klucz żurawi pisze: ↑wt paź 22, 2019 8:42 am
Pamiętajcie tylko, że ludzie religijni nie mówią jednym głosem.
Oczywiście, że nie. Wojny religijne są. W czasach starożytnych nawet przypisywano bogom walki na pioruny i oszczepy, strzelanie do siebie z łuku i procy (Dawid i Goliat), a także szczucie na siebie bohaterów a ostatecznie i synów ludzkich.
Poza tym teizm i ateizm to nie jest analogia religijności i niereligijności.
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1232
Są religie ateistyczne a jeszcze wyżej, bardziej generalnie - duchowość bez wiary.
https://www.tygodnikpowszechny.pl/ducho ... boga-16622
Magia jest religią ateistyczną, spirytualizm, monistyczne światopoglądy Wschodu, na przykład buddyzm.
Ale to dosyć mętna sprawa, bo czasem zdarzają się deifikacje i przebóstwienia tego, co bogiem nie jest. Jeszcze jak tak naprawdę Go nie ma, to już pojawia się dziwny wytwór kultu. Jeżeli jest, to też błąd.
Duchowość bez wiary jest dosyć ciekawa, bo wtedy liczą się tylko fakty, dowody i rzeczywistość, taka jaką nas prowadzi świadomość świata, a nie myślenie życzeniowe i oczekiwanie tego, co i tak nastąpi, ale zupełnie inaczej niż się spodziewaliśmy. Wtedy na przykład nie możemy się nadziwić, że właśnie jesteśmy
klucz żurawi pisze: ↑wt paź 22, 2019 8:42 am
Czyli polak nie powinien być ateistą, bo mamy polaka papieża. Koszmar. To przez takie argumenty omal nie dokonałem apostazji.
Marek Oramus prawdopodobnie bardzo subiektywnie interpretował postawę religijną Lema. Nie mogła to być abnegacja, bo zwykle ateiści i agnostycy wiedzą dlaczego mają takie poglądy a nie inne. (W przypadku Lema prawdopodobnie chodziło o argument moralny: świat jest tak przypadkowy, bez miłości, okrutny, potopy życia w potopach śmierci w ewolucji itd., że dowolna istota świadoma i rozumna, która to wszystko by widziała wszędzie i naraz i nic, żadnym Bogiem nie jest).
Jan Paweł II też wiedział, dlaczego wierzył. Tryumfy jego postawy to raczej właśnie sprawa sytuacji, w jakiej Polska się znalazła przez chwilę na tle wieczności pod koniec XX wieku, bo w innych ważnych politycznie regionach świata w Kościele nic nadzwyczajnego się nie działo. Od czasów pierwszych chrześcijan i gwałtownego wzrostu a potem maksimum w średniowieczu, powoli się uspokajało i ta organizacja traciła wpływy. Musiała się dostosowywać do środowiska, papieże zeszli z lektyk, przestali być królami, wszystko podążało za rozwojem ogólnej sytuacji w społeczeństwie.
Według mnie chodziło o to, że postawą chętniej przyjmowaną przez jednostki i narody jest wiara i to teistyczna, to znaczy w moc i osobę potężnego Nieśmiertelnego Absolutu ze wszystkimi jego konsekwencjami dla życia doczesnego i historycznego ponadjednostkowego w Kosmosie i da się to zrozumieć. Opatrzność Boska to potężna motywacja i stabilność dla ludzkiej psychiki.
Gdyby w końcu wszyscy doszli to przeświadczenia, że udało się, że powodzi się na Ziemi (politycznie narodowi na przykład) dlatego, że tak ułożyły się wreszcie związki przyczynowo-skutkowe martwej chemicznej materii Kosmosu, albo nastąpił chwilowy dobry zbieg okoliczności, zacisze kosmiczne sprzyjające ewolucji w tym zakątku Galaktyki bez przypadkowych wybuchów Supernowych, deszczu meteorytów, aktywności sejsmicznej, promieniowania, a kod człowieka wreszcie dał mu szansę na stabilne egzystowanie jako istoty mądrzejszej, bardziej eleganckiej i bardziej świadomej od przodków itd., to też byłaby to prawda. Ale czy takie podejście
święciłoby tryumfy w duszach wierzących i narodach?
Problem pojawia się wtedy, kiedy wierzący i niewierzący nie chcą zrozumieć, że teizm i ateizm to tylko dwie interpretacje tej samej rzeczywistości. Zmarłe zwłoki organizmu też można interpretować: albo podając skład chemiczny albo szukając świadomości, przez którą można w nim czy nim być.
Być może prawda jest o stopień wyżej nad nimi i w jakiś sposób oba są jeszcze nieprawdziwe.