W jakiś?!

Tam rozgrywa się największy dramat wszechczasów, trwa walka czegokolwiek z zupełną nicością i to nie na poziomie znanym nam ze świata. Na poziomie Stwórcy, który nie wie czy już jest Absolutem, czy jeszcze innego trzeba mu szukać i istnienia, którego nie było. W małej skali rzeczywistość tą można sobie uświadomić stojąc nad grobem kogoś z nas, który niby istnieje, a nie istnieje. W równie potencjalny sposób może istnieć Wszechmogący Absolut, tylko że go nie widać. W świecie też nie widać nieskończonej przestrzeni istnienia, która mogłaby świadczyć o tym, że to już stan kompletny od początku i od zarania dziejów. Wyobrażasz sobie ten kosmiczny żal Boga, kiedy zaczyna rozumieć, że to jeszcze nie jego forma? W rzeczywistości tak okrojonej i poszarpanej może dojść do wniosku, że istnieje tylko potencjalnie, ale to nie on. To byłby ktoś nieskończenie większy i jego świat, Kosmos byłby kosmosem, którego nie ma. Przynajmniej zdaje sobie z tego sprawę,
nie to co my i nasi zmarli, którzy nie istnieją i nie wiedzą o tym wcale. Nie wiedzą tak, jak nienarodzeni jeszcze ludzie.Tak dla nich nie istnieje rzeczywistość, która mogłaby istnieć. A jak już zaistnieją, to nie zdają sobie sprawy, że zaistnieli tylko trochę, i świat jest tylko trochę. Świata innego nie ma, a i na tym świecie wszystko wskazuje, że to nie on miał naprawdę być. Na świecie nie widać sensu, kompletności,
boskiej czy nieboskiej miłości.
Mamy akceptować wszystko w takim stanie i uznać, że to już Bóg i jego stworzenie? Myślę, że wiara taka oburzyłaby Stwórcę, gdyby mogła oburzyć, podobnie jak zamurowane na amen groby przystrojone badylami oburzają zmarłych. Oni chcą rzeczywistości i to pełnej. Bóg też chciałby.
A nie obłudnego akceptowania ograniczeń.
Mały osobisty przykład, lepiej ilustrujący to, co chcę powiedzieć:
Dramat powstały na tym świecie z powodu niedoskonałości stworzenia trafia w sakramencie pokuty podczas spowiedzi przed oblicze Najwyższego. Czy zrozumie i coś z tym zrobi? Czy uratuje czyjś świat, życie, czyjąś miłość?
Kobieta zrzuca z siebie ciężar grzechów,
dostaje rozgrzeszenie, przebaczenie i wydaje się, że teraz nastąpi zrozumienie, doskonałość i szczęście.
Bałwan w konfesjonale usłyszawszy atrakcyjną kobietę śmieje się niefrasobliwie, Stwórca milczy...
Dlaczego to nie jest moja filozofia? Bo jeszcze raz podkreślam, że wszystko to wymaga olbrzymiej wiedzy o świecie i ciągłego, nieustannego rozwijania jej, żeby cokolwiek z tą naszą rzeczywistością dobrego zrobić. Żeby przeżyć! Inaczej rzuci nas bezwładnie w życie, przemiele i puści w proch. I żaden król niebios nie przyjdzie i nie pomoże, pozostawi nas na etapie jaskiniowca albo w najlepszym razie niewolnika uprawiającego raj radłem zaprzęgniętym w woły.
A królestwo mikroorganizmów zrobi na końcu ze wszystkim porządek.