Inaczej mówąc: to czego przypadkiem albo z konieczności jesteśmy świadomi, łącznie z materią naszego własnego ciała nie musi wcale być jedynym skrawkiem możliwości świadomości czegokolwiek.
Śmiertelność naszego ciała nie powinna być podstawą do jakiegoś przekonania, że tu na tym się kończy zdolność bytu do pojmowania samego siebie. Nicość wszechogarniająca wszystko poza jedynym istnieniem nas w tej postaci może być tylko uproszczeniem wynikającym z zupełnego braku informacji, doświadczenia już czegoś ponad i możliwości wyobrażenia sobie jak będzie naprawdę.
To trudny ale ciekawy temat. Nie znamy pierwotnych ograniczeń rzeczywistości w kwestii świadomego istnienia pośród dowolnych przemian materii Wszechświata albo nawet ogólniej: świadomości czegokolwiek co się dzieje i może istnieć. To co powoduje nasze biologiczne życie i czym w zasadzie ono też jest do końca też jest tylko jednym z nieskończonych występujących procesów i przeobrażeń materii wszechświata. Mogliśmy być świadomi ciekawszych bytów materialnych.
Przymus, który aktualnie wzbudził na chwilę samoświadomość tu w takich warunkach, formie i postaci jest nieznaną tajemnicą.
Nie wiadomo co jeszcze "w ogóle" jest dla "nas" jako "czystej świadomości czegokolwiek" rzeczywistości możliwe.
Na pewno obowiązują nas prawa Wszechświata. Nie mozemy być świadomi czegoś, co nie istnieje. Tyle, że świadomość "życia" w takich organizmach, na takiej materii i w ten sposób, nie wyczerpuje dowolnych innych stanów podmiotu poznającego to co "jest".
No to sobie pofantazjowałem.
Istnienie czegokolwiek kontra krótkie bolesne biologiczne życie ludzkie. Wszystko zależy od procesu jaki w czymś wzbudza świadomość.
Tajemnicą jest ów przymus, który aktualnie kazał nam być świadomym tak zwanego życia biologicznego z jego wszystkimi "istniejącymi" atrybutami, wadami i zaletami na jednej z planetek.