forum dla osób dotkniętych schizofrenią, ich rodzin oraz zainteresowanych ''Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką, jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga.'' Antoni Kępiński
Odpowiadam dopiero teraz, bo wcześniej nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
JudasHonor pisze:... nie jaki jest sens życia ale jak odnaleźć SWÓJ sens życia.
Podobnie myślę, że dzieci biorą sens od dorosłych jednak dojrzały człowiek musi "wymyślić" dla siebie sens sam. Chyba najlepiej, żeby wział go "z niczego", tj. nie kierując się niczym innym, np. tylko z własnej woli, z własnej natury, pogody ducha, spojrzenia na świat.
Od 16-tu do 30-tu paru lat przeżywałem wręcz tortury, bo wszystko wydawało mi się bez sensu. Rzeczywiście odnalazłem go dopiero po powrocie do Polski.
...
-możliwość zakupu skarpetek w promocji w Biedronce za 1,5 PLN
To racja, współczesne społeczeństwo nie tylko nie oferuje nikomu sensu lecz wręcz łamie go. Powodem jest fakt, że załamała się struktura hierarchiczna i nikt nie wie jak inaczej transportować autorytet, a wszelkie próby mają fatalne skutki - ważne pozycje zajmują ludzie, którzy nie potrafią swojej pozycji sprostać.
Chors pisze:Zadawanie pytań ma sens, ponieważ wymusza szukanie odpowiedzi na nie przez co rozwijamy się po prostu
Częściowo sie zgadzam. Warto szukać odpowiedzi, jednak nie liczyłbym na to, że je znajdziemy - to w samym ich POSZUKIWANIU jest sens. Rozwijamy się szukając odpowiedzi a nie znajdując je. Powiedziałbym więcej - jeśli w końcu znajdziemy odpowiedź będzie to oznaczało, że obraliśmy błędną drogę i należy podjąć poszukiwania na nowo
Na pytanie "Dlaczego jestem chory?" trudno znależć jednoznaczną odpowiedź... właściwie jest to niemożliwe... jednak szukając tej "nieistniejącej" odpowiedzi poznajemy siebie i otaczający nas świat - słowem, ROZWIJAMY SIĘ.
Podobnie ma się sprawa z pytaniem "Co jest sensem życia?".
Niebezpieczeństwo, moim zdaniem, pojawia się z chwilą znalezienia odpowiedzi - możemy bowiem uznać ją za odpowiedź Jedyną, Prawdziwą, Niepodważalną i Ostateczną... wtedy przestajemy dalej szukać i tym samym przestajemy się rozwijać.
Sztuka polega na zachowaniu "postawy otwartej", gotowości do podważenia i zweryfikowania KAŻDEJ "odnalezionej" odpowiedzi.
Dobrym przykładem jest małe dociekliwe dziecko, które na każdą odpowiedź reaguje pytaniem "Ale dlaczego?".
Tak więc powinniśmy z naszego życia uczynić "Jedno Wielkie Pytanie".
Patrząc zaś od drugiej strony zamiast zmieniać życie w "Pytanie Absolutne" możemy w ogóle zrezygnować z zadawania jakichkolwiek pytań i uczynić życie "Niepytaniem Absolutnym" Wyjdzie na to samo To właśnie miałem na myśli pisząc, że zadawanie pytań nie ma sensu - ale chyba niejasno to wyraziłem. To Niepytanie Absolutne, to właśnie ten trzykropek "..." w sześciowierszu na górze strony.
Na marginesie, już dzieci wiedzą, że jedyną uniwersalną odpowiedzią, która pasuje do wszystkich pytań jest "Nie wiem"
Myślę, że sensem życia jest doświadczanie, poznawanie, ewolucja samych siebie, odczuwanie. Żeby przyjąć to założenie i aby miało jakiś sens musimy przyjąć że oprócz naszego ciała jest jeszcze cos więcej powiedzmy dusza (swoją drogą ciekawe jest zjawisko aury - udowodnionej naukowo, niepodważalnej). Rodzą się następne pytania, w stylu: czy intelekt to cecha duszy czy fizycznego umysłu ? Załóżmy, że przed pojawieniem się na świecie , jako dusza pragniemy zweryfikować nasze założenia, idee z zaświatów w praktyce. Te czynności pewno sa niezbędne do samodoskonalenia. Ale aby nasz plan, idee zweryfikować, musimy wybrać co potrzebujemy do ich realizacji. Na zasadzie, jeśli chcemy poznać życie indian amazońskich, nie wybierzemy ciała francuskiej kobiety, z bogatej rodziny, która jak dorośnie w swoim środowisku na widok nagiego indiańca dostanie ataku gorączki krwotocznej. Lepszy byłby, męszczyzna, z dużą ciekawością, w miarę kumaty, nie materialista, czuły na piekno przyrody itd. Mniej więcej tak by to wyglądało. Możliwe, że w życiu tego badacza indian amazońskich, nastąpi dużo przykrych wypadków, które odbija się na jego celu, ale te same wypadki będą korzyścią dla innych. Naprzykład zosatnie okradziony z całych oszczędności, itd. Być może w zeszłych wcieleniach narobił dużo złego innym ludziom, a że piekło nie istnieje bo jest niesprawiedliwością, to trzeba te uczynki wynagrodzić. W skrócie zjawisko karmy, reinkarnacji, sprawiedliwości zaświatów. To co spotka w życiu tego człowieka, często przykrego, zazwyczaj nie jest karą. To, że został okradziony, nauczyło go aby nie chwalić się bogactwem nie odpowiednim osobom. Ten sam człowiek miał trudne dzieciństwo, złych rodziców, złe środowisko. W rezultacie był człowiekiem wyjątkowo strachliwym, nieszczęśliwym, pogrążonym. Wiadome, że w takim stanie i z takim podejściem nigdy nie zebierze pieniędzy na wyjazd, nie znajdzie swoich pasji, nie skończy studiów z biologii, w skrócie: nigdy nie pozna życia indian z amazonii. W jego życiu pojawia się choroba psychiczna, precyzyjne odbicie jego myśli, przekonań ale tym razem w niego samego. Ciężka to próba, jednak wiadome jest, że inaczej nic nie zmieni się w jego życiu, a miało mieć inny sens niż poznawanie terapi lekarzy psychiatrów. Czym ta choroba była, naszym wyborem przed narodzeniem, być może jest to prezent od boga aby uczynić nasze życie jeszcze większym doświadczeniem, a może była ograniczona ilość dobrych rodziców i miejsc do urodzenia. Nie ważne, o dziwo jedynym spsobem ominięcia tej ogromnej przeszkody jest doświadczenie, nasze podejście, nasza ideologia. Powiedzmy, że temu człowiekowi zajeło parę lat ale doszedł do siebie, zmienił swoje przekonania, opinie o samym sobie. Stał sie człowiekiem odważnym, szczęśliwym, wierzącym w swoje siły, spokojnym. Pozwoliło mu to skończyć studia, założyć firmę i uzbierać trochę pieniędzy. Spokój pozwolił mu odnaleźć swoje pasje i zdecydował się w końcu na wyjazd do Amazonii.[/url]
Podobno - słyszałam to na wykładach z psychologiem, niektórzy poszukujący sensu życia skłaniają się do teorii siedmiu poziomów "życia" po śmierci. Ostatnie - to nirwana. Absolut szczęścia. Aby je osiągnąć człowiek tak wiele razy powraca na ziemię, aby na nie zasłużyć. Wszystko co nas spotyka na tym świecie ma na celu wzbogacenie osobowości, naprawienie błędów. Często podobno, w tym celu obcujemy z bytami z absolutu, one właśnie nam pomagają - przybierając postać realnych osób. Tym niektórzy tłumaczą króki pobyt na tym świecie dzieci, które "nauczywszy" rodziców - odchodzą. Osiągnięcie siódmego nieba jest możliwe po wyzbyciu się wszelkiego egoizmu - to wcala nie oznacza życia w ascezie. Wprost przeciwnie - na radości i dzieleniu się nią z innymi.
Podobno wszystko, co nas spotyka wynika paradoksalnie z naszych własnych życzeń. Mnie osobiście trudno się z tym pogodzić, ale jak napisałam - to teoria.
Idąc dalej - cały kosmos, wszechświat służyć ma człowiekowi, dla jego szczęścia - tylko że gdzieś, w pogoni za niewiadomo czym zagubiliśmy zdolności porozumiewania się z naturą, swoim wnętrzem.
Kolosalne znaczenie w osiągnięciu zadowolenia z życia ma pozytywne myślenie i wizualizacja. Jest jednak małe "ale" - jeżeli przyjmiemy, że wszystkie byty, aniołowie jak i nasza podświadomość nie "przyjmują" do wiadomoście przeczenia, to tak trzeba wyrażać swoje pragnienia, aby to nieszczęsne "nie" omijać. To wcale nie takie proste - jak najczęściej wyrażamy to czego pragniemy? - właśnie w formie przeczenia - np "nie chcę być chory" i w rezultacie wysyłamy informację, że życzymy sobie chorować.To nie wszystko - w ustalaniu priorytetów życiowych musimy posługiwać się konkretami. Porównując nasz mózg do komputera - mamy trzy dyski - podświadomość - świadomość - nadświadomość (inaczej intuicja, trzecie oko). Wizualizując to co chcemy osiągnąć musimy podać precyzyjne dane (jak w wyszukiwarce komputera), inaczej mózg nie odnajdzie pliku i nie otrzymuje się nic. I jeszcze jedno - marzenia spełniają sie osobom żyjącym w zgodzie z innymi, o dobrym sercu i czystych myślach. Niech nikt po lekturze tego co napisałam nie wyobraża sobie, że jest tak łatwo! Aby nasze pragnienia się spełniły dostajemy od losu szanse na ich realizację - co z nią zrobimy to już nasz wybór - trzeba umieć ją dostrzec i wykorzystać, a to najtrudniejsze. Pomaga bardzo umiejętność "zagonienia" do pracy wszystkich trzech poziomów postrzegania mózgu, a to potrafia nieliczni (derwisze, jogini...)
To co napisałam to teoria ale........?
Witam, w nawiązaniu do dzisiejszych wypowiedzi Demeter i Chorsa - praktykowałem kiedyś i obecnie pielęgnuję - hunę. Wszechświat jest dla wszystkich - ale co osiągniesz zależy tylko od Ciebie - nawet jak i kiedy zrealizuje się tzw karmę. Poprzez wiedzę, wiarę i pracę - życie w zgodzie z naturą, oraz afirmację można osiągnąć wiele. Sprawdziłem na sobie - działa.
Jedynym wymaganiem jest, aby dana osoba uznała system za swój własny i używała go.
jednak
Nie ma potrzeby, aby wierzyć w Hunę.
To przypomina mi pewnego słynnego materialistę, który powiesił nad drzwiami pewien symbol kultu*, a zapytany czyżby "wierzył, że to przynosi szczęście" odpowiada:
"Ja absolutnie w to nie wierzę, jednak podobno niewierzącym także pomaga".
Podobnie ja: NIc nie wiem o Hunie, sorry za kpiarsko pobrzmiewający dowcip.
*symbol kultu: w oryginale chodziło o podkowę.
Ostatnio zmieniony śr sty 31, 2007 5:30 pm przez zbyszek, łącznie zmieniany 2 razy.
Guard pisze:Witam, w nawiązaniu do dzisiejszych wypowiedzi Demeter i Chorsa - praktykowałem kiedyś i obecnie pielęgnuję - hunę. Wszechświat jest dla wszystkich - ale co osiągniesz zależy tylko od Ciebie - nawet jak i kiedy zrealizuje się tzw karmę. Poprzez wiedzę, wiarę i pracę - życie w zgodzie z naturą, oraz afirmację można osiągnąć wiele. Sprawdziłem na sobie - działa.
A moze uprośćmy te kwestie i powiedzmy wprost, ze istnieje pewien uniwersalny system wartości, który sprawdza się w każdej religii i w każdym wydaniu ( nawet tym new age'owskim). System ten głosi m.in.:
1. Żyj i pozwól żyć innym (samoakceptacja i ogólna akceptacja)
2. Nie rób drugiemu, co Tobie niemiłe (afirmacja życia i wartości duchowych, nie - materialnych)
3. Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego (tolerancja)
itd, itp.
Wydaje mi się, ze to raczej proste ( czy aby na pewno?) i nie wymaga żadnej wiedzy tajemnej
Pozdrawiam serdecznie.m.
Sens jest miej więcej taki:
1.przykazania (DZIESIĘĆ lub jedenaście, lub inne kombinacje) są naszemu społeczeństwu ze szkoły, historii lub religii właściwie znane - tak sądzę - są one wyznacznikiem postępowania w zgodzie z naturą, huną, DU, islamem, buddyzmem itd.
Postępowanie w zgodzie z nimi i przewalczenie pewnych tradycji (przekonań), które pozwalają wiarę zastąpić wiedzą - są kluczem - sprawdziłem - prawie niemożliwe marzenia - spełniają się. Są pewne warunki - kto się tym interesuje ten wie. Trudno tu od tak przekonywać.
Prawidła i przesłanie huny, czy DU działa niezależnie od pielęgnowanej wiary
PS. Zmieniłem liczebniki na słowa
Ostatnio zmieniony czw lut 01, 2007 10:22 am przez Guard, łącznie zmieniany 2 razy.
moi pisze:...istnieje pewien uniwersalny system wartości,
podoba mi się jak piszesz, twoje trzy punkty imponują.
Zwróć jednak uwagę jak bardzo można tym uniwersalnym systemem manipulować: poddani Stalina wiedzieli sens życia w oddaniu wodzowi tym bardziej im więcej on mordował i nie był to wyłącznie efekt strachu. to naturalny respekt wyzwalał wielkie uczucia oddania wspólnej sprawie: dziewczyny mówiły, że "kochają partię", ośrodek lotów kosmicznych dostawał mnóstwo listów z ofertami poświęcenia życia dla dobra nauki i ludzkości: "wyślijcie mnie w kosmos, jeśli rakiety nie potraficie ściągnąć z powrotem na ziemię to trudno".
Także w innej części Europy kobiety dostawały publicznie spazmów i mdlały na widok Führera podobnie jak 40 lat później nastolatki na koncertach beatles. Każda chciała ofiarować mu dziecko. Czyż te przykłady nie ukazują gdzie ludzie odnaleźli prawdziwy sens swojego życia ?
Zgadzam się - jest w tym coś uniwersalnego - głęboki sens pomimo oczywistego braku rozsądku.
Ostatnio zmieniony czw lut 01, 2007 12:48 pm przez zbyszek, łącznie zmieniany 2 razy.
Moja prywatna, osobista analiza niektórych przykazań. Z tymi których nie wymieniłem; zgadzam się.
1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną
z natury bezsensowne bo:
-czy bóg miał by sie kogoś obawiać,
-ważne jak postępujemy, czy nasze wyobrażenie boga
-martwmy się o siebie a nie o boga, pewno da sobie radę i bez nas
2.nie będziesz brał imienia pana boga swego nadaremnie
-czyżby miał aż tak wrażliwą dumę, kruchy honor, że musiałby się przejmować co kto o nim mówi, tfu.. nawet mówić jego imienia
3.pamietaj abyś dzień święty święcił
-czyżby chodziło o kościół ?, niedziela to czas odpoczynku tak samo jak poniekąd bóg w niedziele odpoczywał po stworzeniu świata
-czym miałby się odrózniać dzień święty od powszedniego, tym że w dzień święty jesteśmy super katolikami a w inne dni hulaj duszo
4.czcij ojca swego i matkę swoją
-czczę, rewanżuję się szacunkiem TYLKO ludziom którzy okazują mi to samo, nie ważne czy to matka, kolega, biskup. Matka mnie ma za idiotę więc ja nie szanuję ją i mam z tego powodu satysfakcję, spokój moralny (nie miał bym go gdybym się podporządkował)
P.S.
Jeśli obraziłem twoje uczucia religijne to ty zbluźniłeś mojego boga i zbeszcześciłeś zasady mojej wiary, której integralną część stanowią powyższe wpisy. Są to prawa które gwarantuje mi konstytucja RP.
Mój bóg nie jest bałwohwalcem, nie potrzebuje wychwalania. Rzadko go o coś proszę, bo nie chce mu udowadniać że jestem nie zaradny, nieodpowiedzialny, bojaźliwy. Nie klęcze przed moim bogiem gdyż nigdy syn nie klęczy przed ojcem, woli mnie widzieć wyprostowanego i dumnego. Przeciwności losu są elementem naszej podróży, każde ich przeskoczenie daje nam wiele szczęścia i co ważniejsze nauki. Więc mój bóg pochwala aktywność, zaradność, wiarę w siebie a nie bierność, płacz i wieczne błaganie lub przeklinanie losu. Mój bóg nie jest głupcem, nie da mi nagrody za niewykorzystane szanse, za mój strach, za poddanie sie losowi. Jeśli otacza cie niesprawiedliwość to tylko po to abyś to zmienił, zaczął żyć, spełnił się, był szczęśliwy. To nie jest po to abyś to przebolał a jeśli przebolałeś całe życie to nie licz na nagrodę za bierność. Mojemu bogu nie sprawia przyjemności wysyłanie ludzi na ziemski padół dla około 70 letniej ascezy z jego imieniem na ustach. Jeśli obraziłem twoje uczucia religijne to ty zbluźniłeś mojego boga i zbeszcześciłeś zasady mojej wiary, której integralną część stanowią powyższe wpisy. Są to prawa które gwarantuje mi konstytucja RP.
P.S.
Swoją drogą, ciekawe jest, że każda dyskusja, powtarzam DYSKUSJA, na temat dogmat kościoła katolickiego odbierana jest jako obraza. To nie koniec moi drodzy, najlepsze jest to że kościół nauczył wiernych, że jest to atak na nich i ich uczucia a nie na dogmaty kościoła. To gwarantuję armię zaciężną bojowników* za przysłowiowe bóg zapłać po niedzielnej mszy. Nawet wątek świecki się znalazł bo mają to wszystko zagwarantowane w konstytucji. Nie urzyłem ani jednego przkleństwa, nie obaliłem żadnego mitu bez argumentu, a założe się, że część ludzi odbierze to jako atak na ich wiarę*.
Jeśli obraziłem twoje uczucia religijne to ty zbluźniłeś mojego boga i zbeszcześciłeś zasady mojej wiary, której integralną część stanowią powyższe wpisy. Są to prawa które gwarantuje mi konstytucja RP.
[/img]
Witam.
Katolicyzm 21 wieku powstał poprzez ewolucję, jakby scalanie kultów: Żydów, chrześcijan i poszczególnych ludów przyjmujących chrześcijaństwo. Skąd wywodzi się filozofia, którą głosił Chrystus - tu, niektórzy wręcz nie pozwalają sobie na snucie teoretycznych rozważań w imię wiary. Przykazania jako-takie mają grubo ponad 2 tyś lat i pochodzą z czasów zanim Stary Testament został spisany.
Ta NIEDZIELA - to słowo symbol. Zresztą treść przykazań może być zarówno brana dosłownie, jak też symbolicznie - może być przenośnią.
Nie do końca wiemy czy współczesne treści Bibli są wiernym przekazem - nawet obecne tłumaczenia pokazują pewne różnice. Przykazania przez wieki też były zmieniane - w zależności od tego jak w pierwotnej wersji odkrywano nowe znaczenia.
Ale tak na marginesie - jeśli Bóg jest wszędzie - to Ty również jesteś częścią Boga...
Konstytucja III RP pozwala również na swobodę wypowiedzi - ja się tu tylko wypowiadam. Nikomu nic nie narzucam, nikomu nic nie wmawiam.
WIEM, że istnieje wszechobecna siła, która przenika cały wszechswiat, Jej możliwości są nie do ogarnięcia dla istot o naszym stopniu rozwoju i siła ta bywa nazywana na planecie Ziemia - Bogiem.
I w nawiązaniu do tego co wyżej:
SENS ŻYCIA -
jednostki, części społeczeństw, - to awansowanie na wyższy poziom rozwoju.
Każdy może, w każdej chwili, określić co osiągnął (osiągnęła) i co jeszcze może w tym kierunku zrobić, oraz może zastanawiać się czemu służy to co robi, co go (ją) spotyka. Z kim dyskutuje, jak sposób jej/jego wypowiedzi mogą służyć innym np tu na tym forum - głównie w pozytywny sposób.
JudasHonor pisze:1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną
z natury bezsensowne bo:
-czy bóg miał by sie kogoś obawiać,
Oczywiście, że miał ! Jahwe był w konkurencji do bogów egipskich. Bogiem egipskim był np. sam faraon. Uznając zwierzchność Ozyrysa nad Jahwe nie byłaby możliwa ucieczka Żydów z Egiptu, a być może także ich narodowa identyfikacja. A przecież sam pomysł, że bóg jest jeden uniwersalny też był egipski ! (pochodził od Echnatona) Jak trudno odciąć się od tego dziedzictwa widać najlepiej na przykładzie samych katolików, którzy nawet nie zdając sobie z tego sprawy tysiące lat później po dziś dzień codziennie czczą imię AMEN-hotepa.
sens, to chyba cos co mobilizuje by wstac rano z lozka, ubrac sie , wyjsc z domku......to chyba energia do zycia....
wiem ze stracilam ta energie gdy w jednym tygodniu zostawil mnie chlopak i zerwala zemna kontakty przyjaciolka...poniewaz jak mowili "oddalili sie ode mnie " "nie mogli ze mna zlapac kontaktu"
czyli zostawili mnie kiedy zle sie czulam i nie mialam sily juz sie usmiechac...
sens to cos czego nie ma osoba opuszczona samotna i smutna...
a wspomnienia ze kiedys bylo lepiej nie pomagaja wcale...
Jak trudno odciąć się od tego dziedzictwa widać najlepiej na przykładzie samych katolików, którzy nawet nie zdając sobie z tego sprawy tysiące lat później po dziś dzień codziennie czczą imię AMEN-hotepa.
Chociaż ta dynastia jest bardzo starą trudno mi uwierzyć by Żydzi na pamiątkę imienia Faraona (1500 lat przed chrystusem) używali już 1000 lat przed Chrystusem określenia AMEN