł tłuc ludzi jak wszy nad ogniem i mówić, że
to jest na przykład wyższa konieczność dziejowa albo że to stanowi jedynie wstępną fazę do
przyszłej doskonałości, albo że w ogóle nic się nie dzieje, bo to tylko wroga propaganda. Ja
nie chcę urazić tutaj żadnego z panów kasetowych makietów, ja do nikogo nie piję, bo ja w
ogóle nie piję, ale moc krwi przelano właśnie wskutek rozmaitych rodzajów filozofii.
Przecież to filozofowie wykryli, że nie jest tak, jak się zdaje, tylko inaczej, i ciekawa rzecz,
konsekwencje systemów humanitarnych były właściwie żadne, natomiast tych drugich, w
rodzaju Nietzscheańskiego, były koszmarne, a nawet udało się przerobić nakazy miłości
bliźniego oraz dyrektywę zbudowania raju na ziemi w dość masowe groby. Każdy filozof
powie naturalnie, że te przeróbki nie miały nic wspólnego z filozofią, ale ja się z tym nie
zgadzam. Miały, i to wiele. Można by te przeróbki nazw określić całkiem inaczej też, bo
wszystko można całkiem inaczej nazwać, i nieszczęście rozumu tkwi właśnie w tym, że
można. Można dowodzić, że zwyczajna wolność to po prostu nic nie jest, w przeciwieństwie
do prawdziwej wolności, więc gdy tamtą zwyczajną odebrać, powstaje ogólna korzyść. Kto
wymyślał takie przeróbki? Przykro rzec, ale filozofowie. Zdaje mi się, że skoro uratowałem
moją skórę przed abażurem, ni mam prawa udawać, że tego nie było. Teraz piszą o tym z
zgrozą i skruchą, zwłaszcza w Niemczech, bo tam jest najdemokratyczniejsza demokracja
Europy. Teraz, natomiast uprzednio był faszyzm. Że to była czarna godzina dziejów i drugiej
takiej nie będzie. Ale przecież wciąż jest ta czarne godzina. Wciąż jest. Serce się przewraca w
człowieku, który wierzył w dekolonializację i czyta teraz, że czarni upuścili czarnym więcej
krwi niż przedtem biali.
Uważam więc, że pewnych rzeczy nie wolno robić w imię żadnych
innych rzeczy. Żadnych! Ani dobrych, ani złych, ani szczytnych, ani racji stanu, oni dobra
powszechnego za parędziesiąt lat, bo wyargumentować można wszystko. Po co zaraz idealny
stan? Czy nie lepiej, kiedy nikt nie może zrobić z nikogo abażura do lampy?

"Wizja Lokalna" Stanisław Lem
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Ciekawe czy sztucznymi osobami były też owe kasetowe makiety czyli wsady komputerowe opracowane na podstawie znanej i zapisanej twórczości czy pozostawionego dorobku wybitnych filozofów, artystów, naukowców czy zwykłych obywateli i poddane rozruchowi w środowisku pojemnego i o dużej mocy obliczeniowej komputera. Pojawiała się wtedy samosterująca osobowość z pamięcią, która mogła przekształcać się, myśleć, zdobywać nowe informacje, można było też z nią rozmawiać jak z danym oryginalnym człowiekiem sprzed śmierci.
Czy może to tylko pewne zaawansowane procesy jak w Terminusie, których jakość i rozpiętość gwarantował tylko odpowiednio skomplikowany układ, środowisko, w którym "ożywały" albo symulowana osobowość ludzka w superkomputerze Golemie, na potrzeby kontaktu z nami, czyli osobowymi bytami?
Czy był tam jakiś duch w maszynie, ludzka świadomość, kontynuacja tamtych istnień? Jeżeli nie, to jaka świadomość tam mogła się wzbudzić w tych układach? Bezosobowa, pozaludzka, maszynowa, mająca jakiś styk z rzeczywistością, bo przecież człowiek nie jest jedynym bytem na tle całego Wszechświata, który może doświadczyć świadomości rzeczywistości i kontaktu ze środowiskiem, nawet jeżeli jest ono symulacją cyfrową wewnątrz komputera. Zwierzęta też mają świadomość a nie jest ona osobowa. Procesy w dostatecznie złożonych układach w pewnym momencie prawdopodobnie też stają się świadome swojego istnienia i środowiska, z którym reagują.
Ciekawe może być takie przywołanie dawnych postaci i ich umysłów do istnienia po wiekach czy milionach lat, nawet jeżeli reagują w środowisku bez świadomości i nie przekroczyły bariery kontynuacji przedśmiertnego istnienia.
Wskrzeszony cyfrowo Szekspir nagle dowiaduje się, wielu nowych faktów z dziedziny nauki, kultury, rozwoju cywilizacji, które zaistniały tu przez wieki po jego śmierci. Wiele rzeczy zdarzyło się przez te lata, wiele odkryć i przeżyć świadomych istot.
Co ciekawe, ta wiedza staje mu się dostępna automatycznie, widocznie wskrzeszono go z nowym zasobem pamięci, uzupełnionym i zaktualizowanym do dzisiejszego stanu wiedzy ludzkości. Dowiedział się co to tlen, jaki ma skład chemiczny krew organizmów itd.

Niestety zdenerwował się, i zażądał żeby więcej go nie wskrzeszano. Bo będzie ryczał jak zranione zwierzę. Artyści mają swoje prawa. :mrgreen:


Może pewne światło na tę kwestię rzuci sprawa wywoływania duchów na żądanie przez inteligentną ale bezosobową etykosferę. Obywatele Luzanii mogą nie tylko zamawiać sobie materialne kopie straconych bliskich, jako ich wskrzeszone ciała, ale też jeżeli bardzo tego pragną - kontaktować się z duchami. Czy to możliwe, żeby spełnić w doskonały sposób technicznie ich zachcianki? Skoro cywilizacja opanowała doskonale materię, to pewnie może i to w jakiś sposób. Przecież każde pojęcie i ideę można wcielić w materię.
Tyle, że jeżeli ktoś wierzy w duchy, jest to wywoływanie. Jeżeli nie wierzy - jest to wytwarzanie duchów. :angelic-cyan:


"Tiuxtl,
wyraźnie rozochocony, odkąd bystromierz spadł do zera, opowiadał o przesądach związanych
z etykosferą. Luzanie żyją w niej od czterech wieków, więc i najstarsi pamiętają, jak było
przedtem. Od dziecka uczy się każdego, że etykosfera to nie jest Ktoś, z kim można się
porozumieć, ale to gadanie do ściany. Wiedzą swoje i nawet w środowiskach nauki furorę
robią tłumnie odwiedzane seanse spirytystyczne. Nie jest to ze wszystkim humbug, bo
inteligentne środowisko spełnia wszelkie (byle nieszkodliwe) życzenia, prawdy może wyrajać
z siebie widma, jeśli komuś specjalnie na tym zależy. Seansowicze sami się co prawda
oszukują, biorąc rezultat nieświadomych zamówień za zjawiska nadnaturalne. Ostatnimi laty
pojawiły się nowe wierzenia. Powstała sekta uprawiająca kontakty z duszami dawno
zmarłych ektoków, których rząd miał jakoby zgładzić potajemnie, żeby zatrzeć ślady
immortalizacyjnego niewypału. Sekciarze ogłaszają protokoły takich rozmów, pełne błagań o
wyzwolenie z martwego żywota i naturalnie przekleństw miotanych na rząd. Trudno orzec,
czy to zupełnie bezsensowne, czy więc bystrosfera łudzi członków tej sekty, spełniając ex
nihilo, czego pragną, czy też może doprawdy znajdują się w niej szczątki umysłowego życia
eks–nieśmiertelnych.
Są specjaliści uznający to za niewykluczone, bo bystrosfera zapamiętuje wszystkie własne
działania, a każdy ektok był, przez to, że zbystrowany, do końca jej cząstką. Jak widać,
powstała bardzo dziwna sytuacja, w której niepodobna rozróżniać między istnieniem i
nieistnieniem pozagrobowych widm i pokutujących dusz, aczkolwiek nawet z tym, że tak jest,
nie wszyscy fachowcy się godzą. Doskonała imitacja prawdy, zauważył Tiuxtl, przestaje się
różnić od autentycznej prawdy, i to w każdej dziedzinie. Spytałem, czy nikt nigdy nie
wystąpił z publicznym żądaniem całkowitej likwidacji etykosfery, raz na zawsze lub choć na
jakiś czas? Było trochę takich głosów, usłyszałem, jak również projektów mniej radykalnych.
Słońce zniżało się i zabrzęczały komary, wsiedliśmy więc łazika i ruszyli na poszukiwanie
bardziej przytulnego miejsca na nocleg. Przedzieraliśmy się przez suchodrzew, wziąwszy
pielgrzyma referenta na tylne siedzenie, skąd uczestniczył w rozmowie, a kiedy przy
wyboistej jeździe wpadał na nas z tyłu, raz mój chronik, a raz huśtający się na szyi Tiuxtlowi
wydawały krótki, ostrzegawczy syk.
Łazik kołysał się jak łódź na falach, a Tiuxtl dalej wyjaśniał subtelną różnicę miedzy
wywoływaniem a wytwarzaniem duchów. Jeśli duchy zmarłych wzywa ten, kto w nie wierzy,
bystrosfera uzna jego wiarę za obstalunek i spełni go. Jeśli natomiast ma duchy za
niemożliwość, będzie w niej utwierdzony, bo oczywiście bystry rozpoznają jego niewiarę.

Mimo to nie można uznać bystrosfery za Kogoś, gdyż jest raczej jak automat, dostarczający
na żądanie każdej książki, choć niezdolny jej zrozumieć. Poznać to po tym, że gdybyś rzekł
„chcę ujrzeć zjawę mego dziadka”, bystrosfera uczyni temu zadość, o ile dysponuje
informacją o tym dziadku. Gdybyś natomiast zwrócił się do niej wprost, chcąc na przykład
poznać jej zamiary lub myśli, nie odezwie się, bo nie jest Kimś, kto może mówić od siebie
czy o sobie. Padały co prawda postulaty, żeby ją spersonalizować, lecz biegli wykazali, że
byłoby w tym znacznie więcej szkody niż pożytku. Nie można wyjaśnić krótko i węzłowato,
czemu tak jest, bo rzecz wikła się w potężnych paradoksach i sprzecznościach logicznych.
Otoczenie ma doraźnie spełniać żądania indywidualne do granicy dobra osób trzecich. Nie
będąc osobą, jest głuche na wszelkie życzenia wykraczające poza tę granicę. Inaczej można
by cal po calu zdobywać władzę nad losami innych ludzi. Sytuacja o tyle szczególna, że nie
będąc tworem osobowym, bystrosfera może produkować takie osobowe twory, choćby w
postaci fantomów i duchów. Posłuch bystrów ustaje tam, gdzie zaczynają się groźne
paradoksy, których Ziemianin nie może znać nawet z nazwy".
Wizja Lokalna Stanisław Lem



To znaczy - jeżeli mamy informację o kimkolwiek, kto istniał - możemy go do tej granicy naszego poznania z powrotem odtworzyć. W dowolnej formie - wskrzeszonej biologicznie postaci, symulacji w środowisku komputera czy delikatnego obłoku z jego osobowością czy innym układzie, w którym go rozpoznamy (na przykład efektach jego specyficznych myśli i dzieł dostępnych nam zdalnie na falach radiowych z kosmosu czy w książkach czy listach).
Ile on będzie skromniejszy lub trochę przeinaczony materialnie i duchowo, ze względu na niepełną informację lub uzupełniony, zaktualizowany, to może być nieważne, bo jego postać i tak zmieniała się w większym stopniu podczas przemian od narodzin do starości i umysł też różnie był skomplikowany, pamięć i świadomość różne kształty przybierała w różnych chwilach i sytuacjach gry ze środowiskiem, ale cały czas to był ten sam człowiek, który istniał. Ważniejsze jest jednak to, czy istnieje w ogóle środowisko, w którym rzeczywiście zaistnieje ten sam człowiek sprzed śmierci, otworzy sam własne oczy a nie jego kopia czy wytworzony na podstawie historii duch.
Jak środowisko doprowadziło do powstania dowolnego człowieka czy istoty pierwszy raz, kiedy nagle pojawił się i zaczął świadomie istnieć, tak jak każdy z nas teraz? Czy da się wyekstrahować ze świata ową intencję i procedurę, czy może to jakaś wyższa nieznana nam jeszcze tajemnica biegu i losu Wszechświata?
Co nastąpi, jeżeli zażyczymy sobie istnienia jako pełna świadoma istota sprzed śmierci w dowolnym czasie, miejscu czy warunkach reakcji ze środowiskiem i innymi istotami?
Wygląda mi na to, że rzecz wikła się w potężnych paradoksach, których żadne aktualne pokolenie nie jest przez wieki w stanie nawet sobie wyobrazić.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Wizję lokalną trzeba samemu przeczytać, żeby zrozumieć i delektować się jej treścią i pomysłami.

Przechodzimy do książki "Eden"
cezary123 pisze: ndz sie 22, 2021 11:02 pm I z czego oni się cieszą, że niebo rozłupało im się nad głowami jądrowym wybuchem?
Zamiast 2 kiloton wziąć 50 megaton i można sobie w okamgnieniu bezboleśnie i bez śladu przejść do raju.
.

Jak mędrzec dubelt z owej planety, który zapragnął eutanazji przez wyparowanie w strumieniu atomowego odrzutu startującej rakiety Ziemian. Dlaczego? Bo tam panowało cywilizacyjne piekło i totalitaryzm i biochemiczno-genetyczna katastrofa rozmnażającej się populacji wynikająca z błędnej próby ulepszenia ewolucji gatunku i nie wiadomo co jeszcze i jednostka nie mogła nic zmienić. Mędrzec nie mógł patrzeć na to co się dzieje z jego światem czy tego, że był ofiarą owych eksperymentów eugenicznych i własne ciało mu się rozłaziło?
Sprawę komplikuje tylko jeden szczegół. Według niektórych interpretacji postacie dubeltów były inspirowane matkami z dziećmi noszonymi na barana podczas II wojny światowej, w gettach czy obozach koncentracyjnych, a może po prostu uciekające z piekła wojny podczas bombardowań w miastach czy na froncie.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

No to na początek zobaczmy jak Ziemianom udało się porozumieć z przedstawicielem obcej cywilizacji:


"- Siadajcie - będziemy pytali dalej - powiedział Cybernetyk. Koordynator zbliżył
twarz do mikrofonu, tamten powstrzymał go.
- Czekaj. Trudność polega na tym, że im zawilsza konstrukcja zdania, tym bardziej
rozsypuje się kalkulatorowi gramatyka. Zdaje się poza tym, że analizator dźwięków jest za
mało selektywny. Często dostajemy po prostu rebusy, sami zresztą zobaczycie.
- Na planecie jest was - wielu - powoli i wyraźnie powiedział Fizyk. - Jaka jest
struktura dynamiczna - was wielu - na planecie?
Głośnik szczeknął dwa razy i urwał. Dubelt dość długo nie odzywał się. Potem
zakaszlał ochryple.
- Struktura dynamiczna - podwójna. Relacja - podwójna - zamamrotał głośnik. -
Społeczeństwo - sterowane - centralnie - cała planeta.
- Doskonale! - zawołał Inżynier. Jak pozostali dwaj nowi uczestnicy badania, zdradzał
duże podniecenie. Tamci, może wskutek zmęczenia, siedzieli bez ruchu, z obojętnymi
twarzami.
- Kto rządzi społeczeństwem? Kto jest na szczycie, jeden osobnik czy grupa? - spytał
Koordynator zbliżając usta do mikrofonu. Głośnik trzeszczał, rozległo się przeciągłe buczenie
i czerwony wskaźnik mignął parę razy na tablicy aparatu.
- Tak pytać nie można - pospieszył z wyjaśnieniem Cybernetyk. - Jeżeli mówisz „na
szczycie”, to jest przenośnia i nie ma odpowiednika w słowniku kalkulatora. Czekaj,
spróbuję.
Pochylił się do przodu.
- Jak wielu jest was u steru społeczeństwa? Jeden? Kilku? Wielka liczba?
Głośnik szybko skrzeknął.
- A ster to nie przenośnia? - spytał Koordynator. Cybernetyk potrząsnął głową.
- Termin z zakresu teorii informacji - zdążył odpowiedzieć w momencie, gdy dubelt
odezwał się, i głośnik tłumaczył, wyrzucając miarowo:
- Jeden - kilku - wielu - ster - nie wiadomo. Nie - wiadomo - powtórzył.
- Jak to nie wiadomo? Co to ma znaczyć? - pytał zaskoczony Koordynator.
- Zaraz się dowiemy.
- Nie wiadomo tobie - czy - nie wiadomo - żadnemu - na planecie? - powiedział w
mikrofon. Dubelt odpowiedział i kalkulator, tłumacząc, wyrzucał przez głośnik:
- Relacja - dynamiczna - podwójna. Wiadomo - jedno - jest. Wiadomo - drugie - nie
jest.
- Nic nie rozumiem! - Koordynator patrzał na pozostałych - a wy?
- Zaczekaj - powiedział Cybernetyk, wpatrzony w dubelta, który powoli zbliżył
jeszcze raz twarz do swojego mikrofonu i kaszlnął dwa razy.
Kalkulator podjął:
- Wiele obrotów planety - niegdyś - sterowanie centralne rozłożone. Pauza. Jeden
dubelt - jeden ster. Pauza. Sto trzynaście obrotów planety tak jest. Pauza. Sto jedenasty obrót
planety - jeden dubelt - ster - śmierć. Pauza. Inny jeden - ster - śmierć. Pauza. Jeden - jeden -
śmierć. Pauza. Potem - jeden dubelt ster - nie wiadomo - kto. Nie wiadomo - kto - ster.
Wiadomo - centralny - ster. Pauza. Nie wiadomo - kto - ster. Pauza.
- Tak, to rzeczywiście rebus - powiedział Koordynator. - I co z tym robicie?
- To nie żaden rebus - odparł Cybernetyk. - Powiedział, że do roku sto trzynastego,
licząc od dziś, mieli rząd centralny wieloosobowy. „Sterowanie centralne rozłożone”. Potem
nastąpiły rządy jednostek - przypuszczam, że coś w rodzaju monarchii albo tyranii. W latach
112 i 111 - oni liczą od chwili obecnej, teraz jest rok zerowy - nastąpiły jakieś gwałtowne
przewroty pałacowe. Czterech władców zmieniło się w ciągu dwu lat, kończąc panowanie
śmiercią - oczywiście, nie śmiercią naturalną. Potem pojawił się nowy władca i nie wiadomo,
kto nim był. Wiadomo było, że istnieje, ale nie wiedzieli, kto to jest.
- Jak to - anonimowy władca? - zdumiał się Inżynier.
- Widocznie. Postaramy się dowiedzieć więcej. Zwrócił się do mikrofonu.
- Teraz wiadomo, że jeden osobnik jest u steru społeczeństwa, ale nie wiadomo, kto to
jest? Czy tak? - spytał. Kalkulator zachrząkał niewyraźnie, dubelt odkaszlnął, jakby się
zawahał, znowu kilka razy kaszlał i głośnik odpowiedział:
- Nie. Nie tak. Pauza. Sześćdziesiąt obrotów planety - wiadomo, jeden dubelt
centralny ster. Pauza. Potem wiadomo, żaden. Pauza. Nikt. Nikt centralny ster. Tak wiadomo.
Nikt ster. Pauza.
- Teraz to i ja nie rozumiem - przyznał Fizyk. Cybernetyk siedział pochylony przed
aparatem, zgarbił się, gryzł wargi.
- Czekajcie.
- Informacja powszechna - jest taka - że nie ma centralnej władzy? Tak? - powiedział
do mikrofonu. - A realność jest taka, że jest centralna władza. Tak?

Kalkulator porozumiewał się z dubeltem, wymieniając skrzekliwe odgłosy. Czekali, z
głowami pochylonymi w stronę głośnika.
- Taka prawda. Tak. Pauza. Kto informacja - jest centralny ster, ten - jest, nie ma. Kto
informacja - taka - ten jest, nie ma. Ten, niegdyś jest, potem nie ma.
Popatrzyli na siebie w milczeniu.
- Kto mówi, że istnieje władza, sam przestaje istnieć. Tak powiedział? - półgłosem
odezwał się Inżynier. Cybernetyk skinął wolno głową".

(...)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

- Wszystko to jest pokrętne i nieprawdopodobne - powiedział Inżynier. - A jaki
związek ma z tym ta fabryka na północy?
- Miała wytwarzać coś, co było związane z urzeczywistnieniem planu - może
aparaturę do zabiegów albo obiekty, których oni sami nie potrzebowali, ale które miały się
rzekomo okazać potrzebne przyszłym, „zrekonstruowanym” pokoleniom. Ale to tylko moje
domysły - z naciskiem kończył Cybernetyk - co mieli tam wytwarzać, nie wiemy.
- Takich fabryk musiało być pewno więcej?
- Fabryk, pochodnych planu biologicznego, liczba mała - czy wielka? Jak wiele? -
spytał Cybernetyk. Dubelt odkaszlnął i kalkulator niemal natychmiast odpowiedział:
- Nie wiadomo. Fabryki, prawdopodobieństwo, wiele. Pauza. Informacja, żadne
fabryki.
- To jednak jakieś społeczeństwo - przerażające! - wykrzyknął Inżynier.
- Dlaczego? Czy nie słyszałeś nigdy o tajemnicy wojskowej albo innej podobnego
rodzaju?
- Jaka energia porusza te fabryki? - zwrócił się Inżynier do Cybernetyka, ale
powiedział to tak blisko mikrofonu, że Kalkulator od razu przełożył pytanie. Głośnik brzęczał
chwilę i wyrecytował:
- Inorgan terminu brak bio bio pauza entropia constans bio system - reszta utonęła w
rosnącym brzęczeniu. Czerwone światełko migało na tablicy.
- Luki w słowniku - wyjaśnił Cybernetyk.
- Słuchaj, włączymy go poliwalencyjnie - powiedział do niego Fizyk.
- Po co? Żeby zaczął gadać jak schizofrenik?
- Może uda się więcej zrozumieć.
- O co chodzi? - spytał Doktor.

- On chce zmniejszyć selektywność kalkulatora - wyjaśnił Cybernetyk. - Kiedy widmo
pojęciowe jakiegoś słowa nie jest ostre, kalkulator odpowiada, że brak terminu. Gdybym
włączył poliwalencyjnie, zacznie kontaminować - produkować zbitki słowne, jakich nie ma w
żadnym ludzkim języku.

- W ten sposób zbliżymy się do jego języka - nastawał Fizyk.
- Proszę cię. Możemy spróbować.
Cybernetyk przerzucił wtyczki. Koordynator spojrzał na dubelta, który leżał teraz z
zamkniętymi oczami. Doktor podszedł do niego, badał go chwilę i wrócił, nic nie mówiąc, na
swoje miejsce.
Koordynator powiedział do mikrofonu:
- Na południe od tego miejsca - tutaj - jest dolina. Tam - wielkie budynki, w
budynkach szkielety, dookoła, w ziemi - groby. Co to jest?
- Czekaj, groby nic nie znaczą.
Cybernetyk przyciągnął do siebie giętkie ramię mikrofonu.
- Na południu - konstrukcja architektoniczna, przy niej - w otworach ziemi, martwe
ciała. Martwe dubelty. Co to znaczy?
Tym razem kalkulator dłuższy czas wymieniał zgrzytliwe dźwięki z dubeltem.
Zauważyli, że po raz pierwszy maszyna jakby sama od siebie zdawała się pytać o coś jeszcze
raz, na koniec zwrócony ku nim głośnik oświadczył monotonnie:
- Dubelt praca fizyczna nie. Pauza. Organ elektryczny praca tak, ale akceleroinwolucja
degeneracja nadużycie. Pauza. Południe to egzemplifikacja prokrustyki samosterownej pauza.
Biosocjozwarcie antyśmierć pauza. Izolacja społeczna nie siła, nie przymus pauza.
Dobrowolność pauza. Mikroadaptacja grupy centrosamociąg produkcja tak nie pauza.
- Masz teraz - Cybernetyk spojrzał gniewnie na Fizyka. – „Centrosamociąg”,
„antyśmierć”, „biosocjozwarcie”. Mówiłem ci. Proszę, zrób z tym coś teraz.
- Powoli - powiedział Fizyk. - To ma coś wspólnego z pracą przymusową.
- Nieprawda. - Powiedział „nie siła, nie przymus”. „Dobrowolność”.
- No, to jeszcze raz spytamy - Fizyk przyciągnął do siebie mikrofon.
- Niezrozumiałe - powiedział. - Powiedz - bardzo prosto - co jest na południu w
dolinie? Kolonia? Grupa karna? Izolacja? Produkcja? Jaka produkcja? Kto produkuje? Co? I
po co? W jakim celu?
Kalkulator znowu porozumiewał się z dubeltem - trwało to chyba pięć minut, zanim
się odezwał:
- Izolomikrogrupa dobrowolność interoadhezja przymus nie. Pauza. Każdy dubelt
przeciwgra izolomikrogrupa. Pauza. Relacja główna samociąg centripetalny pauza. Spoiwo
gniewiść pauza. Kto wina ten kara. Pauza. Kto kara ten izolomikrogrupa dobrowolność pauza.
Co to jest izolomikrogrupa? Pauza. Interpelacje zwrotne polindywidualne sprzężenie gniewiść
samocel gniewiść samocel pauza. Cyrkulacja socjopsycho wewnętrzna antyśmierć pauza.
- Czekajcie! - krzyknął Cybernetyk, widząc, że inni poruszają się niespokojnie - co to
znaczy „samocel”? Jaki cel?
- Samocal... enie - wybełkotał kalkulator, który tym razem wcale nie zwrócił się do
dubelta.
- A! Instynkt samozachowawczy! - krzyknął Fizyk, a kalkulator oświadczył
pospiesznie:
- Instynkt samozachowawczy. Tak. Tak.
- Czy chcesz powiedzieć, że rozumiesz, co on mówił?! - poderwał się z miejsca
Inżynier.
- Nie wiem, czy rozumiem, ale domyślam się - chodzi o jakieś odnogi ich systemu kar.
To widać jakieś mikrospołeczności, grupy autonomiczne, które, by tak rzec, nawzajem
trzymają się w szachu.
- Jak to? Bez straży? Bez nadzorców?
- Tak. Powiedział wyraźnie, że żadnego przymusu nie ma.
- To niemożliwe!
- Wcale nie. Wyobraź sobie dwu ludzi, jeden ma zapałki, a drugi pudełko. Mogą się
nienawidzić, ale ogień skrzeszą tylko razem. Gniewiść to gniew i nienawiść albo coś
zbliżonego. Kooperacja wynika zatem w grupie dzięki sprzężeniom zwrotnym, jak w moim
przykładzie - ale - oczywiście, nie tak prosto! Przymus rodzi się niejako sam z siebie -
wytwarza go wewnętrzna sytuacja grupy.
- No dobrze, dobrze, ale co oni tam robią? Co tam robią? Kto leży w tych grobach?
Dlaczego?
- Słyszałeś, co powiedział kalkulator? „Prokrustyka”. Oczywiście, od prokrustowego
łoża.
- Bajesz! Skąd dubelt słyszał o Prokruście?!
- Kalkulator, nie dubelt! Wyszukuje pojęcie najbliższe według rezonansu w widmie
semantycznym!
Tam, w tych grupach, toczy się wyczerpująca praca. Możliwe, że ta praca nie
ma żadnego celu ani sensu - powiedział „produkcja tak nie” - więc, że produkują, że muszą to
robić, bo to jest kara.
- Jakże muszą? Kto ich do tego zmusza, jeżeli brak jakiejkolwiek straży?
- Jakiś ty uparty! Z tą produkcją mogę się mylić - ale przymus tworzy sytuacja. Jakże,
nie słyszałeś o sytuacjach przymusowych? Na tonącym okręcie, dajmy na to, masz bardzo
mało dróg wyboru - może mają pokład takiego okrętu pod sobą przez całe życie... Ponieważ
praca fizyczna, wyczerpująca zwłaszcza, szkodzi im, powstaje jakieś „biozwarcie”, może w
obrębie tego organu elektrycznego.
- Mówił „biosocjozwarcie”. To musi być coś innego.
- Ale coś bliskiego. W grupie istnieje adhezja - wzajemne przyciąganie, czyli że grupa
jest niejako skazana sama na siebie, izolowana od społeczeństwa.
- To szalenie mgliste. Cóż oni tam w końcu robią?

- Ależ jakże chcesz, żebym ci powiedział? Wiem tyle, co ty. Przecież zachodzą
nieporozumienia i przesunięcia znaczeń podwójne - nie tylko z naszej strony, ale tak samo
między kalkulatorem i dubeltem z drugiej! Może mają specjalną dyscyplinę naukową –
„prokrustykę”, teorię dynamiki całych grup! Planują z góry typ działań, konfliktów i
wzajemnych przyciągań w jej obrębie, funkcje są tak rozłożone i zaplanowane, żeby powstała
swoista równowaga, wymiana, krążenie gniewu, strachu, nienawiści, żeby te uczucia spajały
ich i zarazem żeby nie mogli znaleźć wspólnego języka z kimkolwiek spoza grupy...
- To są twoje prywatne wariacje na temat schizofrenicznych mętniactw kalkulatora - a
nie żadne tłumaczenie! - krzyknął Chemik.
- Jest bardzo wyczerpany - powiedział Doktor. - Najwyżej jedno, jeszcze dwa pytania.
Kto chce je zadać?
- Proszę, możesz zająć moje miejsce. Może pójdzie ci lepiej.
Milczeli chwilę.
- Ja - powiedział Koordynator.
- Skąd wiedziałeś o nas? - rzucił w mikrofon.
- Informacja - meteoryt - statek - odpowiedział po chwili kalkulator, wymieniwszy
kilka krótkich, chrapliwych dźwięków z dubeltem. - Statek - innej planety - promienie
kosmiczne - degeneracja istot. Pauza. Zadają śmierć. Pauza. Otorbienie szkliste celem
likwidacji. Pauza. Obserwatorium. Pauza. Huk. Dokonałem - namiary - kierunek dźwięku -
źródła huku - ognisko trafień rakieta. Pauza. Poszedłem kiedy noc. Pauza. Czekałem -
Obrońca otwarł otorbienie. Wszedłem. Jestem. Pauza.
- Ogłosili, że spadł statek z jakimiś potworami, tak? - spytał Inżynier.
- Tak. Że jesteśmy zdegenerowani pod wpływem promieniowania kosmicznego. I że
zamierzają zamknąć nas, otorbić tą szklistą masą. Zrobił nasłuchowe namiary kierunków
bombardowania, wyznaczył ich cel i w ten sposób znalazł nas.
- Nie bałeś się potworów? - rzucił Koordynator pytanie w mikrofon.
- „Nie bałeś się” to nic nie znaczy. Zaraz, jakie to było słowo? Aha, gniewiść. Może
tak przetłumaczy.
Cybernetyk powtórzył pytanie dziwacznym żargonem kalkulatora.
- Tak - odparł prawie natychmiast głośnik. - Tak. Ale - szansa - jeden na milion
obrotów planetarnych.
- Ma się rozumieć. Każdy z nas by poszedł - skinął ze zrozumieniem głową Fizyk.
- Czy chcesz zostać z nami? My - wyleczymy cię. Śmierci nie będzie - powiedział
wolno Doktor. - Czy zostaniesz u nas?
- Nie - odpowiedział głośnik.
- Chcesz odejść? Chcesz wrócić - do swoich?
- Powrót - nie - odparł głośnik. Popatrzyli na siebie.
- Naprawdę nie umrzesz! Wyleczymy cię, naprawdę! - zawołał Doktor. - Powiedz, co
chcesz zrobić, kiedy będziesz wyleczony?
Kalkulator zaskrzeczał, dubelt odpowiedział jednym, tak krótkim, że ledwo
słyszalnym dźwiękiem.
- Zero - powiedział, jakby z wahaniem, głośnik. I po chwili dodał, jak gdyby
niepewny, czy go dobrze zrozumieli:
- Zero. Zero.
- Nie chce zostać - wracać też nie - mruknął Chemik. - Może on... majaczy? Popatrzyli
na dubelta. Jego bladoniebieskie oczy spoczywały na nich nieruchomo. W ciszy rozlegał się
jego powolny, głuchy oddech".

"Eden" Stanisław Lem
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Okazuje się, że wystarczy dobry cybernetyczny tłumacz i teoria informacji i można porozumieć się nawet z istotą z zupełnie innego świata.
Tylko dlaczego aluzje do gadania schizofrenika? Skąd zbitki słowne w procesie tłumaczenia z innego systemu pojęciowego na nasz? Jak pojęcia przekształcają się w słowa i jak dotrzeć do oryginalnego jednego ich znaczenia, niezależnie od rodzaju języka, świata czy nawet umysłu, który je wypowiada? Kalkulator analizował widmo semantyczne pojęć i tłumacząc dobierał słowa z naszego ziemskiego świata pojęć najbliższe znaczeniowo słowom wypowiadanym przez przedstawiciela pozaziemskiej inteligencji. Ciekawa metoda porozumienia dwóch całkowicie odrębnych światów.



"Kontaminacja (łac. contaminatio – „zetknięcie” albo „splamienie”)[1] – zjawisko słowotwórcze oznaczające połączenie (zmieszanie) dwóch (lub więcej) słów albo wyrażeń, zwykle zbliżonych semantycznie lub leksykalnie. W normatywistyce językowej termin ten bywa używany w węższym sensie znaczeniowym, obejmującym tylko połączenia uznawane za niewłaściwe.

Można wyróżnić cztery rodzaje kontaminacji:

frazeologiczne
morfologiczne (np. przekonywujący zamiast normatywnego „przekonujący” lub „przekonywający”)
leksykalne (zbitka wyrazów o podobnym znaczeniu)
składniowe (np. w szeregu wypadkach zamiast „w szeregu wypadków” lub „w wielu wypadkach”)
Do krytykowanych kontaminacji frazeologicznych należą m.in.:

w każdym bądź razie (zbicie w jedno powiedzenie zwrotów „w każdym razie” i „bądź co bądź”)
na wskutek (złączenie w jeden zwrot wyrażeń przyimkowych „na skutek” i „wskutek”)
dzięki bardzo (zamiana słów pomiędzy „dziękuję bardzo” i „wielkie dzięki”)
zawieszenie ognia (zamiana słów w kolokacjach „zawieszenie broni” i „wstrzymanie ognia”)[2]
pełnić rolę (przeniesienie czasownika z frazeologizmu „pełnić funkcję” do „grać/odgrywać rolę”)
wywrzeć piętno (przeniesienie czasownika z frazeologizmu „wywrzeć nacisk” do „odcisnąć piętno”)
przykładać do czegoś wagę (przeniesienie czasownika z idiomu „przykładać do czegoś miarę” do „przywiązywać do czegoś wagę”)[3]"

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kontamina ... oznawstwo)

"Zbitka wyrazowa, zbitka słowna, skrzyżowanie wyrazów, portmanteau – słowo lub wyrażenie będące połączeniem dwóch lub więcej słów albo wyrażeń, zazwyczaj o pokrewnym znaczeniu. Połączenie słów lub wyrażeń pochodzących z różnych języków nazywa się hybrydą (słowną, wyrazową, słowotwórczą).

Przykładami słów będących zbitkami są rzeczownik „smog” (połączenie dwóch angielskich wyrazów smoke, czyli dym, i fog, czyli mgła) oraz przymiotnik „pstrokaty” (połączenie słów „pstry” i „srokaty”); zbitkami hybrydowymi są „ciucholand” i „ekożywność”. Przykłady wyrażeń zbitkowych to „cisza i spokój” oraz „prawo i porządek”; hybrydami są „być na topie” i „być OK”. Wiele znaków firmowych, jak również nazwy samych przedsiębiorstw i organizacji, to zbitki wyrazowe.

Lewis Carroll stosował takie zbitki w swoich wierszach, aby osiągnąć efekt komiczny, szczególnie w Jabberwocky. Także George Orwell w Roku 1984 często je wykorzystywał w celu oddania absurdalności opisywanych stosunków społecznych (myślozbrodnia, nowomowa).

Słowa portmanteau w omawianym tutaj znaczeniu (pierwotne to „kufer podróżny”) po raz pierwszy użył Lewis Carroll w książce Po drugiej stronie lustra. W Polsce jednym z „pionierów” w tym względzie był Stanisław Ignacy Witkiewicz: jego pseudonim Witkacy to zbitka początku nazwiska i połowy drugiego imienia.

Opisany przez Stanisława Lema język mieszkańców planety Eden zawiera zbitki słowne: gniewiść, antyśmierć, biosocjozwarcie.

Przykłady słów stanowiących zbitki wyrazowe
burkini
Bollywood
brunch
gerrymandering
glokalizacja
grywalizacja
herbata
legrys
Movember
netykieta"


https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbitka_wyrazowa





No to szkoda, że w każdej książce Lema jest jakaś sytuacja z samobójstwem. Tu nawet kosmita dubelt chce "zero" - według uniwersalnych pojęć teorii informacji.
Zaczyna mi to powoli przeszkadzać w odbiorze jego twórczości. I tak za dużo samobójców jest na świecie i ciągle ich przybywa.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Prawdopodobnie nie rozumiem jeszcze całego zakresu relacji pomiędzy tym słowem (samobójstwo) a rzeczywistością, do której się odnosi. Pewnie nikt z żywych jej nie rozumie, bo to już całkowicie za przerwą w istnieniu się dzieje.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

No to zobaczmy co tam jeszcze da się wyczytać i zinterpretować:

cezary123 pisze: czw sie 19, 2021 9:35 pm
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

cezary123 pisze: pt sie 27, 2021 10:24 pm
Sprawę komplikuje tylko jeden szczegół. Według niektórych interpretacji postacie dubeltów były inspirowane matkami z dziećmi noszonymi na barana podczas II wojny światowej, w gettach czy obozach koncentracyjnych, a może po prostu uciekające z piekła wojny podczas bombardowań w miastach czy na froncie.
Okazuje się, że jeszcze gorzej - budowa organizmu dubelta mogła być inspirowana porodem - małym człowieczkiem wyłaniającym się z fałd tkanki innego ciała. Możliwe też, że wyglądem połączonych ciał płodu i matki podczas cesarskiego cięcia. Możliwe też, że rozpłatanymi kobietami ciężarnymi podczas wojen ludzkich.

Ziemianie widzą na tej planecie żywe zwłoki cywilizacji, mielące w kółko coś, czym jest. Oczywiście wiążą się z tym wielkie cierpienia żywych istot, które są jeszcze jej mieszkańcami.
Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy? Podjęty przez planetarną cywilizację niedawno eksperyment biosocjologiczny, który miał dać w efekcie nową, lepszą rasę. Niestety skończyło się na błędzie i zepsuciu struktur istot żywych, na pomieszaniu oryginalnego kodu i w efekcie ludobójstwie na skalę całego nowego pokolenia, wyłonieniem nijakich i tak jakby przypadkowo i dziwnie ukształtowanych ciał żywych, z resztek logiki kodu życia, który na podstawie praw biologii wzbudzał przypadkowe struktury i bez odwrotu do oryginalnego zapisu genetycznego. Tak mi się wydaje, że to taki pomysł miał być.
Co robiono z tymi niedoskonałymi nijakimi istotami, które ciągle się rodziły? (To znaczy tam raczej produkowano nowe istoty w przemysłowy sposób w jakiejś biosyntezie. Ziemskiego jednostkowego rozmnażania organizmów przez ewolucyjny naturalny kod być może trudno szukać gdzie indziej w kosmosie).
Zapewniono im masową eutanazję lub utylizację.
Pisane było to 14 lat po zakończeniu II wojny światowej, rasy naddczłowieka, obozów koncentracyjnych i pogromów, więc aluzja mogła być taka.

Na szczęście nas ziemski kod życia nie podlega żadnej ukrytej władzy centralnej, tylko rządzi się odwiecznymi naturalnymi prawami sprzed milionów lat. Trochę zwierzęcy, ale potrafi już w naturalny sposób wzbudzić do istnienia organizm na naszym poziomie i pozwolić jej przeżyć przez kilkadziesiąt lat życiem ludzkim, więc nie jest źle. :angelic-cyan:
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Zgrabnie opowiedział, ale z tym, że komputer pokładowy więcej zniekształcał niż tłumaczył podczas rozmowy z przedstawicielem obcego rozumu, to się nie zgodzę.
Przecież to był bardzo ciekawy pomysł inspirowany pewnie badaniami nad językiem, semantyką, semantyką logiczną i językami sztucznymi.


"Semantyka (semantyka logiczna) – obok syntaktyki i pragmatyki jeden z trzech działów semiotyki logicznej (taki podział semiotyki wprowadził Charles W. Morris), zajmujący się funkcjami semantycznymi, tj. relacjami między znakami (w tym zwłaszcza wyrażeniami) a rzeczywistością, do której znaki te się odnoszą. Tak rozumianą semantykę należy odróżnić od semantyki językoznawczej jako nauki o znaczeniu wyrazów (sam termin „semantyka” upowszechnił zresztą językoznawca, Michel Bréal) i semantyki ogólnej, nurtu filozofii języka; terminem „semantyka” określa się też niekiedy semiotykę logiczną jako całość.

Do funkcji semantycznych należą np. konotowanie, oznaczanie i denotowanie, do podstawowych terminów semantycznych znaczenie i prawda. Choć sam termin „semantyka” Bréal rozpowszechnił dopiero pod koniec XIX wieku, badania semantyczne podejmowano już w starożytności na gruncie gramatyki, retoryki, logiki i filozofii. W logice Arystotelesa obecne są zwłaszcza w pismach De interpretatione oraz w Analitykach wtórych. W logice średniowiecznej wykształcił się dział zwany proprietates terminorum, badający takie własności terminów, jak supozycja, significatio, copulatio czy appellatio. W filozofii nowożytnej zagadnienia semantyczne uprawiane były przeważnie w związku z teoriopoznawczymi, np. w rozdz. III Rozważań dotyczących rozumu ludzkiego Locke'a.

W logice współczesnej semantyka stanowi samodzielną dyscyplinę, której rozwój wiązał się z rozwojem filozofii analitycznej i filozoficznej metody analitycznej; należy także wspomnieć o wpływie Badań logicznych Husserla. Można tu wyróżnić dwa główne kierunki: semantykę empiryczną (opisową), koncentrującą się na językach naturalnych, oraz semantykę teoretyczną, koncentrującą się na językach formalnych. Semantyka opisowa obecna jest zwłaszcza w pracach Milla, Moore'a i w tzw. filozofii oksfordzkiej. Semantyka teoretyczna bliska jest teorii modeli, bada języki sztuczne, niekiedy skonstruowane specjalnie dla celów analizy, stosując przy tym formalne metody dedukcyjne. Do jej głównych reprezentantów należą Alfred Tarski, Rudolf Carnap, Alonzo Church, Kurt Gödel".

https://pl.wikipedia.org/wiki/Semantyka_(logika)


"Początki teorii modeli sięgają lat trzydziestych XX wieku (chociaż pewne rozważania o teoriomodelowym charakterze były przeprowadzane znacznie wcześniej), kiedy osiągnięto wiele ważnych wyników, które stworzyły fundament dla dalszego bujnego rozwoju tej dziedziny. Największe osiągnięcia tego okresu wiąże się zazwyczaj z nazwiskami Gödla i Tarskiego, którzy przez współczesnych są zaliczani do grona najwybitniejszych logików wszech czasów.

Alfred Tarski, polski logik i matematyk, jest powszechnie uważany za twórcę teorii modeli. W swojej słynnej pracy Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych z 1933 roku rozważał między innymi pojęcie zdania prawdziwego i jego różne możliwe definicje. Wykazał on w szczególności, że można podać definicję prawdy dla dowolnego języka skończonego rzędu, zaś dla języków nieskończonego rzędu już nie. Tarski zdefiniował pojęcie spełniania (funkcji zdaniowej przez ciąg elementów oraz zdania przez model), które jest kluczowe dla całej teorii modeli i w nieznacznie zmienionej formie używane do dzisiaj. Opracował też między innymi pewną metodę badania czy dany model stanowi elementarną podstrukturę innego (test Tarskiego-Vaughta). Badania Tarskiego nad związkami między syntaktyką i semantyką logiczną wpłynęły na ugruntowanie podstaw teorii modeli".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_modeli






"Poszczególne działy semiotyki zajmują się różnymi funkcjami semiotycznymi. Semantyka bada relacje semantyczne, tj. związki między znakami a rzeczywistością, tym, do czego odnoszą się znaki. Syntaktyka bada relacje syntaktyczne, tj. relacje zachodzące między samymi znakami. Nie są to jednak wszystkie relacje zachodzące wewnątrz języka, ale jedynie te, które mają charakter formalny – a więc niezależne od znaczenia wyrażeń, między którymi zachodzą. Pragmatyka, która bada relacje pragmatyczne, zachodzące między znakiem a jego użytkownikami (nadawcami i odbiorcami), ma częściowo nieuregulowany status – istnieje wiele prób uczynienia z niej nauki formalnej na wzór semantyki i syntaktyki, może ona jednak być uprawiana również jako nauka empiryczna mówiąca o ludzkim zachowaniu i łącząca w sobie elementy psychologii, socjologii i wiedzy o kulturze".
https://pl.wikipedia.org/wiki/Semiotyka_(logika)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

No tak, porozumiewanie się z inną istotą rozumną jest ciekawe, ale może jeszcze bardziej ciekawsze jest wspólne przeżywanie rzeczywistości Wszechświata, na podobnym poziomie. Czy to zawsze zaistnieje jak dla nas? Przyszło mi do głowy, że obraz kontaktu z innymi cywilizacjami jest o tyle naiwny, że nie zawsze bierze pod uwagę różnice nie tyle w systemie pojęć i języka, a całkowite różnice w doświadczaniu rzeczywistości przez istoty powstałe w zupełnie inny sposób z materii.
Przyjmuje się skwapliwie założenie, że muszą fizycznie widzieć i słyszeć i odbierać w ogóle świat tak samo jak my, i traktuje się jako tło zdarzeń jako tak jakby domyślną zwykłą, wspólną, obiektywną rzeczywistość, a wcale tak być nie musi. Dziwne byłoby, gdyby przypadkowo gdzie indziej, na odległych od nas skrawkach materii pojawiły się takie same świadomości świata jak ludzkie.
Widzimy rzeczywistość w pewnym wycinku i pewnie trudno byłoby innym organizmom niezależnie trafić w podobne doświadczanie świata. Być może nawet najbardziej obiektywne nasze postrzeganie rzeczywistości byłoby czymś nieznanym dla innych świadomości. Dlaczego na przykład mają widzieć otoczenie z naszej perspektywy na tych zakresach fal elektromagnetycznych? Przecież widzimy tak tylko dlatego, że ukształtowały nas określone procesy i teraz wszystko jawi nam się jako dostrzegalne i naturalne. Dla kogoś z innego świata będzie to obce i zakryte lub tylko fizycznie mierzalne w obojętny sposób, bez świadomości tego. Podobnie z innymi zmysłami.
Podobnie z umysłem, dla którego perspektywa człowieka dostrzegającego i odczuwającego istnienie w ziemskiej atmosferze i na ziemskim gruncie będzie nieznana. Nie dostrzeże on po prostu naszej świadomości.
Nie będzie wspólnych zachodów słońca ani zapachu kwiatów, rozumienia dźwięku ziemskich stworzeń i urządzeń, nawet oddychania rześkim powietrzem nie będzie czy reakcji na rozgwieżdżone niebo.
Jak się porozumieć ze świadomością, dla której nie istnieją takie pojęcia jak ziemski widnokrąg, odległość, wysokość, szerokość , zdolność postrzegania zjawisk z szybkością ludzkiego mózgu i w określonej skali i wycinku rzeczywistości i inne antropiczne własności świata, bo istoty gdzie indziej ukształtowane odbierają jako swoje i świadome inne cechy materii i energii? I to jest ich istnienie a nie to, co nas wzbudza i daje świadomość życia na tle świata?
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

"Jedna z wersji zasady antropicznej jest próbą odpowiedzi na pytanie, dlaczego prawa fizyki są takie, jakie są. Sugeruje ona, że gdyby prawa fizyki były inne, nikt nie mógłby ich poznać, ponieważ pojawienie się inteligentnego obserwatora nie byłoby możliwe[6]".
(...)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_antropiczna

Pewnie w każdym świecie każda świadomość by doszła do takich wniosków, nie wiedząc o sobie wzajemnie. :mrgreen:
Przerwa w istnieniu w najbardziej groźnej i tajemniczej postaci.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

No to dociekamy dalej: Dlaczego "światło widzialne" jest widzialne? :)
Czy ma jakieś specyficzne, uniwersalne, fizyczne właściwości tworzenia "widzialnej" rzeczywistości w ogóle?
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

"Jak wyjątkowy jest zakres 400–700 nm, można ocenić przez kontrast z promieniowaniem w bliskiej podczerwieni, które jest absorbowane przez warstwę około jednego milimetra na powierzchni oceanu (innymi słowy powierzchnia oceanu jest czarna w tym zakresie widmowym). Zakres 380–710 nm to równocześnie zakres promieniowania czynnego fotosyntetycznie.

Podobnie jest w atmosferze ziemskiej – w świetle widzialnym absorpcja przez gazy i chmury jest stosunkowo mała (porównaj rysunek), co umożliwia dotarcie promieniowania widzialnego do powierzchni ziemi i oceanu. Obszary (długości fali) dużej transmisji nazywamy oknami atmosferycznymi. W świetle widzialnym (VIS) promieniowanie słoneczne jest stosunkowo mało absorbowane (okno optyczne). W bliskiej podczerwieni (NIR) widać szereg pasm absorpcyjnych pary wodnej.

Znaczna część promieniowania słonecznego jest pochłaniana lub odbijana przez ziemską atmosferę. Ultrafiolet pochłaniany jest w dużej mierze przez tlen, zwłaszcza w postaci ozonu (ozonosfera), podczerwień przez gazy cieplarniane (metan, podtlenek azotu, dwutlenek węgla, para wodna). W związku z tym atmosfera ziemska jest przezroczysta głównie dla światła widzialnego[2].

Wobec tego, fizjologia oka (to, że dobrze widzimy w paśmie 400–700 nm) może być związana z faktem, że woda morska transmituje światło widzialne.
Można również doszukiwać się powiązań ewolucyjnych między wykorzystywaniem światła przez barwniki fotosyntetyczne, fitochromy i fotoreceptory".

https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awia ... _widzialne



Jak powstają kolory?



Jeszcze nie do końca o to mi chodzi.
Chodzi mi o to, czy fizycznie ten zakres fal elektromagnetycznych ma jakieś wyróżnione właściwości tworzenia rzeczywistości Kosmosu, i dlatego każda istota świadoma na pewnym etapie rozwoju istnienia natknie się na ten obszar rzeczywistości jak my. To już trzeba pewnie zajrzeć do kotła Wielkiego Wybuchu.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Ale przynajmniej natrafiłem na ciekawe kanał:

https://www.youtube.com/c/ADAMEDSmartUP/videos

https://adamedsmartup.pl/


Chemia, biochemia, biotechnologia, farmacja itd.
Nauka czyni mistrza :)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

No to posłuchajmy fragmentu książki "Wizja Lokalna". W sumie jest najzabawniejsza oprócz Dzienników Gwiazdowych i Cyberiady. Inne dosyć poważne i czasem ponure.



cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

cezary123 pisze: pn sie 30, 2021 9:37 pm "Jedna z wersji zasady antropicznej jest próbą odpowiedzi na pytanie, dlaczego prawa fizyki są takie, jakie są. Sugeruje ona, że gdyby prawa fizyki były inne, nikt nie mógłby ich poznać, ponieważ pojawienie się inteligentnego obserwatora nie byłoby możliwe[6]".
(...)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_antropiczna

Pewnie w każdym świecie każda świadomość by doszła do takich wniosków, nie wiedząc o sobie wzajemnie. :mrgreen:
Przerwa w istnieniu w najbardziej groźnej i tajemniczej postaci.
A jakie jest wyjaśnienie alternatywne do zasady antropicznej?

Nie dlatego życie rozwinęło się, że prawa fizyki trafiły akurat w sens istnienia świadomych podmiotów poznających, które mogły wtedy się rozwinąć, tylko życie przystosowało się do warunków we Wszechświecie i praw fizyki. I dlatego jest świadome tego co jest i w taki a nie inny sposób.
:)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Czyli nadal nie wiadomo jak się ma nasz przypadkowy Wszechświat do zbioru wszelkich możliwych rzeczywistości. Pewnie przypadkowo, ale taki zaistniał a nie wszystkie inne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „nauka”