Zaburzenia schizoafektywne a schizofrenia
Moderator: moderatorzy
Regulamin forum
Uwaga: o pomoc w konkretnych sprawach, dla których odpowiednie działy istnieją w "Dyskusji Ogólnej" proszę pisać tam.Tutaj tylko w sprawie ogólnej pomocy w zorientowaniu się w tematyce, np. gdy ktoś szuka wstępnej pomocy, co począć z taką chorobą i jak nazwać i określić jej objawy
Uwaga: o pomoc w konkretnych sprawach, dla których odpowiednie działy istnieją w "Dyskusji Ogólnej" proszę pisać tam.Tutaj tylko w sprawie ogólnej pomocy w zorientowaniu się w tematyce, np. gdy ktoś szuka wstępnej pomocy, co począć z taką chorobą i jak nazwać i określić jej objawy
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 1707
- Rejestracja: śr wrz 20, 2006 12:15 pm
- Lokalizacja: United States of Love
- Kontakt:
Zaburzenia schizoafektywne a schizofrenia
Otrzymałem od mego psychiatry diagnozę zaburzenia schizoafektywne. Nie bardzo wiem co to jest, jak się objawia, czym to się leczy i jaka jest różnica między zaburzeniami schizoafektywnymi a schizofrenią. Będę bardzo wdzięczny za odpowiedzi.
Ostatnio zmieniony czw wrz 21, 2006 4:31 pm przez Chors, łącznie zmieniany 1 raz.
szczęścieżu
Pojęcie psychoza schizoafektywna jest wieloznaczne i może obejmować zarówno przypadki schizofrenii cyklicznej, jak i psychozy schizofreniczne(zespoły hebefreniczne, katatoniczne lub paranoidalne), pojawiajace się epizodycznie w przebiegu chorób afektywnych(cyklofrenii).
Przepisał Ci lekarz jakieś leki albo zalecił terapię?
Ej opowiedz opowiedz
Przepisał Ci lekarz jakieś leki albo zalecił terapię?
Ej opowiedz opowiedz

prośba
Czy nie możesz poprosić psychiatry aby dokładniej wytłumaczyl Ci co z Tobą jest? to wiąże się z dodatkowymi kosztami, ale jeśli chcesz wiedzieć to chyba warto...
opowiedz coś...wszyscy tu zadają pytania, a rzadko cos opowiadają, a jeżli już to opowiadają zmierzając do pytania. Opowiesz coś?
Ja też biorę leki ale oczywiście nie pamiętam nazwy. Usypiają mnie strasznie i wogóle tak jakby... przymulają. Co prawda rzadko przyjmuję tą dawkę dzienną, ponieważ nie pozwalam sobie sama(nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć)połknąć.
Czytałam że zjadłeś muchomora. Ja zjadłam kiedyś cały worek jarzębiny z nudów. Jak smakował muchomor? Dlaczego nie zjadłeś całego skoro chcesz umrzeć? Dlaczego chcesz umrzeć?
opowiedz coś...wszyscy tu zadają pytania, a rzadko cos opowiadają, a jeżli już to opowiadają zmierzając do pytania. Opowiesz coś?
Ja też biorę leki ale oczywiście nie pamiętam nazwy. Usypiają mnie strasznie i wogóle tak jakby... przymulają. Co prawda rzadko przyjmuję tą dawkę dzienną, ponieważ nie pozwalam sobie sama(nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć)połknąć.
Czytałam że zjadłeś muchomora. Ja zjadłam kiedyś cały worek jarzębiny z nudów. Jak smakował muchomor? Dlaczego nie zjadłeś całego skoro chcesz umrzeć? Dlaczego chcesz umrzeć?
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 1707
- Rejestracja: śr wrz 20, 2006 12:15 pm
- Lokalizacja: United States of Love
- Kontakt:
Ostrzegam, że moja historia jest dość dziwna i nieprawdopodobna.
Ale do rzeczy. Od kiedy pamiętam zawsze miałem depresję, mniejszą lub większą ale zawsze. Tak na poważnie rozchorowałem się w 2003 roku. W 2004 przestałem chodzić do szkoły i zerwały się moje kontakty z rówieśnikami. W listopadzie 2004 pod wpływem Seroxatu oraz lektury książek o UFO, życiu po śmierci i reinkarnacji doznałem czegoś, co w ezoteryce nazywa się przebudzenie - uniosłem się lekko ponad ciało i odkryłem boga i intuicję, że wszystko jest bogiem, namacalnie czułem jego obecność. Pod wpływem tych doznań depresja ustąpiła a ja postanowiłem zaprzestać leczenia, że zacznę medytować i za pół roku wrócę do szkoły. Ale za medytację nie zabrałem się do dziś, bo wciąz uważałem, że za mało o niej wiem, nie umiem usiąść w pozycji lotosu, nie mam gdzie jej robić bo pokój mam wspólnie z bratem itd. Początek 2005 roku był najpiękniejszym okresem w moim życiu: zero depresji, sens i radość życia, intelektualny geniusz, niezwykła wrażliwość, sprawność fizyczna i umysłowa. Ale już w marcu zauważyłem pierwszy objaw mej depresji - lęk przed obcymi ludżmi ale nie przejąłem się tym zbytnio. W maju przeżyłem chwilową depresję związaną z rozterkami na temat medytowania ale mi po dwóch tygodniach przeszło. Zaczęły się wakacje i tu zaczyna się moje szaleństwo. Zainteresowałem się runami. Będąc w lesie widziałem runy w smugach samolotów (runa Gebo wygląda jak X), w gałązkach leżących na ziemi itd. Myślałem, że są to wiadomości dla tych, którzy potrafią je odczytac (nie pamiętam już co tam wyczytałem). Ale i to mi przeszło wraz z zainteresowaniem się runami. W lipcu zacząłem odwiedzać w necie lewackie portale. Z jedne strony śmieszyło mnie to, co tam jest napisane, z drugiej pociągało a ztrzeciej negowałem to że mnie to pociąga. Nawet ściągnąłem sobie "Międzynarodówkę" i ją nuciłem śmiejąc się z tego do rozpuku. Coraz więcej czytałem i rozmyślałem o zjawiskach paranormalnych i różnych technikach rozwoju duchowego, zajmowało mi to coraz więcej czasu, z miesiąca na miesiąc coraz więcej, tak, że w końcu niczym innym już się nie zajmowałem. We wrześniu przeczytałem, że mistrzowie Wschodu zalecają ciągłą uważność. Ja myślałem, że uważność wymaga wysiłku. Zacząłem wsłuchiwać i wpatrywać się na siłę w telewizor, muzykę, odgłosy, przedmioty, niebo itd. Zacząłem też się uspokajać i rozlużniać na siłę obserwując czy moje ciało jest rozlużnione. W pażdzierniku 2005 wybory prezydenckie przegrał mój ulubiony polityk, Donald Tusk. Do głowy zaczęły mi przychodzić słowa "boga nie ma". Bardzo się zdziwiłem tym faktem. Im dłużej się wgapiałem , tym bardziej przejrzyście widziałem, cieszyło mnie to. Całą jesień naczytałem sie o przeróżnych technikach rozwoju duchowego i już sam nie mogłem się zdecydować którą wybrać. W listopadzie przeczytałem żeby nie oglądać wiadomości bo to niskie wibracje tam są i dokarmia się w ten sposób pasożyty z astralu, więc ja zacząłem uciekać z pokoju, gdy w wiadomościaćh o jakiejś katastrofie było. Po jakimś czasie przestałem uciekać.W grudniu postanowiłem to wszystko wydrukować, przepisać, nauczyć się itd. Był to istny koszmar, znów zapieprz od rana do nocy, poczułem się znów jak w liceum. Czytałem też wtedy o rasie kosmitów, która planuje podbić ok. 2012 roku Ziemię i która żywi się strachem, cierpieniem, bólem, terrorem (www.quantumfuture.net/pl/ - polecam !!!). Wgapianie i wsłuchiwanie się osiągnęły apogeum, tak się wpatrywałe i wsłuchiwałem aż mi się rzygać chciało. I wtedy, w grudniu 2005 zaczął się koszmar. Do mojej głowy na widok dzieci i zwierząt zaczęło przychodzić słowo "zabić ", a jak w telewizji było o Katyniu to mi przychodziło do głowy "teg nie było", a gdy w iadomościach było o wypadku czy zbrodni to "dobrze". Jak czytałem to to samo. Byłem przerażony. Za każdym razem gdy mi to do głowy przychodziło to ja sobie tłumaczyłem "jak to zabić, jak to dobrze, przecież to cierpienie i krzywda dla tej osoby" itp. Zawsze pragnąłem mieć dziewczynę i cierpiałem z jej braku a od grudnia jakby mi przeszło. Na początku stycznia 2006 przeczytałem, że "Niektórym wydaje się, że żeby być uważnym to trzeba mieć umysł napięty jak piłka. Prawdą jest zupełnie coś odwrotnego." W tym momencie się załamałem, bo okazało się ze ja też. Przestałem się wgapiać i wsłuchiwać, ale zauważyłem, że już mi się tak samo robi. A obraz był coraz bardziej przejrzysty i szklisty, tak że dzisiaj widzę jakby wszystko było zanurzone w szkle, szczególnie na dworze, w domu mniej ale też. Zauważyłem też, że corazsłabiej mogę się wczuć w muzykę, film, to co się dzieje wokół i to też się pogłebia do dziś. W kwietniu zaczęły mnie boleć mięśnie, tak jakby były non stop napięte, ale zauważyłem że są jakby skurczone i wyczuwam coraz wyrażniej kości, a skóra robi się jakaś gumowa i to też się pogłębia do dziś, a do głowy zaczęło mi przychodzić "suka" na widok kobiety. Zauważyłem też że staję się coraz mniej wrażliwy a coraz bardziej oszołomiony, szczególnie muzyką. Zimą i wiosną popadłem w nadaktywność. Non stop czytanie, internet, latanie po dworze, trasę, którą normalnie robiłem w 2 h teraz robiłem w 1,5. To bicie się z tymi potwornymi myślami, ból ciała, szkliste widzenie i nadaktywność i ciągłe przerażenie tymi objawami sprawiły, że w maju wylądowałem u kardiologa z niemiarowym biciem serca. 1 - go czerwca 2006 w nocy zatrzęsły mi się wszystkie wnętrzności i wtedy pomyślałem, że umieram. Wtedy też załamałem się psychicznie i boję się sam zostawać w domu. Tak jak bałem się powiedzieć przez pół roku rodzicom o mych objawach tak teraz postanowiłem, że muszę iść do psychiatry i neurologa. Neurolog stwiedziła że z moimi mięśniami wszystko w porządku a z tym widzeniem to w normie, wysłała mnie na EEG, zktórego wyszło, że są małe odchyły ale mieszczą się w normie. Psychiatra najpierw stwierdził, że to nietypowe objawy jak na chorobę afektywną dwubiegunową i że mam zaburzenia myślenia schizoidalne czy jakoś tak i przepisał mi Zolafren. Ja oraz bardziej się męczyłem, tak jak wiosną łaziłem 4 h po lesie tak teraz 1,5 to wyczyn nielada. Zacząłem też coraz więcej spać, a po Zolafrenie to nawet 15 h na dobę. Zmienił mi lek na Rispolept, po którym obniżyła mi się sprawność intelektualna, a może to od tej choroby, sam nie wiem. Stawałem się coraż mniej rozgarnięty, coraz mniej wrażliwy, męczyło mnie przeczytanie 5 zdań w gazecie, bodżce z otoczenia jakieś takie mniej wyrażne, coraz częstszy ból kości i ciała, coraz głębsza izolacja od otoczenia. Po Rispolepcie wqyłączyło mi się rozmyślanie i tych myśli potwornych też mniej ale reszta objawów się pogłębia, dlatego chcę umrzeć, bo nie wierzę w wyzdrowienie. Chyba że pójdę na bioenergoterapię to może mnie uratuje. Zająłem się też afirmacjami, ale powiedziałem sobie, że jeśli za miesiąc nie będzie poprawy to odchodzę z tej planety. A co do muchomora, to jest bez smaku, może leciutka nutka goryczki ale ledwo zauważalna. Czemu się nie odważyłem nie wiem, może podświadomie chcę żyć.

Ale do rzeczy. Od kiedy pamiętam zawsze miałem depresję, mniejszą lub większą ale zawsze. Tak na poważnie rozchorowałem się w 2003 roku. W 2004 przestałem chodzić do szkoły i zerwały się moje kontakty z rówieśnikami. W listopadzie 2004 pod wpływem Seroxatu oraz lektury książek o UFO, życiu po śmierci i reinkarnacji doznałem czegoś, co w ezoteryce nazywa się przebudzenie - uniosłem się lekko ponad ciało i odkryłem boga i intuicję, że wszystko jest bogiem, namacalnie czułem jego obecność. Pod wpływem tych doznań depresja ustąpiła a ja postanowiłem zaprzestać leczenia, że zacznę medytować i za pół roku wrócę do szkoły. Ale za medytację nie zabrałem się do dziś, bo wciąz uważałem, że za mało o niej wiem, nie umiem usiąść w pozycji lotosu, nie mam gdzie jej robić bo pokój mam wspólnie z bratem itd. Początek 2005 roku był najpiękniejszym okresem w moim życiu: zero depresji, sens i radość życia, intelektualny geniusz, niezwykła wrażliwość, sprawność fizyczna i umysłowa. Ale już w marcu zauważyłem pierwszy objaw mej depresji - lęk przed obcymi ludżmi ale nie przejąłem się tym zbytnio. W maju przeżyłem chwilową depresję związaną z rozterkami na temat medytowania ale mi po dwóch tygodniach przeszło. Zaczęły się wakacje i tu zaczyna się moje szaleństwo. Zainteresowałem się runami. Będąc w lesie widziałem runy w smugach samolotów (runa Gebo wygląda jak X), w gałązkach leżących na ziemi itd. Myślałem, że są to wiadomości dla tych, którzy potrafią je odczytac (nie pamiętam już co tam wyczytałem). Ale i to mi przeszło wraz z zainteresowaniem się runami. W lipcu zacząłem odwiedzać w necie lewackie portale. Z jedne strony śmieszyło mnie to, co tam jest napisane, z drugiej pociągało a ztrzeciej negowałem to że mnie to pociąga. Nawet ściągnąłem sobie "Międzynarodówkę" i ją nuciłem śmiejąc się z tego do rozpuku. Coraz więcej czytałem i rozmyślałem o zjawiskach paranormalnych i różnych technikach rozwoju duchowego, zajmowało mi to coraz więcej czasu, z miesiąca na miesiąc coraz więcej, tak, że w końcu niczym innym już się nie zajmowałem. We wrześniu przeczytałem, że mistrzowie Wschodu zalecają ciągłą uważność. Ja myślałem, że uważność wymaga wysiłku. Zacząłem wsłuchiwać i wpatrywać się na siłę w telewizor, muzykę, odgłosy, przedmioty, niebo itd. Zacząłem też się uspokajać i rozlużniać na siłę obserwując czy moje ciało jest rozlużnione. W pażdzierniku 2005 wybory prezydenckie przegrał mój ulubiony polityk, Donald Tusk. Do głowy zaczęły mi przychodzić słowa "boga nie ma". Bardzo się zdziwiłem tym faktem. Im dłużej się wgapiałem , tym bardziej przejrzyście widziałem, cieszyło mnie to. Całą jesień naczytałem sie o przeróżnych technikach rozwoju duchowego i już sam nie mogłem się zdecydować którą wybrać. W listopadzie przeczytałem żeby nie oglądać wiadomości bo to niskie wibracje tam są i dokarmia się w ten sposób pasożyty z astralu, więc ja zacząłem uciekać z pokoju, gdy w wiadomościaćh o jakiejś katastrofie było. Po jakimś czasie przestałem uciekać.W grudniu postanowiłem to wszystko wydrukować, przepisać, nauczyć się itd. Był to istny koszmar, znów zapieprz od rana do nocy, poczułem się znów jak w liceum. Czytałem też wtedy o rasie kosmitów, która planuje podbić ok. 2012 roku Ziemię i która żywi się strachem, cierpieniem, bólem, terrorem (www.quantumfuture.net/pl/ - polecam !!!). Wgapianie i wsłuchiwanie się osiągnęły apogeum, tak się wpatrywałe i wsłuchiwałem aż mi się rzygać chciało. I wtedy, w grudniu 2005 zaczął się koszmar. Do mojej głowy na widok dzieci i zwierząt zaczęło przychodzić słowo "zabić ", a jak w telewizji było o Katyniu to mi przychodziło do głowy "teg nie było", a gdy w iadomościach było o wypadku czy zbrodni to "dobrze". Jak czytałem to to samo. Byłem przerażony. Za każdym razem gdy mi to do głowy przychodziło to ja sobie tłumaczyłem "jak to zabić, jak to dobrze, przecież to cierpienie i krzywda dla tej osoby" itp. Zawsze pragnąłem mieć dziewczynę i cierpiałem z jej braku a od grudnia jakby mi przeszło. Na początku stycznia 2006 przeczytałem, że "Niektórym wydaje się, że żeby być uważnym to trzeba mieć umysł napięty jak piłka. Prawdą jest zupełnie coś odwrotnego." W tym momencie się załamałem, bo okazało się ze ja też. Przestałem się wgapiać i wsłuchiwać, ale zauważyłem, że już mi się tak samo robi. A obraz był coraz bardziej przejrzysty i szklisty, tak że dzisiaj widzę jakby wszystko było zanurzone w szkle, szczególnie na dworze, w domu mniej ale też. Zauważyłem też, że corazsłabiej mogę się wczuć w muzykę, film, to co się dzieje wokół i to też się pogłebia do dziś. W kwietniu zaczęły mnie boleć mięśnie, tak jakby były non stop napięte, ale zauważyłem że są jakby skurczone i wyczuwam coraz wyrażniej kości, a skóra robi się jakaś gumowa i to też się pogłębia do dziś, a do głowy zaczęło mi przychodzić "suka" na widok kobiety. Zauważyłem też że staję się coraz mniej wrażliwy a coraz bardziej oszołomiony, szczególnie muzyką. Zimą i wiosną popadłem w nadaktywność. Non stop czytanie, internet, latanie po dworze, trasę, którą normalnie robiłem w 2 h teraz robiłem w 1,5. To bicie się z tymi potwornymi myślami, ból ciała, szkliste widzenie i nadaktywność i ciągłe przerażenie tymi objawami sprawiły, że w maju wylądowałem u kardiologa z niemiarowym biciem serca. 1 - go czerwca 2006 w nocy zatrzęsły mi się wszystkie wnętrzności i wtedy pomyślałem, że umieram. Wtedy też załamałem się psychicznie i boję się sam zostawać w domu. Tak jak bałem się powiedzieć przez pół roku rodzicom o mych objawach tak teraz postanowiłem, że muszę iść do psychiatry i neurologa. Neurolog stwiedziła że z moimi mięśniami wszystko w porządku a z tym widzeniem to w normie, wysłała mnie na EEG, zktórego wyszło, że są małe odchyły ale mieszczą się w normie. Psychiatra najpierw stwierdził, że to nietypowe objawy jak na chorobę afektywną dwubiegunową i że mam zaburzenia myślenia schizoidalne czy jakoś tak i przepisał mi Zolafren. Ja oraz bardziej się męczyłem, tak jak wiosną łaziłem 4 h po lesie tak teraz 1,5 to wyczyn nielada. Zacząłem też coraz więcej spać, a po Zolafrenie to nawet 15 h na dobę. Zmienił mi lek na Rispolept, po którym obniżyła mi się sprawność intelektualna, a może to od tej choroby, sam nie wiem. Stawałem się coraż mniej rozgarnięty, coraz mniej wrażliwy, męczyło mnie przeczytanie 5 zdań w gazecie, bodżce z otoczenia jakieś takie mniej wyrażne, coraz częstszy ból kości i ciała, coraz głębsza izolacja od otoczenia. Po Rispolepcie wqyłączyło mi się rozmyślanie i tych myśli potwornych też mniej ale reszta objawów się pogłębia, dlatego chcę umrzeć, bo nie wierzę w wyzdrowienie. Chyba że pójdę na bioenergoterapię to może mnie uratuje. Zająłem się też afirmacjami, ale powiedziałem sobie, że jeśli za miesiąc nie będzie poprawy to odchodzę z tej planety. A co do muchomora, to jest bez smaku, może leciutka nutka goryczki ale ledwo zauważalna. Czemu się nie odważyłem nie wiem, może podświadomie chcę żyć.

-
- zaufany użytkownik
- Posty: 1707
- Rejestracja: śr wrz 20, 2006 12:15 pm
- Lokalizacja: United States of Love
- Kontakt:
Zapomniałed dodać, że lekarz stwierdził u mnie ambiwalencję uczuć, bo zdarza mi się zaśmiać gdy mówię o moich objawach i o samobójstwie, a ambiwalencja to objaw chorób z grupy schizofrenii. Kolejny objaw to taki, że gdy obcy mi ludzie przed sklepem, w poczekalni, w szkole się śmieją w rozmowie, to ja myślę że ze mnie.
matko! zgiń!
Przeczytałam Twój długi post, a to świadczy o tym że jest naprawde ciekawy, sama miewam podobne stany. Chcieli mnie nawet zamknąć ale wymanewrowałam i zapewniałam że chciałabym tego, wtedy stwierdzili że skoro chce, to nie będzie nic innego jak tylko ucieczka i jednak to nie jest dobre rozwiązanie. Masz kogoś kogo nienawidzisz? Ja nie moge żyć z moją matką. Nienawidzę jej i mam ochote ją zabic. Za każdym razem jak na nią patrze albo ona cos do mnie mówi mam uczucie jakby ktoś...hm..zgwałcił mi mózg. Ona tłamsi wszystko co mam. Jest wrogiem który wie tyle że może zaatakować z każdej strony, wręcz nią"żygam".
Próbowaleś się już zabić? w jaki sposób?
Próbowaleś się już zabić? w jaki sposób?
- zbyszek
- admin
- Posty: 8034
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
w takich momentach jak i innych, które opisujesz doświadczasz granicy "wolnej woli". najczęściej człowiek ma wrażenie wolności swoich myśli oraz działania. także dlatego identyfikuje się z nimi. Jednak sprawa nie jest taka prosta. Czasami może się tak tylko wydawać.Chors pisze:o przeróżnych technikach rozwoju duchowego i już sam nie mogłem się zdecydować którą wybrać.
Choć twoje decyzje o "rozwoju duchowym" pochodzą przecież od ciebie samego jednak może być złudzeniem, że mógłbyś się zachować inaczej.
to oczywiście nieprawda, po prostu choroba daje ci popalić, obciąża cię, brak ci sił psychicznych - inteligencji wcale ci nie ubyło, nie obawiaj się o to.Stawałem się coraż mniej rozgarnięty,
to nie jest kwestia wiary, tylko pracy, starań, leczenia i życzliwych ludzi wokół ciebie.dlatego chcę umrzeć, bo nie wierzę w wyzdrowienie.
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 1707
- Rejestracja: śr wrz 20, 2006 12:15 pm
- Lokalizacja: United States of Love
- Kontakt:
Nie mam wrogów, wogóle poza rodziną nie mam nikogo. Nienawiścią się brzydzę.Jednak miałem z matką podobny problem. Czułem się gwałcony i więziony jej nadopiekuńczością i wpieprzaniem się w moje życie, tym ciągłym instruowaniem co mam i jak robić, jej ciągłymi pretensjami i wydzieraniem się o byle co i traktowaniem mnie jak jakiegoś idioty czy pięciolatka. Ale od jakiegoś półtora roku jest między nami całkiem dobrze. Nie próbowałem się nigdy zabić, ale myślałem już o rzuceniu się pod pociąg, zatruciu tabletkami, zatruciu muchomorami, podcięciu żył (matka znalazła żyletkę i tabletki mi pochowała, niepotrzebnie jej mówiłem że chcę się zabić), uduszeniu reklamówką, skoku pod samochód.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8034
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
potrzebnie !Chors pisze:niepotrzebnie jej mówiłem
dobrze, że o tym mówisz, to należy brać serio,
także weź serio, że nie zawsze jesteś panem swoich wyborów.
chyba teraz musisz nieźle ruszyć inteligencją jak sobie ułożyć życie,
oczywiście nie wolno ci także robić sobie samemu tymi rozważaniami stresu !
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 1707
- Rejestracja: śr wrz 20, 2006 12:15 pm
- Lokalizacja: United States of Love
- Kontakt:
Zgadzam się z tobą Zbyszku, ale ja się boję wyjść z domu i nie wyobrażam sobie przyszłości z tą chorobą, nie mam żadnego pomysłu na życie, wszystkie zainteresowania poszły w kąt, na dzień dzisiejszy to ja nic nie potrafię i nie wiem z czego będę się utrzymywał. Narazie staram się o rentę socjalną, ale czuję się jak jakiś pasożyt społeczny bo nasze państwo biedne jest a są bardziej potrzebujący odemnie, mam też wyrzuty sumienia,że żyję na utrzymaniu rodziców, że jestem kompletnie niesamodzielny, oderwany od rzeczywistości, że jestem dla nich ciężarem, choć oni mówią że ja jestem ciężarem tylko sam dla siebie.



Chors,
Masz dynamiczne i dalekie "odjazdy" od rzeczywistości. Wbrew pozorom masz dobre rokowania - im cieższa choroba, im dalej od rzeczywistości tym lepsze rokowania. Przeszedłeś pierwszą odjazdowoą cześć schizofrenii, teraz wchodzisz w drugą czyli zero zainteresowań i odcięcie od świata, w trzeciej najprawdopodobniej wejdziesz w remisję i być może będziesz nawet w 100% zdrowy - u mnie tak było. To jest klasyczna schizofrenia opisana przez prof Antoniego Kępińskiego. U mnie w sumie to trwało 6 lat 2+2+2=6. Chorujesz 3 lata, wiec nawet czas trwania poszczególnych faz schizo jest prawie identyczny jak u mnie. Myślę że jeszcze 3 lata i będzie dobrze - nie trać nadziei.
Masz dynamiczne i dalekie "odjazdy" od rzeczywistości. Wbrew pozorom masz dobre rokowania - im cieższa choroba, im dalej od rzeczywistości tym lepsze rokowania. Przeszedłeś pierwszą odjazdowoą cześć schizofrenii, teraz wchodzisz w drugą czyli zero zainteresowań i odcięcie od świata, w trzeciej najprawdopodobniej wejdziesz w remisję i być może będziesz nawet w 100% zdrowy - u mnie tak było. To jest klasyczna schizofrenia opisana przez prof Antoniego Kępińskiego. U mnie w sumie to trwało 6 lat 2+2+2=6. Chorujesz 3 lata, wiec nawet czas trwania poszczególnych faz schizo jest prawie identyczny jak u mnie. Myślę że jeszcze 3 lata i będzie dobrze - nie trać nadziei.
-
- zaufany użytkownik
- Posty: 1707
- Rejestracja: śr wrz 20, 2006 12:15 pm
- Lokalizacja: United States of Love
- Kontakt:
Ciekawi mnie przyczyna mojej choroby. Być może był to stres i przemęczenie spowodowane szkołą (6 - 9 h w szkole, drugie tyle uczenia się w domu , ok. 3 - 5 h snu, kłótnie z rodziną ). Ja przez ostatni rok podejrzewałem u siebie najpierw opętanie, potem implanty od kosmitów, póżniej HAARP, a w końcu że lekarze są przeciwko mnie bo dostali na mnie zlecenie od służb specjalnych bo interesuję się tajemnicami tego świata i że jestem dla nich niebezpieczny ponieważ mogę wygadać to wszystko ludziom i już nie będzie to tajne i nie będą mogli nami manipulować. Teraz to już sam nie wiem jaka jest przyczyna, może żadna z powyższych a może one wszystkie 

-
- zarejestrowany użytkownik
- Posty: 19
- Rejestracja: ndz lip 16, 2006 5:49 pm
jak uciec śmierci?
Witaj Chors. Jak przeczytałem twoje opisy to stwierdzam że nie byłem najwybitniejszym poszukiwaczem prawdy i uważności...też robiłem tak jak Ty..szukałem.. afirmacje, uzdrawianie duchowe, ćwiczenia uwazności.. i nic. Naprawdę nie pomagało to za bardzo.
Prosze jeśli masz trochę siły przeczytaj co napisałem w dziale "Kto pomoże"- światełko w tunelu. Znalazłem trochę przez przypadek coś co myślę że pomoże .
Twój opis dał mi też pewne wskazówki skąd twoje problemy. Ale to juz zostawiam Tobie..daje tylko wskazówki w moim opisie.
Prosze jeśli masz trochę siły przeczytaj co napisałem w dziale "Kto pomoże"- światełko w tunelu. Znalazłem trochę przez przypadek coś co myślę że pomoże .
Twój opis dał mi też pewne wskazówki skąd twoje problemy. Ale to juz zostawiam Tobie..daje tylko wskazówki w moim opisie.
- zbyszek
- admin
- Posty: 8034
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Chors, dokładny mechanizm nie został wyjaśniony, bo jest dość skomplikowany. Najczęściej wybuch jest spowodowany przez długotrwały, nie zauważony stres, z którym człowiek sobie nie radzi. Coś daje nam popalić długie lata, a my tego w ogóle nie zauważamy jak bardzo. Szkoła, o której piszesz to dobry kandydat.
Jednak nie chodzi tu o sam stres, lecz o to czy sobie z nim radzisz, czy nie !
Na wielu pewien stres działa moblizująco, jednak na innych odwrotnie - rozkłada ich.
Ważną rolę - 50 % przyczyny w sensie statystyki - gra jakaś genetycznie uwarunkowana podatność. Trudno ją odnaleźć, bo jest rozłożona w wielu miejscach. Wydaje się, że to nie jakieś jedno białko, które dałoby się łatwo zidentyfikować. Jednak zwróć uwagę:
1. Nie ma ras, lub jakichś większych grup społecznych, które mają zwiększoną podatność.
2. W społeczeństwach o zmniejszonym poziomie stresu, lub odwrotnie zwiększonym, np. wojny, prześladowania - odsetek zachorowań jest prawie taki sam - 1 %.
To wszysko razem wskazuje według mnie na jakieś zasadnicze braki człowieka w sferze higieny psychicznej. Brak nam pojęć, którymi opisywalibyśmy sytuacje ważne ze względu na zachowania. Po prostu tego nie dotrzegamy.
Ostatni akapit to moja hipoteza. Wynika z niej jak bardzo warto dbać o dobre samopoczucie, o przyjazne otoczenie i o coś takiego, co wielu niezauważa - podprogowy niepokój - należy go łagodzić.
Jednak nie chodzi tu o sam stres, lecz o to czy sobie z nim radzisz, czy nie !
Na wielu pewien stres działa moblizująco, jednak na innych odwrotnie - rozkłada ich.
Ważną rolę - 50 % przyczyny w sensie statystyki - gra jakaś genetycznie uwarunkowana podatność. Trudno ją odnaleźć, bo jest rozłożona w wielu miejscach. Wydaje się, że to nie jakieś jedno białko, które dałoby się łatwo zidentyfikować. Jednak zwróć uwagę:
1. Nie ma ras, lub jakichś większych grup społecznych, które mają zwiększoną podatność.
2. W społeczeństwach o zmniejszonym poziomie stresu, lub odwrotnie zwiększonym, np. wojny, prześladowania - odsetek zachorowań jest prawie taki sam - 1 %.
To wszysko razem wskazuje według mnie na jakieś zasadnicze braki człowieka w sferze higieny psychicznej. Brak nam pojęć, którymi opisywalibyśmy sytuacje ważne ze względu na zachowania. Po prostu tego nie dotrzegamy.
Ostatni akapit to moja hipoteza. Wynika z niej jak bardzo warto dbać o dobre samopoczucie, o przyjazne otoczenie i o coś takiego, co wielu niezauważa - podprogowy niepokój - należy go łagodzić.