Terapia jako przyczyna choroby?
Moderator: moderatorzy
Re: Terapia jako przyczyna choroby?
Dziekuję Dan, tak zrobię.
Pa!
Pa!
- Kamil Kończak
- zaufany użytkownik
- Posty: 12349
- Rejestracja: śr cze 24, 2009 4:11 pm
- płeć: mężczyzna
- Kontakt:
Re: Terapia jako przyczyna choroby?
A tam - przeszłości już nie ma. Należy sobie zadać pytanie dlaczego terażniejszość jest mało uchwytna Odpowiedzi są proste ale człowiek lubi komplikować. Za dużo myśli przez co nie potrafi odczuwać tego co jest.dan pisze:W przeszłości Oczywiście w teraźniejszości też. Tylko problem z nią taki, że mało uchwytna: nawet to co pomyślisz na bieżąco w mgnieniu oka przechodzi do historii. Stamtąd już nie zostanie cofnięte (co jest zwykle postrzegane, jako minus). Mówi się o tożsamości narodowej, dziejach narodu, tak tu są dzieje danego człowieka i jego tożsamość.SięSzłoSkrajemDrogi pisze:musi jej szukać w przyszłości?
Ano faktycznie - przekręciłem literkę Jakoś tak sloganowo mi brzmiała Twoja wypowiedź ale jednak to nie slogan
Tylko, że ta przeszłość w dużej mierze została zbudowana w pogoni za przyszłością Fantazje, pragnienie, iluzje
Pragniesz czegoś? - rób to bo zaczniesz o tym marzyć.
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
" May your love of the form culminite in the love of
the formless."
https://www.youtube.com/watch?v=0joS1fzwFcU
Re: Terapia jako przyczyna choroby?
Potwierdzam, wizyty u psychologów wywołują u ludzi objawy schizofrenii.To oni znają przyczyne tej choroby,bo oni ją wywołują.Potrafią przekształcić nerwicę w schizofrenię,a zaczyna się od poważnej bezsenności.Zauważyłem, że czerpią z hinduizmu i buddyzmu,który mówi,że miłość jest iluzją chcąc usunąć cierpienie.Znane są w sanatoriach choćby stosowane zabiegi jogi.Proszę uciekajcie od psychologów ,oni robią wam krzywdę.
Re: Terapia jako przyczyna choroby?
W sporym stopniu mogę się zgodzić z powyższą opinią! Dawnymi laty, kiedy jeszcze nie miałem diagnozy schizofrenii zostałem zobligowany do codziennej terapii psychologicznej. Gadając "o niczym" (i mając skrajnie naiwną wizję takiej terapii) stopniowo "dojrzewałem" do poruszenia najbardziej dręczących mnie problemów i spraw. Wtedy, a było to już po pół roku "rozmów o niczym" spotkania z tą terapeutką zostały bez żadnego uprzedzenia przerwane i nagle stanąłem twarzą w twarz z kolejną - zupełnie obcą dla mnie osobą. W rezultacie odniosłem uraz psychiczny i zamknąłem się psychicznie na całe lata!bartek29 pisze:Proszę uciekajcie od psychologów ,oni robią wam krzywdę.
W wiele lat później, już ze zdiagnozowanym zespołem depresyjno-paranoidalnym, udałem się na kolejną terapię podtrzymującą do kolejnej terapeutki. W rozmowie powiedziałem kilka słów, które terapeutka uznała za wskazanie do hospitalizacji i już z tego gabinetu nie wyszedłem. Musiałem jechać do szpitala, gdzie syf, chamski personel, "Haloperidol" w tyłek bez dania choćby szansy zażywania doustnego, a przede wszystkim pozbawienie wolności i dreptanie w 4 ścianach, słowem pełny przymus psychiatryczny! W rezultacie kolejny uraz, właściwie ekstremalny.
Ponadto na przykładzie kilku moich znajomych, którzy dawnymi laty mieli problemy osobowościowe porównywalne z moimi, a nie liczyli na psychiatrów i psychologów, ale na samych siebie, to - z perspektywy dziesiątek lat - widzę, że lepiej na tym wyszli! Mają rodziny, pracują, natomiast nie mają ani żadnych diagnoz, ani historii leczenia psychiatrycznego.
Re: Terapia jako przyczyna choroby?
Uświadomiłam sobie dziś dwie rzeczy.
Po pierwsze moja terapeutka ustawiła poprzeczkę wysoko i teraz jestem bardziej wymagająca jeśli chodzi o sposób prowadzenia rozmowy i relacje.
Po drugie, nauczyłam się na terapii jednego - JESZCZE LEPIEJ DAWAĆ WSPARCIE INNYM.
Kuzynka schudła, sprawy domowe jej się uregulowały, po prostu kwitnie.
Koleżanka chora na raka nie chce słyszeć o żadnym (innym) psychologu.
A JA???
Po pierwsze moja terapeutka ustawiła poprzeczkę wysoko i teraz jestem bardziej wymagająca jeśli chodzi o sposób prowadzenia rozmowy i relacje.
Po drugie, nauczyłam się na terapii jednego - JESZCZE LEPIEJ DAWAĆ WSPARCIE INNYM.
Kuzynka schudła, sprawy domowe jej się uregulowały, po prostu kwitnie.
Koleżanka chora na raka nie chce słyszeć o żadnym (innym) psychologu.
A JA???
- Walet Pikowy
- zaufany użytkownik
- Posty: 12135
- Rejestracja: wt kwie 12, 2011 2:37 am
- płeć: mężczyzna
Re: Terapia jako przyczyna choroby?
Witam.
Nie uwazam,ze kazda terapia i dla kazdego jest zla.Mam to poparte doswiadczeniem.Miałem polroczna terapie w osrodku interwencji kryzysowej do, ktorego naleze u dyrektorki zalatwiona przez moja prywatna nauczycielke tez przyjaciolke wrecz mimo,ze jest duzo starsza ode mnie, wiele wniosla do mojego zycia i duzo jej zawdzieczam.Oceniajac ta terapie uwazam,ze dala mi troche pewnosci siebie w sensie dowartosciowania i pomogla poradzic sobie na poczatku z kryzysami na studiach.Druga terapia na oddziale dziennym krotka ale intensywna,nie powiem duzo mnie kosztowala zdrowia,bo bylo rozdrapywanie ran,lęki,wiecej leków brałem,robiłem awantury w domu,byłem nerwowy,w domu przyjmowali to spokojnie, w pore przerwalem.Z perpektywy czasu uwazam,ze to bylo dobre poniewaz nabieram pewnosci siebie,nerwicy wrecz nie mam czesciowo no 1/3 jej jest ale jest duzo lepiej niz bylo.Biore stabilizator,czasem draznie lek na uspokojenie w razie potrzeby.Po terapii z marszu poszedlem na warsztaty grafiki artystycznej i 1 dzien byl najtrudniejszy.Pozniej było fajnie i je ukonczylem nie opuszczajac zadnego dnia.To byly warszaty ze zdrowymi ludzmi.Pozdrawiam
Nie uwazam,ze kazda terapia i dla kazdego jest zla.Mam to poparte doswiadczeniem.Miałem polroczna terapie w osrodku interwencji kryzysowej do, ktorego naleze u dyrektorki zalatwiona przez moja prywatna nauczycielke tez przyjaciolke wrecz mimo,ze jest duzo starsza ode mnie, wiele wniosla do mojego zycia i duzo jej zawdzieczam.Oceniajac ta terapie uwazam,ze dala mi troche pewnosci siebie w sensie dowartosciowania i pomogla poradzic sobie na poczatku z kryzysami na studiach.Druga terapia na oddziale dziennym krotka ale intensywna,nie powiem duzo mnie kosztowala zdrowia,bo bylo rozdrapywanie ran,lęki,wiecej leków brałem,robiłem awantury w domu,byłem nerwowy,w domu przyjmowali to spokojnie, w pore przerwalem.Z perpektywy czasu uwazam,ze to bylo dobre poniewaz nabieram pewnosci siebie,nerwicy wrecz nie mam czesciowo no 1/3 jej jest ale jest duzo lepiej niz bylo.Biore stabilizator,czasem draznie lek na uspokojenie w razie potrzeby.Po terapii z marszu poszedlem na warsztaty grafiki artystycznej i 1 dzien byl najtrudniejszy.Pozniej było fajnie i je ukonczylem nie opuszczajac zadnego dnia.To byly warszaty ze zdrowymi ludzmi.Pozdrawiam