W ubiegłym roku byłem po psychozie (bardzo euforycznej



Zbyt długo nie miałem osobistego kontaktu ze znajomymi i po powrocie do normalnego życia czułem zbyt duże poroznienie (za sprawa tak długiego odcięcia sie od niego).
Ale do rzeczy. Po wyjściu ze szpitala czułem sie okropnie, miałem zesztywniale ręce, same ciagnace sie do góry (do pozycji jak przy trzymaniu kierownicy), straszne drgawki, kolotanie serca, uczucie wiecznego niepokoju oraz mocno pogorszony wzrok. Az wstyd sie było tak pokazać ludziom.
Wnioski jakie wyciagnalem z pobytu to to, ze rzeczywiście popadlem w psychoze, jednak powinni mnie wypuścić kiedy względnie czułem sie dobrze i miałem świadomość co zmienić oraz siły do dzialania, jednak przez nadmiar psychotropow zrobili mi krzywdę... a sama diagnoza schizo była postawiona w dniu wypisu oraz lekarka prowadząca przyznała, ze miała problemy co do jej pewnosci. Wiec uznałem, ze muszę porzucic to leczenie, odczekać najgorsze az organizm odzwyczai sie pozostałości w nim środków psychotropowych i wrócić do zwyczajnego życia. Niestety sie do końca nie udało... mam 20 lat i jak pierwszy raz nie zdałem w 2 klasie 3 lata temu, tak dalej nie mogę jej skończyć ani nawet podjąć sie skutecznie nauki. Zamiast tego poszedłem do pracy, bardzo przyjemniej bo w kinie, to mi pomogło sie ustabilizować, poczuc siebie jako wartościowego czlowieka, który społecznie sie do czegoś przyczynia i może rozwijać. Poza praca jeszcze dużo imprezowalem, odnowilem wiele znajomości przy kielichu, zacisnalem wiele nowych przyjaźni, wdawalem sie w romanse, czułem ze żyje

Ale dobra passa sie skończyła, wylecialem z roboty, przy ponownej próbie podjacia nauki odpuscilem ja najszybciej, po dniach szkoły odebrałem legitke i nie pojawilem sie już więcej. Zaszylem sie przed ludzmy i unikam kontaktu prawie tak bardzo, jak tylko mogę. Czuje sie okropnie, odrealniony, głos ludzi wydaje mi sie przekształcony i czasami trudno mi go zrozumiec, mam bardzo opóźnione reakcje, silne bóle głowy, mdłości, brak apetytu, ogólne wyczerpanie. Cale dnie leze w łóżku, gram na konsoli i oglądam filmy (nierzadko pornograficzne) albo przewracam sie z boku na bok próbując zasnąć i klne pod nosem, jak to mi źle i najlepiej byłoby umrzeć, żeby wreszcie ten koszmar sie skończył.
Zdecydowalem, ze pójdę w poniedziałek do psychiatry tylko o jakie leki poprosić? Boję sie, ze narobia mi jeszcze większego bajzlu w głowie, jak miało to miejsce kiedys. Ale może o dziwo uratuja przy optymalnym dobraniu.
Jak to jest z Solianem? W dużych dawkach działa na objawy pozytywne czyli omamy (widze plamy, które jakby mi latały przy zamkniętych oczach), urojenia (dziwne skojarzenia na widok niektórych osób, rzeczy, dopatruje sie pareridolii) jednak nie czuje zagrozenia bezpośrednio od ludzi, tylko niechęć do nich.
A w niskich dawkach solian działa na negatywne, czyli stany depresyjne, wyobcowanie itp.
Tylko jaki jest mechanizm tego dzialania? Skoro schizofrenia bierze sie przez złą. pracę glutamineryczna poprzez nadmiar dopaminy d2, d3 (i bodajże jeszcze d1) i blokuje sie ja, aby przepływ glutaminy powrócił na właściwe tory i ustały lęki, to jak zwiekszajac ja Solian w małych dawkach pomaga rozwiazac moim zdaniem ten ważniejszy problem. Przecież dopamina, dopaminie nie rowna, nie zwiększa sie jej przy użyciu kokainy w placie uon.
No dobrze, wybaczcie za te chaotyczne rozpisanie sie, chciałem czymś sie zająć.
Sednem tematu, co wybrać? O ile skazuje sie już na przyjmowanie medykamentow
Aby być jak najbardziej ludzkim. Bez tworzenia z czlowieka zombie na rzecz uspokojenia. Oraz żeby nie była zbyt wielka interakcja z alkoholem, bez wychodzenia ze znajomymi od czasu do czasu na piwo do pubu, będę odcięty jeszcze bardziej od życia towarzyskiego.