Łamigłówka Stanisława Lema

Moderator: moderatorzy

cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Zauważyłem dzisiaj ciekawą książkę: "Czy roboty czują ból?" Peter Cave
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4893472 ... lamiglowki

W kolejce do przeczytania. Dla odświeżenia zdziwienia paradoksami. Prawdopodobnie rozwiązania nie będą takie proste, ale warto przynajmniej próbować. :)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

"Pisał o kosmosie, ale nie bujał w obłokach"
https://www.polskieradio.pl/10/5372/Art ... w-oblokach
Awatar użytkownika
alf
zaufany użytkownik
Posty: 369
Rejestracja: pn lis 21, 2016 6:54 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: alf »

Roboty nie czują bólu bo nie mają świadomości
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

alf pisze: śr kwie 15, 2020 12:37 pm Roboty nie czują bólu bo nie mają świadomości
A jak skonstruować świadomość?
Awatar użytkownika
alf
zaufany użytkownik
Posty: 369
Rejestracja: pn lis 21, 2016 6:54 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: alf »

Ludzie nie wiedzą co to świadomość, Już nie podoba mi się konstruowanie inteligencji - deep learning, algorytm GPT-2, a co dopiero jak ludzie zabiora się za świadomość??
Mam nadzieję że prędzej będzie koniec swiata.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

alf pisze: śr kwie 15, 2020 1:01 pm Ludzie nie wiedzą co to świadomość
Świadomość to jest taka cecha systemu, którą poznaje się będąc tym systemem. Wniosek stąd taki, że ludzie wiedzą tylko co to jest świadomość ludzka, dopóki są ludźmi. Inne systemy są na razie obok nas, pod nami i nad nami :)
Jak powstała nasza świadomość? Prosty proces i powtarzalny, skoro od milionów lat kilku zwykłych pierwiastków rozwijają się miliony takich istot, z których jedne żyją trochę, inne idą całymi masami na zmarnowanie we wzajemnych unicestwieniach, w starciu z siłami przyrody, a jeszcze inne szukają świadomości wyższych - na przykład doskonalszych istot nadprzyrodzonych.
Transhumanizm jest zły, bo gatunek ludzki trzeba zachować w stanie niezmienionym z wszystkimi wadami, zaletami i ograniczeniami organizmów ewolucyjnych, nie próbować rozwijać systemów, ale taki transhumanizm w kierunku bóstw to już dobry? Chociaż na razie dziwnie fikcyjny?

cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

49 minuta, Szatan elektronowy powstaje, prawda? :mrgreen:
Awatar użytkownika
alf
zaufany użytkownik
Posty: 369
Rejestracja: pn lis 21, 2016 6:54 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: alf »

Świadomość jest sprzeczna z fizyką. Według współczesnej fizyki nie powinno być czegoś takiego jak istoty świadome.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

alf pisze: śr kwie 15, 2020 2:23 pm Świadomość jest sprzeczna z fizyką. Według współczesnej fizyki nie powinno być czegoś takiego jak istoty świadome.
A to ciekawe. Możesz rozwinąć temat?
Awatar użytkownika
alf
zaufany użytkownik
Posty: 369
Rejestracja: pn lis 21, 2016 6:54 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: alf »

Fizyka jest materialistyczna. Są tylko obiektywne rzeczy, atomy, kwarki, Nie przewiduje czegoś takiego jak wewnętrzne subiektywne światy. W jaki sposób fizyka tłumaczy ból?
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

alf pisze: śr kwie 15, 2020 8:20 pm Fizyka jest materialistyczna. Są tylko obiektywne rzeczy, atomy, kwarki, Nie przewiduje czegoś takiego jak wewnętrzne subiektywne światy. W jaki sposób fizyka tłumaczy ból?

https://www.geekweek.pl/news/2014-08-24 ... m_1652610/

To bardzo trudne, ale i ambitne pytania.
Może odpowiedzi pomogą kiedyś wskrzeszać dawne oryginalne świadomości zza barier międzyosobowych wśród nas albo rozwiązać paradoks statku Tezeusza czy teleportacji :)
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

cezary123 pisze: śr kwie 15, 2020 1:40 pm 49 minuta, Szatan elektronowy powstaje, prawda? :mrgreen:
Podobnie działo się, kiedy następowała era lotów kosmicznych.
Gdzieś czytałem anegdotę, dosyć złośliwą, która opowiadała o tym, co religijni sądzili o możliwości eksploracji Wszechświata przez człowieka. Podobno nawet któryś z uczonych z kręgu Papieskiej Akademii Nauk stwierdził kilka lat przed lotem Gagarina: "Jeżeli nawet uda się człowiekowi polecieć rakietą poza Ziemię, to Bóg strąci zuchwalca, żeby nie mógł opowiadać ludziom o tym, co się dzieje w boskim niebie".

Teraz Bóg ma zabronić ekspansji umysłu poza gatunek, w którym jesteśmy. A krzemienie pozwolił łupać jaskiniowcom?
Z jednej strony to dobrze, że chroni się gatunek ludzki i wszystko co się wiąże z naszym człowieczeństwem w rzeczywistości, ale ewolucja i tak zrobi swoje. Dinozaury też by broniły swoich form.
Trudna sprawa, ale bardzo interesująca.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

To nie "ludzki umysł ma sięgnąć tam", bo to już nie będzie ludzki umysł. Transhumanizm nie jest stawianiem
człowieka w szeregu bytów i pokazywaniem mu, gdzie jego miejsce. Słuchacz nie zrozumiał tematu.
Awatar użytkownika
alf
zaufany użytkownik
Posty: 369
Rejestracja: pn lis 21, 2016 6:54 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: alf »

Właśnie teleportacja kwantowa rozwiązuje paradoks teleportacji Lema: nie da się teleportować bez niszczenia.
A jeśłi nie da sie sklonować świadomośći, to należy odrzucić teorię wielu światów Everetta.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

alf pisze: śr kwie 15, 2020 9:11 pm nie da się teleportować bez niszczenia.

"Pytanie brzmi, czy po takiej operacji dalej jesteśmy tą samą osobą, czy już kimś innym? Co z naszą świadomością? Jak można teleportować pamięć i uczucia? Jak wyodrębnić organy i tkanki, od których zależą nasze wspomnienia? Co w przypadku, gdy podczas teleportacji wystąpi problem i w miejscu docelowym powstanie nasz klon, ale my tutaj nie zostaniemy "rozmontowani"? Która osoba w takim przypadku jest tą prawdziwą - która powinna zostać zlikwidowana, a która żyć dalej?"

A co z człowiekiem "niedoteleportowanym" i zawieszonym gdzieś w cyberprzestrzeni? Da się go "odzyskać", czy zostanie całkowicie sformatowany?

https://mlodytechnik.pl/technika/28366- ... t-w-drodze


Ten etap już przerabialiśmy. Nie ma znaczenia czy pozostaniemy żywi na swoim miejscu czy martwi - tam powstanie tylko nasze ciało, które sobie odejdzie w swoją stronę z kimś, kto mniema, że jest nami. I ma rację, ale... :)
Ten paradoks nie ma tak łatwego rozwiązania ani na tak ani na nie. Można uznać w praktyce, w przybliżeniu za pewnik, że cokolwiek wyglądające pozornie na jego rozwiązanie, rozwiązaniem na pewno jeszcze nie jest.
Jest tylko budowaniem z jednej lub drugiej strony kolejnych warstw nowych zagadnień i coraz bardziej wysublimowanych problemów.
Tu chodzi przecież o coś największego - o tajemnicę istnienia nas w ogóle, nie o naszą materię.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

To znaczy, że fizyczny proces teleportacji materii czy informacji naszych ciał jeszcze nie jest tym, co pozwoli dobrać się do istoty naszego osobniczego istnienia czy nieistnienia.
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

cezary123 pisze: śr kwie 15, 2020 9:25 pm tam powstanie tylko nasze ciało, które sobie odejdzie w swoją stronę z kimś, kto mniema, że jest nami. I ma rację, ale...
Z kimś w środku.
Ktoś może w ten sposób zechcieć przekształcić siebie samego do innej postaci, może wrócić do postaci młodszej. Wtedy staje przed aparaturą, do której wprowadza pełny zapis informacji o organizmie z dowolnej przeszłości, wchodzi jednymi drzwiami i po sekundzie wychodzi drugimi jako inna postać - na przykład siedemnastolatek, którym był, zanim przeminął.
Aparatura rozkłada jego stary organizm na atomy i w okamgnieniu łączy w inną postać. Nikt nie umiera, wychodzi ktoś żywy.
Ktoś może zechcieć przekształcić siebie w inną dowolną postać żyjącą lub już z historii, to znaczy zmarłą. Wchodzi sam a wychodzi istniejąc w innej osobie. Ciekawe tylko czy ta inna osoba, żyjąca równocześnie odczuje coś niezwykłego w tym momencie, czy jej świadomość zostanie ściągnięta w tamto miejsce i postać. A może zmarła odczuje, że ktoś wyciąga ją z grobu i nagle otwiera oczy na świecie w swojej postaci, ale połączona świadomością z kimś żywym, kto tylko chciał przekształcić swój wygląd.
Chyba nic takiego nie odczują.
Być może i te istoty wcześniejsze, które weszły do aparatury też już nic nigdy nie odczują. Powstanie nowy, inn,y osobny człowiek.
Może ktoś zechce przekształcić się we mnie i odtworzy moją postać z chmurki atomów, w którą rozpylił swoje ciało wcześniej. Niestety ja nie odczuję siebie tam, w nim, niezależnie od tego czy będę sobie tu żywy czy nieżywy już miliony lat. Docieramy do potwornej tajemnicy przerwy w istnieniu i tego, co się dzieje po rozłożeniu istniejącej świadomej postaci na martwą materię czy samą informację, kod.
I do jeszcze potworniejszej tajemnicy mnie, bo coś mi się wydaje, że w paradoksie istnienia czy śmierci i przerwy w istnieniu w tłumie kopii postaci, to ja jestem kluczem do zagadki. Dopóki nie umarłem. :angelic-cyan:
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Agnostycyzm jednak sugeruje, że nawet po śmierci nie dowiemy się co i jak nas wzbudziło do istnienia na tle całego Kosmosu. Jak nasz byt ma się do materii i na odwrót.
Zwłaszcza jeżeli nas wtedy ani trochę nie będzie.
Nie zadziała już nigdy żaden związek naszego istnienia z istnieniem świata. Nie będzie życia pozagrobowego z powodu nieznanego i niepoznawalnego defektu całej rzeczywistości. Stąd agnostycyzm nie jest po prostu brakiem wiedzy o Stwórcy, ani słabszą wersją ateizmu, a fundamentalną zasadą niepoznawalności tych ruin na ostatecznym poziomie.
Okropne, ale może być prawdziwe.
Jesień
bywalec
Posty: 108
Rejestracja: pn maja 25, 2020 4:14 am

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: Jesień »

Magnesy biegunowe pole
cezary123
zaufany użytkownik
Posty: 26682
Rejestracja: pn paź 10, 2011 8:47 pm
płeć: mężczyzna

Re: Łamigłówka Stanisława Lema

Post autor: cezary123 »

Jesień pisze: czw maja 28, 2020 6:36 pm Magnesy biegunowe pole
O tak, to ciekawe zagadnienie. Magnetyzm i oddziaływania elektromagnetyczne to wspaniałe zjawisko we Wszechświecie.
Ale czasem bywa ze zjawiskami fizycznymi dosyć dziwnie:


"Teraz dopiero musieli zrozumieć, dopiero teraz zaczynali kląć…Procedura naziemna trzeciego stopnia w toku, panie astrogatorze — powiedział, nie patrząc na starego człowieka. Ten spojrzał na niego i niespodziewanie, kątem ust uśmiechnął się: To tylko początek, Rohan. Może będą jeszcze długie spacery o zachodzie, kto wie…Wyjął z płytkiej szafki ściennej wąski, wysoki tom, otworzył go i kładąc na najeżonym rękojeściami, białym pulpicie, powiedział: Czytał pan to? Tak. Ostatni ich sygnał, zarejestrowany przez siódmy hiperprzekaźnik, doszedł do proksymalnej boi na zasięgu Bazy przed rokiem. Znam jego treść na pamięć. „Lądowanie na Regis III zakończone. Planeta pustynna typu sub–Delta 92.
Schodzimy na ląd drugą procedurą w strefie równikowej kontynentu Ewany”. Tak. Ale to nie był ostatni sygnał. Wiem, panie astrogatorze. Czterdzieści godzin później hiperprzekaźnik zarejestrował serię impulsów, jak gdyby nadawanych morsem, ale nie posiadających żadnego sensu, a potem kilkakrotnie powtarzające się, dziwne odgłosy. Haertel nazwał je „miauczeniem kotów, ciągniętych za ogon”.
(...)

Na miejscu był już lekarz, mały doktor Nygren, ale nie chciał bez asysty nawet zbadać dokładnie znalezionego w hibernatorze. Rohan, korzystając ze swego przywileju — zastępował tu bowiem samego dowódcę — udał się z obu lekarzami na pokład; porozbijane sprzęty, które, za jego poprzednią bytnością, uniemożliwiły zbliżenie się choćby do drzwi hibernatora, tymczasem usunięto. Wskaźniki stały na siedemnastu stopniach zimna. Obaj lekarze porozumieli się na ten widok oczami, bez słów, ale Rohan tyle wiedział o hibernacji, by zrozumieć, że temperatura jak na pełną śmierć odwracalną jest zbyt wysoka, a znów na sen hipotermiczny — za niska. Nie wyglądało na to, że człowiek w hibernatorze został specjalnie przygotowany do przetrwania w odpowiednio utworzonych warunkach, ale raczej dostał się tam przypadkowo, w sposób równie niezrozumiały i bezsensowny, jaki cechował wszystko inne w „Kondorze”. Istotnie, kiedy odziali się już w termostatyczne skafandry i odkręciwszy koła śrubowe, uchylili ciężką klapę,
ujrzeli rozpostarte na podłodze, tylko w bieliznę przyodziane ciało leżącego na twarzy człowieka.
Rohan pomógł lekarzom przenieść go na mały, wyściełany stół pod trzema bezcieniowymi lampami. Nie był to właściwie stół operacyjny, ale leżanka do drobnych zabiegów, jakich trzeba czasem dokonać w hibernatorze. Rohan obawiał się twarzy tego człowieka, znał bowiem znaczną ilość ludzi „Kondora”. Ale ten był mu obcy. Gdyby nie lodowate zimno i twardość jego członków, można by sądzić, że odnaleziony śpi. Powieki miał zamknięte, w suchej i hermetycznej kajucie skóra nie utraciła nawet naturalnej barwy, tyle że była blada. Ale tkanki pod nią pełne były mikroskopijnych kryształków lodowych. Obaj lekarze, nic nie mówiąc, po raz drugi porozumieli się oczami. Potem zaczęli przygotowywać swoje narzędzia. Rohan usiadł na jednej z pustych koi.
Ich dwa długie szeregi stały porządnie zasłane; w hibernatorze panował doskonały, normalny ład.
Kilka razy zadźwięczały instrumenty, lekarze poszeptali, nareszcie Sax powiedział, odchodząc od stołu: Nic się nie da zrobić. Nie żyje — raczej wyciągając z jego słów jedyną możliwą konkluzję,
pytając jeszcze, rzucił Rohan. Nygren podszedł tymczasem do tablicy klimatyzatora. Po chwili powietrze poruszył ciepły podmuch. Rohan wstał, aby wyjść, kiedy zobaczył, że Sax wraca do stołu. Podniósł z podłogi niewielką czarną torbę, otworzył ją, i ukazał się ów aparat, o którym Rohan nieraz już słyszał, ale którego nigdy dotąd przy nim nie używano. Sax, ruchami nadzwyczaj spokojnymi, pedantycznie rozwijał kłębki przewodów, zakończonych płaskimi elektrodami.
Przyłożywszy ich sześć do czaszki umarłego, umocował je elastyczną taśmą. Przykucnąwszy, wyjął
z torby trzy pary słuchawek. Nałożył sobie słuchawki na uszy i, wciąż pochylony, poruszał gałkami aparatu, znajdującego się wewnątrz pokrowca. Jego twarz o zamkniętych oczach przybrała wyraz doskonałego skupienia. Nagle ściągnął brwi, nachylił się jeszcze niżej, przytrzymał ręką gałkę, po czym gwałtownie zdjął słuchawki. Kolego Nygren — powiedział jakimś dziwnym głosem. Mały doktor wziął od niego słuchawki.
Co?… — prawie bez tchu, drżącymi wargami wyszeptał Rohan.
Aparat nazywał się „opukiwaczem grobów”, przynajmniej w pokładowym żargonie. U zmarłego, którego śmierć zabrała niedawno, albo gdy nie doszło do rozkładu ciała, jak w tym wypadku na skutek niskiej temperatury ciała, można było „podsłuchać mózg”, a właściwie to, co stanowiło ostatnią treść świadomości. Aparat wprowadzał impulsy elektryczne w głąb czaszki; płynęły one drogą najmniejszego oporu — to jest po tych włóknach nerwowych, które tworzyły całość funkcjonalną w okresie przedagonalnym. Wyniki nie były nigdy pewne, ale chodziły słuchy, że kilka razy udało się w ten sposób zdobyć informacje niezwykłej wagi. W okolicznościach takich jak ta właśnie, gdy tak wiele zależało od uchylenia rąbka tajemnicy okrywającej tragedię
„Kondora”, zastosowanie „opukiwacza grobów” było koniecznością. Rohan domyślał się już, że neurolog nie liczył wcale na ożywienie zamarzłego człowieka i właściwie przyjechał tylko po to, aby usłyszeć, co przekaże mu jego mózg. Stał nieruchomo, czując dziwną suchość ust i ciężkie bicie serca, gdy Sax podał mu drugą parę słuchawek. Gdyby nie prostota i naturalność owego gestu, nie odważyłby się ich nałożyć. Ale uczynił to pod spokojnym, ciemnym wzrokiem Saxa, który klęczał na jednym kolanie przy aparacie, poruszając drobnymi ruchami gałką wzmacniacza.
Początkowo nie słyszał nic, prócz szumu prądów, i odczuł to właściwie jako ulgę, ponieważ nie
chciał nic usłyszeć. Wolałby, nie zdając sobie z tego nawet sprawy, by mózg tego nie znanego mu człowieka był niemy jak kamień. Sax, unosząc się z podłogi, poprawił mu słuchawki na głowie.
Wtedy Rohan zobaczył coś poprzez światło oblewające białą ścianę kajuty, obraz szary, jak
usypany z popiołu, zamglony i zawieszony w nieokreślonej odległości. Zamknął mimo woli
powieki, i to, co spostrzegł przed chwilą, stało się prawie wyraźne. Było to jakby przejście jakieś wewnątrz statku, z idącymi stropem rurami; całą jego szerokość tarasowały ludzkie ciała. Pozornie poruszały się, ale to drgał i falował cały obraz. Ludzie byli półnadzy, resztki ubrań wisiały w strzępach, a ich nadnaturalnej białości skóra pokryta była ni to ciemnymi cętkami, ni to jakąś wysypką. Być może i to zjawisko było tylko przypadkowym efektem ubocznym, bo od takich samych czarnych przecinków aż się roiło na podłodze i na ścianach. Cały ów obraz, jak niewyraźna fotografia, zrobiona przez grubą warstwę płynącej wody, chwiał się, rozciągał, kurczył i falował.
Przejęty zgrozą, Rohan otworzył gwałtownie oczy; obraz poszarzał i prawie znikł, cieniem tylko jeszcze przesłaniając mocne światła otaczającej rzeczywistości. Ale Sax znowu dotknął gałki aparatu i Rohan usłyszał — jakby wewnątrz głowy — słabe poszeptywanie: …ala… ama… lala… ala ma… mama…I nic więcej. Prąd wzmocnienia miauknął nagle, zabuczał i wypełnił słuchawki powtarzającym się jak szalona czkawka pianiem, jakby dzikim śmiechem, szydzącym i okropnym.
Ale to był już tylko prąd, po prostu heterodyna zaczęła generować zbyt mocne drgania… Sax zwijał przewody, składał je, upychał w torbie, Nygren zaś podniósł skraj prześcieradła i zarzucił na ciało i twarz zmarłego, którego zamknięte dotąd usta, może pod wpływem ciepła (było już prawie gorąco w hibernatorze — przynajmniej Rohanowi pot spływał po grzbiecie), lekko się rozemknęły, przybierając wyraz nadzwyczajnego zdumienia. I takie znikły pod białym całunem.
Mówcie coś…
Dlaczego nic nie mówicie?! — wykrzyknął Rohan. Sax zaciągnął paski futerału, wstał i podszedł
do niego na krok. Proszę się opanować, nawigatorze…Rohan zmrużył oczy, zacisnął pięści, jego wysiłek był tyleż ogromny, co daremny. Jak zwykle w takich chwilach budziła się w nim pasja. Tę najtrudniej przychodziło powściągać. Przepraszam… — wybełkotał. — Więc co to właściwie
znaczy? (...)

Jak gdyby całkowity zanik pamięci. Tak to wygląda — mówił neurofizjolog. Stał tyłem do Rohana, patrząc na trzymane w ręku zdjęcie rentgenowskie. Za biurkiem siedział, nad otwartą księgą pokładową, astrogator, z ręką uniesioną i opartą o regały, wypełnione szczelnie zwiniętymi mapami gwiazdowymi. Słuchał w milczeniu Saxa, który powoli chował zdjęcie do koperty. — Amnezja. Ale wyjątkowa. Utracił nie tylko pamięć tego, kim jest, ale mowę, zdolność pisania, czytania; właściwie to nawet więcej niż amnezja: kompletny rozpad, unicestwienie osobowości.Nie zostało z niej nic, oprócz najprymitywniejszych odruchów. Potrafi chodzić i jeść, ale tylko jeżeli jedzenie podaje mu się do ust. Chwyta, ale… Słyszy i widzi? Tak. Na pewno. Ale nie
rozumie tego, co widzi. Nie odróżnia ludzi od sprzętów. Odruchy? W normie. To sprawa centralna.
Centralna? Tak. Mózgowa. Jakby całkowite zatarcie wszystkich śladów pamięci. A więc tamten człowiek z „Kondora”… Tak. Teraz jestem tego pewien. To było to samo. Widziałem raz coś takiego — zupełnie cicho, prawie szeptem powiedział astrogator. Patrzał na Rohana, ale nie zwracał nań uwagi. To było w przestrzeni… Ach, wiem! Że to mi do głowy nie przyszło! podniesionym głosem rzucił neurofizjolog. Amnezja po udarze magnetycznym, tak? Tak. Nigdy nie widziałem takiego przypadku. Znam tę jednostkę tylko z teorii. To się zdarzało dawno temu, podczas przechodzenia z wielką szybkością przez silne pole magnetyczne? Tak. To znaczy w swoistych warunkach nie tyle ważne jest samo natężenie pola, ile jego gradient i gwałtowność
zachodzącej zmiany. Jeśli są w przestrzeni wielkie gradienty, a zdarzają się skokowe — czujniki wykrywają je na odległość. Dawniej ich nie było… Prawda… powtarzał lekarz. Prawda… Ammerhatten robił takie doświadczenia na małpach i kotach. Poddawał je działaniu olbrzymich pól magnetycznych, aż traciły pamięć… Tak, to ma przecież coś wspólnego z elektrycznymi pobudzeniami mózgu… Ale w tym wypadku — głośno zastanawiał się Sax oprócz raportu Gaarba mamy zeznania wszystkich jego ludzi. Potężne pole magnetyczne… przecież to muszą być chyba setki tysięcy gaussów? Setki tysięcy nie wystarczą. Potrzebne są miliony oschle powiedział astrogator. Teraz dopiero wzrok jego zatrzymał się na Rohanie. Niech pan wejdzie i zamknie drzwi.
Miliony?! A czy aparaty pokładowe nie wykryłyby takiego pola? O tyle, o ile odparł Horpach.
Gdyby było skoncentrowane w bardzo małej przestrzeni — gdyby miało, powiedzmy, objętość jak ten globus i gdyby było z zewnątrz ekranowane… Jednym słowem, gdyby Kertelen włożył głowę między bieguny gigantycznego elektromagnesu…? I tego mało. Pole musi oscylować z określoną częstotliwością. Ale tam nie było żadnego magnesu ani żadnej maszyny, oprócz tych zardzewiałych szczątków — nic, tylko wymyte przez wodę wąwozy, żwir i piasek… I jaskinie — rzucił miękko, jakby obojętnie Horpach. I jaskinie… czy pan myśli, że ktoś go wciągnął do takiej jaskini, że tam jest magnes — nie, to przecież… "

"Niezwyciężony" Stanisław Lem
cezary123 pisze: śr maja 27, 2020 9:30 pm Agnostycyzm jednak sugeruje, że nawet po śmierci nie dowiemy się co i jak nas wzbudziło do istnienia na tle całego Kosmosu. Jak nasz byt ma się do materii i na odwrót.
To znaczy możemy się dowiedzieć wszystkiego dokładnie na poziomie materii zwłok. Zrozumieć wszystkie reakcje chemiczne z otoczeniem i wewnątrz organizmu. Nic nie znika ze świata. Nawet można prześledzić ostatnie wrażenia zmysłowe utrwalone w strukturze układu nerwowego. Możliwe też, że i odczytać myśli i stan świadomości sprzed śmierci. Wystarczy przesłuchać zmarłego.
Ale to niewiele pomoże, bo nie ma tam już nikogo. Zupełnie jak w żywej świadomości, ale drugiej - kopii istniejącego kiedykolwiek i gdziekolwiek człowieka.
ODPOWIEDZ

Wróć do „nauka”