arq pisze:Jeśli chodzi o drugie no właśnie ma jeśli uświadomisz sobie czym zajmował się ten pan i jeśli dasz wiarę że istnieją byty nieczyste (czyt. demony).
Karol May też interesował się spirytyzmem.
Z kolei Adolf Hitler był zapalonym czytelnikiem powieści Karola Maya.
Czy z tego wynika, że jakiś byt nieczysty wtrącił się w nasz świat i skosił kilka milionów ludzi w II wojnie światowej, przez to, że jeden człowiek w wyobraźni i języku zapoczątkował zło?
Gdyby nie ów byt, nasze społeczeństwo ominęłaby ta nieczysta okrutna burza?
A może to przez kult silnej jednostki i lekceważącą postawę wobec Murzynów i Indian?
Czytałem gdzieś, że Adolf Hitler siedział kiedyś w więzieniu ze skazańcami różnych mniejszości narodowych.(Żydami, Słowianami, Romami) I jak to w więzieniu... I tak ich sobie obrzydził, takie osobiste uprzedzenia nabył, że stąd powstał Holocaust.
Wiem, że doktryna ŚJ jest przesiąknięta okultyzmem.
Na przykład uważają, że duch nieczysty został wyrzucony z nieba w 1914 roku i stąd dziwne i tragiczne zakłócenia polityki (wojny światowe), przyrody (niszczenie środowiska przez przemysł, kataklizmy), sfery społecznej i duchowej ludzkości (nienawiść, przestępstwa) na niespotykaną nigdy wcześniej skalę jako tak zwane "dni ostateczne".
Tylko ja nie wierzę w niewidzialne nadprzyrodzone byty nieczyste ani czyste
A poważnie mówiąc to jest coś takiego, że człowiek nie panuje nad tym, co rozsiewa.
Potem ożywa to w sytuacjach nieuchronnie podobnych i w przecież takim samym istnieniu kogoś innego, no i mamy efekty.
Dodając do tego przypadek i losowość, które potrafią z najzupełniej niewinnych rzeczy i decyzji zrobić późniejszą czyjąś tragedię, a ze zbrodni przyczynę czyjegoś najzwyklejszego istnienia....
Ktoś mi mówił, że Hitler i Stalin nic nie wiedząc o tym, usilnie pracowali nad tym, żeby ów ktoś pojawił się w ogóle szczęśliwie na świecie.
No bo gdyby nie wojna, to jego ojciec nie wyruszyłby na front, nie poznał akurat tej dziewczyny, nie zakochał się i ... wszyscy co prawda inni by się narodzili, ale akurat nie ten. Być może szansa przepadłaby na zawsze. I jeszcze wieczna nicość przednarodzeniowa panowałaby dla kogoś miliardy lat.
Nic nie wiadomo.
Ratuje nas tylko skrupulatny i buchalteryjny Sąd Ostateczny, który podsumuje wszystko co zdziałaliśmy a przede wszystkim to, co wynikło bez naszej wiedzy z nas i naszego istnienia wszędzie i zawsze do końca.
Takie marzenie wierzących.