A czy nie lepiej byłoby uniemożliwić Google'owi dostęp do wszystkich wątków (ewentualnie poza tym dla osób niezarejestrowanych) ? Inna sprawa, że to miałoby też złe strony. Przyznam, że nie bardzo rozumiem niechęć właścicieli wątków do tego, by o ich sprawach "wiedzieli wszyscy w Internecie": przecież na forum posługujemy się pseudonimami. Właśnie z tego powodu nie mam oporów, by pisać na forum także o osobistych czy nawet intymnych sprawach: naprawdę nie sądzę, by komuś spoza forum udało się na podstawie tego, co piszę, ustalić moją tożsamość.hvp2 pisze: Pozwolę sobie zauważyć, że w wątkach osobistych często toczą się dyskusje na tematy dotyczące wyłącznie właścicieli wątków i nie ma żadnego obiektywnego powodu, aby o tych sprawach wiedzieli wszyscy w Internecie, jeśli tylko ich odpowiednio skieruje np. google.
Hvp2, nie mam nic przeciwko temu, by pewne wątki były niedostępne dla Google'a. W idei wątków osobistych nie podoba mi się co innego: po pierwsze, to, że w dyskusji w ramach tych wątków mogą brać udział tylko osoby zaproszone przez właściciela (czyli decyduje to, czy właściciel kogoś lubi/ceni, czy nie, i może to prowadzić do powstawania "towarzystw wzajemnej adoracji"), a po drugie, to, że niezbędny jest status "zaufanego użytkownika", który jest na forum przyznawany w oparciu o niejasne, uznaniowe kryteria (osoba X napisała prawie 2 tysiące postów, a go nie ma, podczas gdy ma go osoba Y, która napisała około 80 postów; i tak się dziwnie składa, że osoba X nie ukrywa krytycznego stosunku wobec biopsychiatrii ...).
Tak ? To podaj mi nazwę/nazwy takich neuroleptyków, które nie niszczą komórek mózgowych i których zażywanie nie łączy się z ryzykiem dyskinez późnych. Jeśli takie istnieją, bardzo chętnie więcej się o nich dowiem.Można dyskutować czy faktycznie "wszystkie" neuroleptyki i czy zawsze są one "poważne".
Czyli uważasz, że lepiej, żeby biorący neuroleptyki pacjenci nie zdawali sobie sprawy z toksycznego wpływu neuroleptyków na mózg. Jest jednak wiele osób, które nie chciałyby zawdzięczać spokoju niewiedzy. Bardzo dobrze, że nie żyjemy w świecie, w którym ktoś "troskliwy" chroniłby nas przed rzekomo "trującą" dla nas wiedzą.Moim zdaniem każdy chory ma prawo sobie zdecydować, czy chce być leczony przez psychiatrę, czy chce być cały czas na lekach. Jeśli nie chce i daje sobie jako tako radę bez tych "wspaniałości" to niech się z tego cieszy i dziękuje za to Opatrzności, ale takie szczęście mają nie wszyscy chorzy i nie należy ich dodatkowo dotruwać tym, że im się np. "mózgi zmniejszą".
Twierdzenie, że część "chorych" potrzebuje neuroleptyków, opiera się na założeniu, że istnieje coś takiego jak schizofrenia i że wynika ona z biochemicznej nierównowagi w mózgu, którą skutecznie korygują neuroleptyki. Prawda jest natomiast taka, że wielu wątpi w samo istnienie "schizofrenii" i/lub odrzuca hipotezę dopaminową.
Co do "skuteczności" neuroleptyków: wiele osób ma objawy psychotyczne mimo ich stosowania i zdecydowana większość osób biorących neuroleptyki ma trudności z funkcjonowaniem społecznym. Dorota Żołnierczuk-Kieliszek i Barbara Żak przebadały 84 pacjentów z Lubelszczyzny w wieku 19-62 lat. Wszyscy przyjmowali w czasie badania leki psychotropowe. Tylko około 2 procent badanych pracowało na pełnym etacie, 67 procent nadal mieszkało z rodzicami lub jednym z rodziców, 92 procent było stanu wolnego, 88 procent nie miało dzieci i 64 procent przynajmniej okresowo potrzebowało pomocy innych osób w zakresie zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych (http://www.zdrowiepubliczne.pl/artykul/ ... 84/lang/pl).
Oczywiście niejeden powiedziałby, że trudności z funkcjonowaniem społecznym wynikają z samej "choroby". Jednak międzynarodowe badania przeprowadzone przez WHO wykazały, że choć w krajach rozwijających się (Indie, Nigeria i Kolumbia) tylko 15.9 procent pacjentów stale brało neuroleptyki, a w krajach rozwiniętych aż 61 procent, to właśnie w krajach rozwijających się aż 63.7 procent pacjentów czuło się dobrze w 2 lata po pierwszym epizodzie, a tylko 36.9 procent w krajach rozwiniętych (zob. np. http://www.madinamerica.com/2011/11/ant ... ic-illness). Wbrew poglądom zwolenników biopsychiatrii długookresowe zażywanie neuroleptyków nie zwiększa więc szansy na powrót do zdrowia.
Żeby osoba z diagnozą schizofrenii mogła się przekonać, czy rzeczywiście potrzebuje neuroleptyków, musi mieć szansę o tym się przekonać. W polskich warunkach jest to wyjątkowo trudne: psychiatrzy twierdzą, że neuroleptyki trzeba brać latami, a część z nich uważa nawet, że trzeba je brać do końca życia; bardziej doświadczeni "chorzy" bardzo często (może nawet zwykle) podzielają pogląd psychiatrów; i psychiatrzy, i prolekowi "chorzy" straszą, że odstawienie leków niemal na pewno spowoduje nawrót psychozy, i często sugerują, że może ona być cięższa i bardziej niebezpieczna niż wcześniejsza i/lub bardziej oporna na leczenie. W konsekwencji wiele osób albo boi się spróbować odstawienia neuroleptyków, albo próbuje go po długim okresie zażywania, gdy mózg często jest już od nich uzależniony, albo po odstawieniu prędko wraca do neuroleptyków ze strachu przed psychozą.
Jak podkreśla psychiatra Katarzyna Prot-Klinger w swoim artykule w "Białej Księdze" poświęconej schizofrenii (http://www.forumfarmaceutyczne.pl/ksiega.pdf), w naszym kraju nie ma żadnych organizacji krytycznych wobec systemu psychiatrycznego i proponujących alternatywy wobec biopsychiatrii. Nic dziwnego, że bardzo wielu Polaków z diagnozą schizofrenii ufa psychiatrom, którzy wmówili im, że neuroleptyki są niezbędne w przypadku takiej diagnozy.