Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Moderator: moderatorzy
Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
skorpion :0)
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Dla równowagi polecam poczytać komentarze. Sprawa nie jest czarno-biała. Poza tym artykuł jest raczej średnio dopracowany, zlepek różnych faktów bez jakiejś myśli przewodniej.
-
- antypsychiatra
- Posty: 67
- Rejestracja: śr paź 15, 2008 2:02 pm
- Lokalizacja: Berlin
- Kontakt:
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
noo... jeżeli dla Ciebie zebranie tylu faktow o "ciemnej stronie" psychotropów jest "zlepkiem" bez myśli przewodniej...? (A propos...Myśl przewodnia zawarta jest w tytule ;-) )... a jakiś krzykacz pomiędzy pochlebnymi komentarzami pozwala stwierdzić:Bardo pisze:zlepek różnych faktów bez jakiejś myśli przewodniej
...to nie wiem, co w tym wypadku sądzić o Twojej "równowadze" tym bardziej, że obok nick'a napisano "admin"...?Bardo pisze:Dla równowagi polecam poczytać komentarze
Pozdrawiam
asias2000
Kontakt:
http://www.anty-psychiatria.info
"Kiedy modlisz się - mówisz do Boga. Kiedy Bóg mówi do ciebie - cierpisz na Schizofrenie" - prof. T. Szasz
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Wszystkie komentarze są pochlebne? Niektóre są negatywne, ale mi chodziło bardziej o te wyważone, jak ten drugi:
Może zlikwidujemy w ogóle farmację. Ja akurat jej sporo zawdzięczam.
Końcówka artykułu jest prawie w ogóle nie związana z lekami. Właściwie już od połowy jest mowa o naturalnych sposobach leczenia, potem jest nagły przeskok na fakty historyczne. To właśnie miałem na myśli pisząc, że artykuł jest niedopracowany. To próba forsowania ideologii.
Przykro mi to pisać, ale to co reprezentujesz wygląda na jakiś fanatyzm. Też nie uważam, że psychiatria jest idealna, zostało popełnionych wiele błędów. Ale są pozytywy, których wielu z nas doświadczyło.
"Najbardziej niebezpieczną cechą substancji psychoaktywnych takich jak neuroleptyki jest ich zdolność do wywołania uzależnienia."
Co za bzdura. Neuroleptyki nie prowadzą do uzależnienia. Poza tym nie nadają się do ćpania. W artykule wiele jest takich kwiatków, widać że autor nie ma w tym dziale pojęcia..
po przeczytani wszystkich komentarzy mam wrażenie że wszyscy mają racje. Znam pewną osobę która dostała mocnego kręćka, przez około trzy lata osoba ta nie była leczona w żaden sposób po tak długim okresie były marne szanse na wyleczenie lecz gdy zaczęło się leczenie psychotropami po nie długim okresie osoba ta zaczęła być normalna, od czasu leczenia minęło około dwóch lat i wydaje się być całkowicie wyleczona, po prostu nie ta osoba. Zaś drugą osobą którą znam i zażywa silne leki uspakajające od około 3 lat, jest kiepsko, można powiedzieć że się uzależniła, straszne prawie w ogóle nie da się porozmawiać. Wywnioskowałem że jednym leki pomagają , a drugim szkodzą. I teraz jest pytanie leczyć czy nie leczyć? W niektórych przypadkach jest lepiej trochę zaszkodzić by być zdrowym - toksyna jest potrzebna do życia, ale oczywiście w niedużych ilościach, co za dużo to i świnia nie zeżre. W naturze jest tak że obowiązuje nas tylko jedna ogólna teoria, teoria porównania(mikro,makro). Ma się to też do userów, co za sens życia był by gdyby wszystko było idealne?
Poza tym prawie wszystkie leki mają skutki uboczne, taki artykuł można napisać także o lekach na kaszel. Wbrew pozorom niektóre z nich są (i były) bardziej niebezpieczne niż niektóre neuroleptyki. Nie wspomnę już o lekach na poważniejsze schorzenia.To prawda, jednym psychotropy pomagają, a innym zupełnie nie, a wręcz szkodzą. Ja się tu zajmuje akurat tą stroną, gdzie nie pomagają, szkodzą, uzależniają, a drugą nie - jak w tytule, stąd może nieporozumienia:) I tymi co od neuroleptyków się potrafią uzależnić też:) Alkohol też jednym szkodzi a innym służy:)
Może zlikwidujemy w ogóle farmację. Ja akurat jej sporo zawdzięczam.
Końcówka artykułu jest prawie w ogóle nie związana z lekami. Właściwie już od połowy jest mowa o naturalnych sposobach leczenia, potem jest nagły przeskok na fakty historyczne. To właśnie miałem na myśli pisząc, że artykuł jest niedopracowany. To próba forsowania ideologii.
Przykro mi to pisać, ale to co reprezentujesz wygląda na jakiś fanatyzm. Też nie uważam, że psychiatria jest idealna, zostało popełnionych wiele błędów. Ale są pozytywy, których wielu z nas doświadczyło.
-
- antypsychiatra
- Posty: 67
- Rejestracja: śr paź 15, 2008 2:02 pm
- Lokalizacja: Berlin
- Kontakt:
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
...tylko dla równowagi trzeba też zacytować:
Alicja Targot napisała: To zawsze było i będzie szkodliwe...
Mazur napisał: Ten wydrukowany artykuł każdy powinien dostawać do ręki zanim przestąpi próg gabinetu lekarskiego. Po prostu szkoda gadać.
Janusz Dąbrowski napisał: Znów przykład ogromnej pracy autora - potężna dawka wiedzy i dobrze udokumentowanych stwierdzeń . Jestem pełen podziwu.
paryzanka napisała: Jestem pelna podziwu dla tak obszernego ,wyczerpujacego dla laika tresci tematu, a jest on wazny w dobie gdy lekarze wypisuja nam " cos" na uspokojenie. To 'cos" spowodowalo iz trudno mi sie obyc bez specyfiku.Szukalam literatury informujacej w przystepny sposob o uzaleznieniach , znalazlam tu duzo wiecej. Dziekuje autorowi!bursztynek5Pozdrowienia !
kamakszi napisał/a: Mało wiarygodny jest dla mnie ten, kto twierdzi, że psychotropy są dobre na wszystko. Oczywiście, jak ktoś ma stres z powodu śmierci kogoś bliskiego, to mu się daje leki na to aby otumanić mu mózg i otępić zdolność percepcji - przez co ból staje się lżejszy, bo tak otumaniona osoba go nie percepuje i jest jej wszystko jedno.
Nie jest to jednak lekarstwo na życie, bo depresja ma swoje korzenie w psychice i należy ją leczyć poprzez stosowanie stosownej terapii, a nie tam zagłuszać psychotropami czy innymi lekami. Nikt nigdy depresji nie wyleczył prochami i taka jest prawda. Poczytaj sobie na ten temat traktaty o jodze. Pozdrawiam
Jakub Kotwa napisał: Ja po zażywaniu efectinu er 75 przez dwa lata zachorowałem na SLA śmiertelną chorobe neuronów ruchowych i co mi powiesz w tej kwesti mam wierzyc ze psychotropy są nie szkodliwe że więcej pomogą niż zaszkodzą.Ta choroba jest tak rzadka wśród ludzi w moim wieku że zachorowanie na nią w tym wieku graniczy z cudem oczywiście gdyby nie coś co tą chorobę uaktywnia w moim przypadku był to efectin ;(((
Ewa Łazowska napisała: Jestem pełna uznania dla autora za ten artykuł. Nareszcie ktoś ma odwagę na publiczne ujawnienie mechanizmów, dotyczących zapisywania leków psychotropowych, choć sprawa nie dotyczy tylko tych leków. "Moja" była lekarka pierwszego kontaktu usiłowała mi wcisnąć receptę na silny środek psychotropowy, a ja prosiłam o przepisanie tabeksu (niestety palę). Dziwnym zbiegiem okoliczności przede mną w gabinecie lekarki przebywał przedstawiciel firmy farmaceutycznej. O tym, że lek daje poważne skutki uboczne, powiedziała mi koleżanka (lekarz psychiatra) oraz młody lekarz, będący wtedy jeszcze na stażu. Recepty oczywiście nie zrealizowałam z dwóch powodów (1. bardzo wysoka cena leku, 2. to, że taki właśnie lek nie był mi zupełnie potrzebny).
Pozdrawiam
asias2000
Kontakt:
http://www.anty-psychiatria.info[/quote]
...
Alicja Targot napisała: To zawsze było i będzie szkodliwe...
Mazur napisał: Ten wydrukowany artykuł każdy powinien dostawać do ręki zanim przestąpi próg gabinetu lekarskiego. Po prostu szkoda gadać.
Janusz Dąbrowski napisał: Znów przykład ogromnej pracy autora - potężna dawka wiedzy i dobrze udokumentowanych stwierdzeń . Jestem pełen podziwu.
paryzanka napisała: Jestem pelna podziwu dla tak obszernego ,wyczerpujacego dla laika tresci tematu, a jest on wazny w dobie gdy lekarze wypisuja nam " cos" na uspokojenie. To 'cos" spowodowalo iz trudno mi sie obyc bez specyfiku.Szukalam literatury informujacej w przystepny sposob o uzaleznieniach , znalazlam tu duzo wiecej. Dziekuje autorowi!bursztynek5Pozdrowienia !
kamakszi napisał/a: Mało wiarygodny jest dla mnie ten, kto twierdzi, że psychotropy są dobre na wszystko. Oczywiście, jak ktoś ma stres z powodu śmierci kogoś bliskiego, to mu się daje leki na to aby otumanić mu mózg i otępić zdolność percepcji - przez co ból staje się lżejszy, bo tak otumaniona osoba go nie percepuje i jest jej wszystko jedno.
Nie jest to jednak lekarstwo na życie, bo depresja ma swoje korzenie w psychice i należy ją leczyć poprzez stosowanie stosownej terapii, a nie tam zagłuszać psychotropami czy innymi lekami. Nikt nigdy depresji nie wyleczył prochami i taka jest prawda. Poczytaj sobie na ten temat traktaty o jodze. Pozdrawiam
Jakub Kotwa napisał: Ja po zażywaniu efectinu er 75 przez dwa lata zachorowałem na SLA śmiertelną chorobe neuronów ruchowych i co mi powiesz w tej kwesti mam wierzyc ze psychotropy są nie szkodliwe że więcej pomogą niż zaszkodzą.Ta choroba jest tak rzadka wśród ludzi w moim wieku że zachorowanie na nią w tym wieku graniczy z cudem oczywiście gdyby nie coś co tą chorobę uaktywnia w moim przypadku był to efectin ;(((
...pozwolę sobie nie komentować... choć dla równowagi podam inny komentarz na mój tekst pt.: "Recepta na szczęście?" (http://www.wiadomosci24.pl/artykul/rece ... 02192.html ):Bardo pisze:Przykro mi to pisać, ale to co reprezentujesz wygląda na jakiś fanatyzm.
Ewa Łazowska napisała: Jestem pełna uznania dla autora za ten artykuł. Nareszcie ktoś ma odwagę na publiczne ujawnienie mechanizmów, dotyczących zapisywania leków psychotropowych, choć sprawa nie dotyczy tylko tych leków. "Moja" była lekarka pierwszego kontaktu usiłowała mi wcisnąć receptę na silny środek psychotropowy, a ja prosiłam o przepisanie tabeksu (niestety palę). Dziwnym zbiegiem okoliczności przede mną w gabinecie lekarki przebywał przedstawiciel firmy farmaceutycznej. O tym, że lek daje poważne skutki uboczne, powiedziała mi koleżanka (lekarz psychiatra) oraz młody lekarz, będący wtedy jeszcze na stażu. Recepty oczywiście nie zrealizowałam z dwóch powodów (1. bardzo wysoka cena leku, 2. to, że taki właśnie lek nie był mi zupełnie potrzebny).
...i brawo... to jedno mamy więc wspólne...Bardo pisze:Też nie uważam, że psychiatria jest idealna, zostało popełnionych wiele błędów
...a zastanawiales sie, jak to sie ma w rownowadze do NEGATYWOW?Bardo pisze:Ale są pozytywy, których wielu z nas doświadczyło.
Pozdrawiam
asias2000
Kontakt:
http://www.anty-psychiatria.info[/quote]
...
"Kiedy modlisz się - mówisz do Boga. Kiedy Bóg mówi do ciebie - cierpisz na Schizofrenie" - prof. T. Szasz
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
.
Ostatnio zmieniony ndz lut 02, 2014 8:20 pm przez mei, łącznie zmieniany 1 raz.
Kochajcie tych, których chcecie kochać, żyjcie tak, jak chcecie żyć i nigdy nie pozwólcie by ktokolwiek przeszkodził wam w zmienianiu waszych marzeń w rzeczywistość.
Jared Leto, 13.04.2014.
Jared Leto, 13.04.2014.
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
asias2000, nie wiem, czy kiedykolwiek miałeś kontakt z człowiekiem naprawdę chorym na psychozę lub głęboką depresję. Zgadzam się, że promowanie niektórych nowych schorzeń jak ADHD i szukanie w ten sposób nowego rynku zbytu jest, łagodnie mówiąc, niemoralne. Tu akurat mamy wspólny punkt widzenia. Ale proszę, powiedz mi co zrobić dla człowieka, który słyszy prawie bez przerwy głosy, ukrywa się po piwnicach przed rzekomo ścigającą go mafią i widzi wrogów nawet we własnej rodzinie. Życzę Ci powodzenia w próbowaniu rzeczowej rozmowy z taką osobą, nawet w najlepszej atmosferze. W ciężkich przypadkach leki naprawdę dobrze się sprawdzają, ewentualnie po pewnym czasie ich brania można próbować stosować inne metody. Jesteś na forum ludzi, którzy w większości są chorzy na najpoważniejszą chorobę psychiczną i łatwo możesz swoimi działaniami zniszczyć komuś życie, jeśli po uzyskaniu stabilnej remisji nagle zdecyduje się odstawić leki. Sam przez to przechodziłem. Więc proszę, zastanów się dwa razy zanim porównasz ADHD do schizofrenii.
-
- antypsychiatra
- Posty: 67
- Rejestracja: śr paź 15, 2008 2:02 pm
- Lokalizacja: Berlin
- Kontakt:
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Tak. Mam do czynienia ze Schizofrenią od 2000 roku, odkąd praktycznie przebywam ze Schizofrenikami 24 h/dobę (z jednej strony moja "trafiona" żona, a z drugiej /w latach 2004-08/ ponad setka innych ludzi dotkniętych tym fenomenem, z którymi dano mi pracować w psychiatrii społecznej w projektach integracyjnych, gdzie myśl "ważniejsze i pożyteczniejsze dla dotkniętego jest zaangażowanie człowieka, a nie farmakoterapia" przynosiła wspaniałe rezultaty; to tam właśnie nauczono mnie, że psychiatria konwencjonalna nie jest zainteresowana "pozbywaniem się klienteli", ale zrozumiałem to dopiero wtedy, kiedy "klienci" masowo zaczęli odpinać psychiatryczną smycz... Ale to szeroki temat...) i zamiast nazywać mnie fanatykiem proponuję zapoznanie się z materiałami, które do tej pory opublikowałem...Bardo pisze:asias2000, nie wiem, czy kiedykolwiek miałeś kontakt z człowiekiem naprawdę chorym na psychozę lub głęboką depresję.
...Całkiem prawdopodobne, że znajdziemy jeszcze więcej podobieństw, bo i ja nie twierdzę, że należy psychiatrię zlikwidować (szkoda infrastruktury ;-)) )... ale na pewno potrzebna jest radykalna przebudowa jej obecnego stanu (choćby taka prosta, a z pewnością pozwalająca na spojrzenie na ten fenomen z innego punktu widzenia: układanie jakichkolwiek teorii na temat "jak radzić sobie ze Schizofrenią?" należy opierać na bazie doświadczeń ludzi, którym udało sie DOGADAC z tym fenomenem, a nie na bazie tych, którym się nie udało, jak to się czyni obecnie, co przecież nie przynosi pozytywnych rezultatów... no... oprócz takiego, że "pacjent" pozostaje klientem psychiatrii/farmakologii na całe życie... Bo samochodu też nie oddawałbyś do mechanika, który go naprawia twierdząc, że i tak się zepsuje tym bardziej, że gdzieś tam są mechanicy, którzy naprawiają takie same usterki i samochody się nie psują, nieprawdaż?).Bardo pisze:Zgadzam się, że promowanie niektórych nowych schorzeń jak ADHD i szukanie w ten sposób nowego rynku zbytu jest, łagodnie mówiąc, niemoralne.
...Przebywać z nim 24 h na dobę i pomagać znaleźć balans pomiędzy tym światem, który się przed nim otworzył, a tym, widzialnym dla nas wszystkich. Pracować z nim, opierając się na podłożu fenomenologicznym (czyli procesie samopoznawania się na nowo, korzystając z doświadczeń ludzi, którzy przez podobne sytuacje "prześladowcze" przechodzili, jednakże poradzili sobie z nimi bez neuroleptyków), a nie biologicznym (czyli zalecającym psychotropy i nie podejmującym się dyskusji na temat uczuć dotkniętego, które po prostu spycha się na margines choroby przewlekłej, odbierając mu jakąkolwiek nadzieję na przyszłość i pogłębiając go tym samym w myśli: "jesteś i będziesz chory"... bo to kłamstwo! Wielu ludzi świetnie sobie daje ze Schizofrenią radę, żyją szczęśliwie, widzą i czują jedynie więcej niż pozostali. Są inni, ale na pewno nie chorzy!Bardo pisze:Ale proszę, powiedz mi co zrobić dla człowieka, który słyszy prawie bez przerwy głosy, ukrywa się po piwnicach przed rzekomo ścigającą go mafią i widzi wrogów nawet we własnej rodzinie.
) ...Dziękuję, choć przyznam, że na początku nie było łatwo i atmosfera była raczej zewsząd niekorzystna, gdyż dookoła panował straszny nacisk, że to choroba i człowieka należy zamknąć w psychiatryku. Udało się jednak i już po kilku takich 24godzinnych tygodniach non stop z "pacjentem" zaczęło się okazywać, że w tym "szaleństwie" jest więcej sensu niż nonsensu... więcej mądrości, niż głupoty, więcej rozsądku niż jego braku... choć dostrzegałem i dostrzegam po dziś dzień, jak i dlaczego tak wiele poglądów Schizofrenika odbierane jest, jako niewygodne. Ale czy dlatego są niedorzeczne?Bardo pisze:Życzę Ci powodzenia w próbowaniu rzeczowej rozmowy z taką osobą, nawet w najlepszej atmosferz
...jasne :-)) ..Widziałem te przypadki... Najczęściej są to sytuacje, gdzie przywozi się kogoś do psychiatrii, kto przestraszony rozgląda się po twarzach, stojących dookoła niego ludzi, przebranych w białe fartuchy... Po czym któryś podchodzi do "pacjenta" ze strzykawką... Po czym "pacjent" mówi, że nie chce żadnych zastrzyków... Po czym ktoś łapie go za ramię... Po czym "pacjent" zaczyna się wyrywać i trochę głośniej powtarza, że nie chce zastrzyku... Po czym ktoś inny łapie go za drugie ramię... Po czym "pacjent" mocniej się wyrywa i zaczyna krzyczeć: "Zostawcie mnie w spokoju!"... Po czym rzuca się na "pacjenta" kilka osób, z czego jedna wbija igłę (okaleczenie wg. Karty Praw Człowieka na marginesie mówiąc, bo jeden nie chce, drugi, wbrew jego woli, go okalecza kłując)... Po czym "pacjent" ląduje w pasach (znowu wg. Karty Praw Człowieka pozbawienie wolności)... Po czym następuje diagnoza, zaszufladkowanie, stygmatyzacja itd... itd... itd... żeby nie przeciągać jednego z przykładowych opisów, gdzie leki "dobrze się sprawdzają"... bo przykłady można mnożyć.Bardo pisze:W ciężkich przypadkach leki naprawdę dobrze się sprawdzają
...Jedni naukowcy twierdzą, że to "najpoważniejsza choroba psychiczna", inni naukowcy twierdzą, że to w ogóle nie jest choroba. Ci pierwsi opierają swoją wiedzę na doświadczeniach tych dotkniętych, którym się nie udało i mówią, że (najpierw silne otumanienie chemią, a później) "farmakopodtrzymywanie" jest konieczne do końca życia, a ci drudzy na tych, którym udało się znaleźć równowagę i świetnie dają w życiu radę bez farmakologii... Rozumiem, choć pojąć nie mogę, że Ty wybrałeś wersję tych, którym się nie udaje i to nazywasz nauką i na dodatek jesteś pewny, że szerzeniem tej opcji nie szkodzisz innym i nie niszczysz im życia(???!!!)... Ale pojmij, że ja wybrałem wersję tych, którym się udaje i to będę traktował jako naukę... Tym bardziej, że tak moja żona, jak i wielu innych Schizofreników, których poznałem na przestrzeni minionych lat, żyją bez farmakologii i świetnie "poukładali się" z Tym Czymś, czego kiedyś też się bali... I wyobraź sobie, że oni wszyscy, jak jeden mąż twierdzą, że to właśnie psychiatria konwencjonalna i jej koalicja z przemysłem farmakologicznym zniszczyły im kawał życia...Bardo pisze: Jesteś na forum ludzi, którzy w większości są chorzy na najpoważniejszą chorobę psychiczną i łatwo możesz swoimi działaniami zniszczyć komuś życie
...Nagle się nie da... masz rację... i nawet, jak "lekarze"-psychiatrzy zalecą komukolwiek szybszą redukcję, niż o 10% w odstępach 4-6 tygodniowych, to tego nie należy robić, bo rozregulowana chemia zdrowego organizmu szybko da się we znaki, co "lekarz"-psychiatra równie szybko skwituje zdaniem: "A mówiłem, że bez leków się nie da i CHOROBA wróci?" ;-) ...A bez leków się da... Skoro się dało u tak wielu... Nawet zrzeszają się w międzynarodowym ruchu, który prężnie się rozwija... Proponuję tego faktu nie przeoczyć ( http://www.intervoiceonline.org/ ).Bardo pisze:...jeśli po uzyskaniu stabilnej remisji nagle zdecyduje się odstawić leki
...Czegoś nie zrozumiałeś, lub nie chciałeś zrozumieć, że chodziło bardziej o fragment:Bardo pisze:Więc proszę, zastanów się dwa razy zanim porównasz ADHD do schizofrenii.
...a reszta, to komentarz autorki wpisu... owszem... na temat ADHD, bo i ten wymysł był poruszany w artykule, a porównanie do Schizofrenii powinno być rozumiane na zasadzie stwierdzenia:Bardo pisze:Ewa Łazowska napisała: Jestem pełna uznania dla autora za ten artykuł. Nareszcie ktoś ma odwagę na publiczne ujawnienie mechanizmów, dotyczących zapisywania leków psychotropowych
...No, może bez tego "łagodnie mówiąc" ;-)Bardo pisze:że promowanie niektórych /.../ schorzeń /.../ i szukanie w ten sposób nowego rynku zbytu jest, łagodnie mówiąc, niemoralne.
Pozdrawiam
asias2000
Kontakt:
http://www.anty-psychiatria.info
"Kiedy modlisz się - mówisz do Boga. Kiedy Bóg mówi do ciebie - cierpisz na Schizofrenie" - prof. T. Szasz
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Czemu zakładasz, że przyjąłem wersję tych, którym się nie udaje? I po cichu przyjmujesz założenie, że biorący leki należą do tej grupy ludzi? Biorę minimalną dawkę i mam się bardzo dobrze, znam też osoby, które nawet nie zwracają uwagi na to, że biorą leki.
Piszesz o tym, że zauważasz sens w sposobie myślenia "chorych". Masz na myśli także urojenia prześladowcze? Kamery, mikrofony w domu, poczucie bycia śledzonym, tego typu urojenia. Domyślam się, że starasz się dotrzeć do przyczyny powstawania takich myśli. Czy ktokolwiek, z kim pracowałeś miał tego typu urojenia i się ich pozbył bez farmakoterapii? I czy namawiasz ludzi z głosami, które ich wyzywają, żeby się do tego przyzwyczaili? A co z psychozami ponarkotykowymi, czy takim osobom też oferujesz pomoc? Jak to wygląda w wyżej wymienionych przypadkach?
Czy miałeś przypadki, w których po prostu nic już się nie dało zrobić? Jeśli tak, to czy odsyłałeś takich ludzi? I czy miałeś kiedyś do czynienia z agresywnymi "chorymi"?
Piszesz o tym, że leki trzeba odstawiać stopniowo. Zdajesz sobie sprawę, że ktoś po przeczytaniu jednego z Twoich artykułów może nie mając doświadczenia postanowić odstawić nagle i narazić się na niebezpieczeństwo? Zostanie wtedy bez leków i równocześnie całkiem prawdopodobnie bez wsparcia. Może nawet odstawiać stopniowo bez wiedzy lekarza, ale nie będzie wtedy przy nim takiej osoby jak Ty. Widzę tu duże zagrożenie, którego Ty zdajesz się nie dostrzegać.
Wybacz, że tak wiele pytań, ale po prostu mam dużo wątpliwości. Jesteś w to widocznie mocno zaangażowany a takie osoby zazwyczaj starają się pokazywać same pozytywne strony.
Cieszę się, że podjąłeś rzeczową dyskusję, bo pierwszy Twój post w tym wątku zawierający próbę personalnego ataku dosyć negatywnie mnie nastawił.
Piszesz o tym, że zauważasz sens w sposobie myślenia "chorych". Masz na myśli także urojenia prześladowcze? Kamery, mikrofony w domu, poczucie bycia śledzonym, tego typu urojenia. Domyślam się, że starasz się dotrzeć do przyczyny powstawania takich myśli. Czy ktokolwiek, z kim pracowałeś miał tego typu urojenia i się ich pozbył bez farmakoterapii? I czy namawiasz ludzi z głosami, które ich wyzywają, żeby się do tego przyzwyczaili? A co z psychozami ponarkotykowymi, czy takim osobom też oferujesz pomoc? Jak to wygląda w wyżej wymienionych przypadkach?
Czy miałeś przypadki, w których po prostu nic już się nie dało zrobić? Jeśli tak, to czy odsyłałeś takich ludzi? I czy miałeś kiedyś do czynienia z agresywnymi "chorymi"?
Piszesz o tym, że leki trzeba odstawiać stopniowo. Zdajesz sobie sprawę, że ktoś po przeczytaniu jednego z Twoich artykułów może nie mając doświadczenia postanowić odstawić nagle i narazić się na niebezpieczeństwo? Zostanie wtedy bez leków i równocześnie całkiem prawdopodobnie bez wsparcia. Może nawet odstawiać stopniowo bez wiedzy lekarza, ale nie będzie wtedy przy nim takiej osoby jak Ty. Widzę tu duże zagrożenie, którego Ty zdajesz się nie dostrzegać.
Wybacz, że tak wiele pytań, ale po prostu mam dużo wątpliwości. Jesteś w to widocznie mocno zaangażowany a takie osoby zazwyczaj starają się pokazywać same pozytywne strony.
Cieszę się, że podjąłeś rzeczową dyskusję, bo pierwszy Twój post w tym wątku zawierający próbę personalnego ataku dosyć negatywnie mnie nastawił.
-
- antypsychiatra
- Posty: 67
- Rejestracja: śr paź 15, 2008 2:02 pm
- Lokalizacja: Berlin
- Kontakt:
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Czemu zakładasz, że przyjąłem wersję tych, którym się nie udaje?
Schizofrenię nazywasz „najpoważniejszą chorobą psychiczną” i bierzesz neuroleptyki, więc nic mi tu do zakładania, po jakiej stronie się opowiadasz, gdyż sam wypowiadasz się w tej kwestii jasno.... Ci, którzy przestali brać, uwierzyli w wersję, że można też żyć bez leków i ich wersja jest dla mnie z reguły lepsza, bo nie potrzebna jest przy tym mocno szkodliwa w skutkach ubocznych „podpórka chemiczna”, która (jak wiesz) rozstraja naturalną pracę mózgu. O samym mózgu człowiek wiemy jeszcze tak niewiele, że eksperymenty na nim robione szybko mogą się stać wielką zbrodnią, jak choćby w przypadku nagrodzonej nawet nagrodą Nobla lobotomii (dla zobrazowania: ...wiem, że samochód ma silnik, podwozie, karoserię itd., itp., ale, jeśli mam tylko pojęcie o tym wytworze tylko w 7-10% to czy będę potrafił go zreperować, jeśli pozostałe 90-93% to dla mnie „czarna magia”? Nie... A to właśnie próbuje się robić z naszym mózgiem mówiąc zarazem, że nasza wiedza o nim stanęła gdzieś na poziomie 7-10%...).
Znam też osoby, które nawet nie zwracają uwagi na to, że biorą leki.
Ja również, ale z cicho wypowiadanych pragnień każdej z nich wynika, że marzą o tym, aby przestać je brać...
Biorę minimalną dawkę i mam się bardzo dobrze.
Mogę starać się uwierzyć, że w niektórych przypadkach tak jest... Trudno sobie jednak wyobrazić, aby ktoś z jednej strony określał się nosicielem „najpoważniejszej choroby psychicznej”, z którą wciąż związana jest stygmatyzacja i tyle różnych przeszkód w życiu codziennym i zarazem miewał się bardzo dobrze tym bardziej, że to pojęcie jest relatywne.
Zauważasz sens w sposobie myślenia "chorych"? (Jak to?)
Tak. Twierdzę, że podczas przebywania non stop ze Schizofrenikiem „normalny” człowiek może zacząć zauważać więcej sensu, niż nonsensu w Jego rozważaniach i postępowaniu, przy założeniu oczywiście, że po 1/ praca mózgu Dotkniętego nie jest zakłócona żadną nienaturalną chemią i po 2/ „Normalny” jest otwarty na poszerzanie własnej świadomości. Określając jednak z góry jakiekolwiek przeżycia Dotkniętego, jako „urojenia”, sygnalizujemy brak gotowości na takie jej poszerzanie, co skolei powoduje w Nim blokadę („...nie wierzysz, to już ci nic nie powiem...”) i nawiązanie jakiegokolwiek kontaktu staje się zazwyczaj nieodwracalnie niemożliwe, w związku z czym Dotknięty pędzie wraz ze swoimi myślami/Głosami w jedną stronę, nie zwracając na nas już uwagi, a my w drugą, widząc jedynie nonsens w Jego postępowaniu, choć nie wiemy, co się z nim dzieje, bo przecież przestał nas informować i zaczął traktować nas wrogo. Szkoda, że nie zauważamy, że w rzeczywistości stajemy się wobec Niego wrodzy, skoro zaczynamy dostrzegać tylko nonsens, czyli nie akceptujemy i nie chcemy tolerować jego nagłej inności sensu jej przecież nie rozumiejąc.
Masz na myśli także urojenia prześladowcze? Kamery, mikrofony w domu, poczucie bycia śledzonym, tego typu urojenia?
Tutaj, zakładając, że wyżej wymienione 2 warunki są spełnione, to samo! Sensem tego rodzaju przeżyć może być to, co próbuje nam przekazać każda religia (dystansuję się od wszystkich z osobna i razem wziętych, żeby nie było... :-) ), że nie ma rzeczy ukrytych, które nie staną się ujawnione. Większość naszych babci, czy prababci niejednokrotnie powtarza(ła), że „uważaj, bo Bozia wszystko widzi”.
Przeważająca część osób dotkniętych uważa na początku swoje doznania za wyjątkowe, pozaziemskie i zafascynowana jest nagłym dostępem do innego świata(tów), co nazywane jest „euforią”. Osoba dotknięta, która dopiero pod NASZYM naciskiem, na skutek NASZEGO braku wiary i powtarzaniem stwierdzeń typu: „zwariowałeś!”, szybko gubi się w wielości tych wszystkich przeżyć/doznań, i zaczyna coraz więcej z pojawiających się symboli dopasowywać tylko do głęboko utrwalonego w jej dotychczasowej świadomości świata materialnego (ktoś podgląda? – musi mieć kamerę! Ktoś podsłuchuje? – musi mieć mikrofon! Ktoś obserwuje moje poczynania? – musi mnie śledzić! itd.). W ten sposób, pragnąc się dopasować do NASZEGO postrzegania rzeczywistości, bo „wariatem” nikt nie chce przecież być, początkowe przeżycie duchowe, to poczucie, że wszystko, co robi jest obserwowane przez jakąś siłę nadprzyrodzoną, szybko może przerodzić się w nonsens, gdyż Dotknięty zaczyna to przypisywać czynnikom ziemskim. I dopiero w tej fazie pojawiają się wymysły takie, jak bycie obserwowanym przez CIA, KGB czy Mosad, a zanika początkowa wiara we wszystkowiedzące, -widzące i -słyszące siły niematerialne – tzw. Bóg, anioły, istoty pozaziemskie, czy jakaś tam energia nadprzyrodzona itp. (tu nazewnictwo, jak wiemy, jest różne i zależy od wielu czynników, choćby kulturowego, bo muzułmanin nazwie to Allahem, Dżinem itp.). Ale wszędzie i we wszystkich relacjach o początkach pojawienia się Schizofrenii znajdziemy wspólny mianownik: „siła nadprzyrodzona / boskość / niewyjaśniony fenomen” ...).
Dlatego twierdzę, że absolutnie DESTRUKCYJNE i błędne jest dotychczasowe stanowisko psychiatrii konwencjonalnej, i nazywanie od początku do końca przeżyć/doznań Dotkniętego „halucynacjami” i „urojeniami”. To właśnie to spycha te osoby w osamotnienie, powoduje dla nich groźne i wywołujące strach sytuacje, gdyż na skutek propagowanego i mocno utartego w świadomości społeczeństw hasła „to wariat” nie mają Oni ani możliwości refleksji swoich doświadczeń, ani skonfrontowania ich z kimkolwiek, co jak wiadomo dałoby Im możliwość znalezienia równowagi. I tak: Normalny dalej nic nie wie o Schizofrenii, a Dotknięty nic nie mówi, bo z jednej strony boi się, że usłyszy „wariat”, a z drugiej – sam często gdzieś ląduje w ślepej uliczce. Bo samemu jest mu niezmiernie trudno znaleźć właściwą drogę.
W broszurce „Głos Wewnętrzny” (o studiach prof. Romme z Uniwersytetu Maastricht) Paul Baker problem ten wyjaśnia następującym przykładem: „Georg ciągle przysłuchuje się Głosom. Są one nawet przyjemne, często pojawiają się jednak także te nieprzyjazne i przeszkadzają mu wtedy, kiedy chce on się skoncentrować nad czymś interesującym w otaczającym go świecie realnym, na przykład interesującym spotkaniem. Próbuje on często prowadzić rozmowy na temat tych przeżyć z fachowcami medycznymi. Chce on z nimi przedyskutować, o czym mówią do niego Głosy i co to może oznaczać; ale mówi się mu, że są to tylko symptomy choroby, które ma on ignorować, jak tylko się da. Ale Głosy mówią do niego również rzeczy trafne i ważne Jak ma on więc wierzyć, że to jedynie skutek choroby i jest tak mało ważne, jak chrypka! W tym otoczeniu Georg dowie się więc, że cała rada będzie polegała na tym, aby w miarę możliwości w ogóle nie rozmawiać o Głosach, a jego przeżycia są mało istotne.
/.../ Romme, bazując na swoich badaniach, daje zupełnie inną odpowiedź, niż medycyna; swoje zrozumienie dla słyszenia Głosów nabył on właśnie dzięki systematycznym wywiadom z samymi dotkniętymi. Po prostu pytał: Kiedy to się zaczęło z Głosami? Ile Głosów słyszysz? Jak często Je słyszysz? Jak myślisz, co mogą Głosy oznaczać? O czym mówią Głosy? Co ci pomaga? Itd.
Aż dziwne się wydaje, że wcześniej nikt systematycznie nie przeprowadzał takich wywiadów; a bezpośrednie, subiektywne doświadczenia osób słyszących Głosy pozostawały wciąż poza uwagą. Romme doszedł do wniosku, że określanie słyszenia Głosów, jako symptomu choroby oraz lekceważenie ich zawartości jest mało pomocne, a wręcz szkodliwe – a lekceważenie ich (wraz z dawkami psychofarmaków przez dłuższy okres czasu) możne Głosy pogorszyć. Poza tym jest możliwe, że to zupełnie błędne spojrzenie na sprawę chociażby dlatego, że jest wielu ludzi, którzy – nietknięci przez psychiatrię – żyją z Głosami i bardzo dobrze zrozumieli, jak z tymi przeżyciami żyć. Romme stwierdza, że problem nie leży w tym, że ktoś słyszy Głosy, a w tym, że źle się z nimi obchodzimy i poza tym tak psychoza, jak i neuroza stoją w bezpośrednim powiązaniu z historią życia każdego z osobna." (koniec cytatu...)
A przecież po 1/ prawdą może też być, że jest jakaś siła nadprzyrodzona, którą w chrześcijaństwie np. nazwano „Bóg” (żeby już nie debatować nad nazewnictwem, pozwolę sobie z tego określenia skorzystać), która jest w stanie obserwować nasze poczynania o czym mówią choćby tysiące księży w kościołach; no tak... ale im wolno i nie mówi się, że mają Schizofrenię... (dlaczego?) ...po /2 wychodzenie z założenia, że tylko my we wszechświecie jesteśmy na tyle inteligentni i tylko nas stać na to, aby zafundować sobie np. akwarium, i obserwując rybki, decydować o ich otoczeniu, jest mało prawdopodobne; po 3/ mistycznych doznań przedstawicieli naszego gatunku było i jest na świecie już tyle, że mało kto tak naprawdę wierzy, że jesteśmy we wszechświecie sami, a jeśli ktoś wierzy, że nie sami, ale jednak „najmądrzejsi”, to... przecież może się mylić, bo może być i tak, że też jesteśmy takimi „rybkami” w akwarium jakiejś wciąż dla nas niepojętej, wyższej formy bytu... Wiem, wiem... Nie potwierdzone naukowo... Ale wiem też, że i obalić nie ma jak ;-). I po 4/ wreszcie: jeżeli chcemy z czymkolwiek się zaaranżować (w tym wypadku z doznaniami osoby, która twierdzi, że słyszy Głosy), to musimy to skutecznie włączyć w nasze życie i świadomie zaakceptować.
Czy ktokolwiek, z kim pracowałeś miał tego typu urojenia i się ich pozbył bez farmakoterapii?
Tak, oczywiście. Dodam, że bez farmakoterapii funkcjonowanie osoby dotkniętej fenomenem Schizofrenii jest o wiele łatwiejsze i proces samopoznania, który musi przejść każdy „nowo narodzony” Schizofrenik przebiega na zupełnie innej płaszczyźnie, bo bez chemicznych zakłóceń. Proces ten to wielomiesięczne, dociekliwe poszukiwania i „grzebanie” w takich dziedzinach, jak filozofia, religioznawstwo, językoznawstwo czy historia, a nie chemia i jakieś robótki ręczne (nazywane terapią /sic!/), bo nie o ręce i ich motorykę chodzi, a o mózg i obszary, które się nieoczekiwanie uaktywniły, o przemyślenia i doznania, które należy tak dopasować do widzialnej dla wszystkich rzeczywistości i tak zharmonizować, aby nikt już nie mówił, że jesteś chory na „najpoważniejszą chorobę psychiczną” tylko dlatego, że widzisz, słyszysz i czujesz więcej. Przecież o małpie też nie mówimy, że jest kaleką, bo ma w jednej kończynie funkcyjność i ręki i nogi.
Czy namawiasz ludzi z głosami, które ich wyzywają, żeby się do tego przyzwyczaili?
Nie. Po 1/ ja staram się nie namawiać nikogo do niczego. Każdy jest kowalem własnego losu i stoi przed wyborami, które dopasowane są do jego doświadczeń, w jego otoczeniu. Jeśli jednak ktoś zadaje pytanie: „Co mam robić, kiedy głosy mnie wyzywają?” - opowiadam, jak udało się to innym i na bazie jakich poczynań.
Nie można się przyzwyczaić do wyzwisk; nikt z nas nie lubi być wyzywanym. W takiej sytuacji potrzebne są inne pytania, które trzeba skierować do samego siebie: czy aby ja nikogo nie wyzywam? Czy ja nikogo nie wyzywałem? Boli mnie, jak mnie ktoś (coś) wyzywa? Mogło też boleć tych, których wyzywam(łem)? Jeśli Głosy wyzywają, to z pewnością trzeba się zastanowić i próbować pytać za co i dlaczego? Jako Schizofrenik wiesz, że oprócz tych wyzwisk, pojawiają się też mentalne powroty do przeszłości (czyli z jednej strony jesteś wyzywany, ale z drugiej przypomina Ci się w głowie sytuacja sprzed X lat, kiedy w jakiejś tam scenie z Twojego życia obraziłeś kogoś lub skrzywdziłeś nieprzemyślanym słowem lub czynem). To właśnie o te „powroty do przeszłości” chodzi podczas tych wyzwisk. O przemyślenie, gdzie wtedy popełniłem błąd? Kogo wtedy wyzwałem? Kogo obraziłem? Może jednym nieprzemyślanym warknięciem na kogoś, np: „odpieprz się ty pijacka mordo” spowodowałem, że czyjeś życie stało się od tego momentu koszmarem? Może powiedziałem do kogoś „spadaj ty grubasie” i w ten sposób skrzywdziłem tego kogoś na następne naście lat, wpędzając go w wielki kompleks, który już wkrótce spowodował u niego załamanie psychiczne, wzbudził nienawiść do szczuplejszych, czy inny negatywny zwrot w jego życiu...
Przyczyn może być wiele. Ważne jest, aby zrozumieć to, jako coś w rodzaju „pralki” i nie bać się „prania” w niej naszej przeszłości. Dotknięci mają na początku spory problem bo okazuje się, że tych przewinień z przeszłości jest więcej i więcej, i ciągle pojawiają się nowe lub niektóre stare wciąż powracają. Zgadza się! Tak może być, bo sporo tych przewinień mamy na sumieniu, jak wiadomo. Trzeba zrozumieć, że w tym „wypominaniu” przeszłości nie chodzi jedynie o o nasze czyny i wypowiedziane słowa, ale również o myśli. Bo jest np. tak, że ktoś mówi: „już od wczoraj mnie głosy męczą, że wtedy z Markiem postąpiłem tak czy siak... a to przecież nie jest prawdą. ja wcale tak nie zrobiłem, ani tego nie powiedziałem... wtedy postąpiłem tak i owak, doskonale to pamiętam”... Ale kiedy pojawiło się pytanie: „a nie mogło być tak, że miałeś takie myśli?” Odpowiedź zazwyczaj brzmiała: „No tak... To fakt”.
Dlatego nie zastanawiajmy się li tylko nad czynami, ale też nad myślami; tymi starymi i tymi, które przeplatają się przez nasz mózg teraz i pamiętajmy, że, skoro wszystko dzieje się w myślach, analiza („przepierka”) również i nich dotyczy.
I tak w przypadku ubliżających głosów pomagały następujące zasady, które trzeba w sobie wytrenować (oczywiście mówię o podstawach, gdyż niuanse indywidualne istnieją, jak przy wszystkich innych propozycjach rozwiązań):
1/ nie bać się takiej formy „ochrzanu”; uświadomić sobie, że nie ważny jest ton, czy szepczą, czy wrzeszczą, bo nie o formę przekazu chodzi, a o jej treść (czyli zastanawiaj się nad tym, za co Cię opieprza(ją), a nie nad tym, jak Cię opieprza(ją);
2/ jak już zrozumiałeś za co cię wyzywają, to wracając w myślach do danej sceny nie zastanawiaj się po czyjej stronie mogła leżeć wina, że był konflikt, a zastanawiaj się nad pytaniem: gdzie ja popełniłem błąd, że był konflikt? Bo to właśnie Twoje życie jest przerabiane i Twoje błędy, a nie współuczestników danej sytuacji;
3/ jak już zrozumiesz swój błąd to pamiętaj, że nikt nie wytykał Ci go po to, abyś się teraz załamywał i przez następne tygodnie (czasami miesiące i lata, jak w wielu przypadkach bywa) leżał załamany, że kogoś zraniłeś. Zrozumienie tego błędu było potrzebne, abyś:
--->a) przeprosił zań osobę/osoby, którą/które skrzywdziłeś (szczerze, serdecznie i z szacunkiem /nie znaczy, że musisz tą osobę odnaleźć i ją przeprosić osobiście, bo ”pranie przeszłości” odbywa się cały czas w Twojej głowie, więc zazwyczaj i w myślach wystarczy to szczerz uczynić/);
--->b) abyś pojmując ten błąd starał się od natychmiast nie robić podobnych w teraźniejszości i w końcu:
--->c) abyś równie szczerze wybaczył popełnienie tego błędu samemu sobie, bo w końcu nie pojawił się w Twoim życiu na darmo, a po to, by uczyć Cię uczuć.
Z naszych doświadczeń wynika, że właściwie wszyscy pojawiają się z problemem, że tych myśli, tych przykrych bądź co bądź wspomnień, które nieustannie napływają, jest tak wiele, że w głowie panuje i zagaszcza na stałe jeden wielki chaos. Tak, zgadza się! Ale spróbujmy sobie wyobrazić to tak, że jesteśmy lekarzem, a wszystkie te myśli to pacjenci. Co robi lekarz? Wpuszcza do swojego gabinetu wszystkich pacjentów na raz? Nie! Do gabinetu pacjenci wchodzą po kolei. I tak należy też postępować z myślami. Przypomina się np. jakaś nieprzyjemna sytuacja z Kowalskim? To skoncentrujmy się na tym wspomnieniu i przerabiajmy je tak długo, aż rzeczywiście i szczerze dostrzeżemy nasze błędy, przeprosimy za nie Marka, wybaczymy ten błąd też sobie i utrwalimy go w pamięci, ale już tylko po to, aby korzystać z niego, jako ważnego doświadczenia i nie popełniać go w przyszłości. Dopiero wtedy można wpuszczać następną myśl i tak po kolei. Próbujcie – zobaczycie, że się da, a chaos skończy się tym szybciej, im prędzej „wypierzecie” powracającą w ten sposób przeszłość. I nie załamujcie się, kiedy jakaś myśl powraca pomimo tego, że niby ją już „wypraliście”. Przyjrzyjcie się danej sytuacji jeszcze i jeszcze raz, a na pewno znajdziecie jakieś kolejne małe świństewko, którego byliście wtedy autorem...
I jeszcze jedna uwaga, bo tu też każdy miał z tym problem: nie oczekujcie, że wszystko się zmieni z dnia na dzień. Musicie się uzbroić w cierpliwość, bo do przerobienia jest zazwyczaj wiele lat i wiele naszych przewinień, więc ta „przepierka” może trwać długo. Najważniejsze, aby podczas tej „przepierki” szukać winy w sobie, nie w innych i zadawać pytania: co zrobiłem źle i gdzie jeszcze mogłem postąpić źle, skoro myśl powróciła? I naprawdę nic nie da odpychanie jakiejkolwiek sceny i stwierdzenie: „no nieee... tutaj to ja na pewno nie zawiniłam/łem, tu Marek był winny...”, bo takiej możliwości nie ma i zawsze chodzi o NASZ błąd, nie o błędy innych. Powtarzam to, bo wiem, że właśnie takie uparte powtarzanie, że „to nie ja, a kto inny był winny”, powoduje ugrzęźnięcie w miejscu. A przecież o rozwój chodzi.
A co z psychozami ponarkotykowymi, czy takim osobom też oferujesz pomoc? Jak to wygląda w tych przypadkach?
Tak, choć w tekście tym słowo „pomóc” należy raczej zamienić na słowo „doradzić”, bo pomoc wyobrażam sobie tylko wtedy, kiedy jest jakiś „ośrodek”, ktoś pojawia się z tzw. psychozą ponarkotykową i wspólnymi siłami pracujemy nad tym zachwianiem, które dla Dotkniętego stało się problemem, żeby jak najszybciej zaczynał radzić sobie z tym sam.
Ogólnie rzecz biorąc: nie dzielę tego rodzaju „problemów” na różne, co chętnie czyni psychiatria konwencjonalna, wciąż wymyślając nowe podzespoły. Jak już wspomniałem wszędzie jest wspólny mianownik – spotkanie z czymś do tej pory nieznanym. I bez względu na to, czy psychoza spowodowana jest przeżyciami traumatycznymi, spożyciem narkotyków, ale też samotnością, śmiercią bliskich lub innymi wydarzeniami, czy są skutkiem przemocy, molestowania tortur itd., itp., we wszystkich tych przypadkach jej symptomy są przecież takie same. Pojawiają się Głosy/natłok myśli, pojawia się uczucie bycia obserwowanym/prześladowanym, pojawiają się stany manii (tak nazywa to psychiatria), przynależności do jakiegoś innego wymiaru i w końcu depresja. Wszystkie te przypadki traktujemy więc z gruntu tak samo, czyli wciąż z płaszczyzny fenomenologicznej, a nie biologicznej.
Czy miałeś przypadki, w których po prostu nic już się nie dało zrobić? Jeśli tak, to czy odsyłałeś takich ludzi?
Uważam, że nie ma takich przypadków; ja przynajmniej się z taką osobą nie spotkałem. Faktem jest, że wiele osób, z którymi dano mi pracować były wg. opinii psychiatrii już przekreślone, jako beznadziejne. Ale nie! Zawsze w dość szybkim tempie dochodziło do pozytywnych zmian (ku niezadowoleniu psychiatrów trzeba dodać...) ...I nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby odsyłać kogokolwiek gdziekolwiek. Takiemu człowiekowi, który nie chce podjąć się współpracy, można jedynie dać „święty spokój... Podejmując się wyzwania pracy z ludźmi doświadczonymi Schizofrenią zdawałem sobie sprawę, że nie może być takiej opcji.
Czy miałeś kiedyś do czynienia z agresywnymi "chorymi"?
(śmiech... śmiech...) Owszem. Na przestrzeni tych prawie 5 lat całe 3 razy i w dwóch przypadkach skończyło się zastygnięciem „przeciwnika” (śmiech...) na wysokości „nos w nos”, a w jednym za złapanie mnie „za klapy”. Jeden przeprosił po 2 dniach, drugi po tygodniu, a trzeci, ten z klapami - po 1,5 miesiąca prosząc mnie zarazem, żebym przyjął od niego w prezencie rower (śmiech...); odmówiłem oczywiście również przepraszając... Nieporównywalnie częściej miałem i mam do czynienia na co dzień z agresywnymi „zdrowymi”.
Piszesz o tym, że leki trzeba odstawiać stopniowo. Zdajesz sobie sprawę, że ktoś po przeczytaniu jednego z Twoich artykułów może nie mając doświadczenia postanowić odstawić nagle i narazić się na niebezpieczeństwo? Zostanie wtedy bez leków i równocześnie całkiem prawdopodobnie bez wsparcia. Może nawet odstawiać stopniowo bez wiedzy lekarza, ale nie będzie wtedy przy nim takiej osoby jak Ty. Widzę tu duże zagrożenie, którego Ty zdajesz się nie dostrzegać.
Ogólnie rzecz biorąc największym zagrożeniem są psychotropy i proszę zwrócić uwagę, że w ulotkach informacyjnych tam, gdzie pisze się o skutkach ubocznych jest cała lista takich symptomów, które znajdziesz też na liście symptomów samej „choroby”. Szkoda, że mało kto to zauważa łykając te tabletki, a stany lękowe, które później powstają, zwala się na rzekomą „chorobę”. Co do kwestii braku wsparcia ze strony bliskich... Owszem. To właśnie jest tragiczne i jeszcze większe zagrożenie. Ale pamiętajmy, że wywodzi się to z głęboko utrwalonego w świadomości opinii publicznej wyimaginowanego poglądu, że stan, w którym znalazł się Dotknięty, jest „najpoważniejszą chorobą psychiczną”. Dlatego nie można ustać w dyskusji i szerzeniu innego spojrzenia na temat tego fenomenu dopóty, dopóki rodziny osób dotkniętych nie zaczną interesować się swymi bliskimi inaczej. Do tej pory z powodu manipulacji psychiatryczno-farmakologiczno-teologicznej i braku wiedzy na temat innych teorii, niż te z psychiatrycznej półki, przekazuje się ich w ręce psychiatrii, i to jest dla mnie największe nieporozumienie, jakie dostrzegam w tej kwestii.
Wracając już do pierwszej części Twojego pytania... Dlatego też piszę, jak sam zauważyłeś, żeby nie odstawiać leków nagle, więc zarzut pod moim adresem, że ktoś z mojego powodu odstawi je nagle, jest trochę nie na miejscu. Po 1/ wierzę w inteligencję Schizofreników i po 2/ ci, którzy postanowią inaczej i tak uczyniliby to bez czytania moich artykułów a to ze względu na własne zdanie; bo przecież i moje o konieczności stopniowego odstawiania zlekceważyli.
Ale dobrze, że poruszasz ten temat, choć trochę wyrwałeś z kontekstu... Temat jest ważny, bo jak wiemy przeważająca część Dotkniętych marzy o odstawieniu leków i zazwyczaj je odstawia (i to w tajemnicy) bez konsultacji z kimkolwiek. Dlatego pisząc o tym, odnoszę się właśnie do tych, którzy zanim przeczytali jakikolwiek mój artykuł leki albo i tak chcieli samodzielnie odstawić, albo już je odstawili. Ostrzegam przed tego rodzaju postępowaniem i we wszystkich rozmowach wyhamowuję tego rodzaju zapały nawołując, aby w pierwszej kolejności zajęli się uporządkowywaniem myśli, których niezrozumienie doprowadziło do decyzji o ich przyjmowaniu. Dopiero wtedy, kiedy „przepierka” tych myśli, przeszłości, o której wspominałem wyżej, odniesie skutek i uspokoją się, a ten wewnętrzny spokój pojawi się najpierw na jakąś chwilę, a później na coraz dłużej, aż nastąpi rozsądna stabilność proponuję, aby poruszyć temat najpierw z rodziną, a potem skolei, kiedy już w rodzinie znajdziemy sprzymierzeńca, z lekarzem prowadzącym. Lekarze zazwyczaj przystają wtedy na prośbę „pacjenta” tym bardziej, że pojawiamy się w towarzystwie osoby bliskiej, która potwierdza, że proces odstawiania będzie odbywał się „pod wspólną kontrolą” (oni lubią to słowo). Upominam wręcz, żeby nie przystawać na pojawiające się wtedy propozycje lekarza typu: „no OK, to spróbujmy zredukować o połowę”, gdyż taka opcja nieuchronnie doprowadzi zainteresowanego do wszelkiego rodzaju zachwiań. Trzeba bowiem pamiętać, że jeżeli chemicznie blokowano nam dopaminę (czy cokolwiek), to organizm automatycznie próbował ją doprudukowywać. Nagłe odstawienie leku spowoduje sytuację podobną np. do wysadzenia tamy, która blokowała duże pokłady wody i woda runie, zalewając okolice... Taka deregulacja chemiczna w organizmie doprowadzi nieuchronnie do różnego rodzaju zachwiań i dysfunkcji, a my (przyzwyczajeni do odbierania wszystkiego przez pryzmat choroby) przypiszemy to błędnie Schizofrenii.
Na podstawie relacji Dotkniętych, którzy poradzili sobie z odstawieniem neuroleptyków i nie biorą ich od wielu lat, udało się nam ustalić sensownie funkcjonującą formułkę 10-procentowej redukcji w odstępach 4-6 tygodni. Więc namawiamy nawet do wolniejszego odstawiania leków, niż proponują to zazwyczaj psychiatrzy.
Wybacz, że tak wiele pytań, ale po prostu mam dużo wątpliwości. Jesteś w to widocznie mocno zaangażowany a takie osoby zazwyczaj starają się pokazywać same pozytywne strony.
Stawianie pytań jest nam wszystkim potrzebne tym bardziej, że dopiero żywą i rzeczową dyskusją będziemy mogli przyciągnąć uwagę społeczeństwa, które przecież tematem się nie interesuje. Bo tak z ręką na sercu to kto interesował się tym, co robi psychiatria i co się w za jej murami dzieje, zanim problem pojawił się bezpośrednio (oprócz profesjonalistów). A dalej: zgadzam się, jestem w to mocno zaangażowany (bo mam lustro i trudno było by mi w nie spoglądać, gdybym nie angażował się milcząc, pomimo nabytej w ciągu minionych 9 lat wiedzy). A że staram się pokazywać pozytywne strony? Tak! Bo na nich powinniśmy zacząć wszyscy opierać swoje przemyślenia na temat fenomenu Schizofrenii, aby łatwiej i wspólnymi siłami udało nam się przezwyciężyć jej strony negatywne... Jeżeli takie miałyby się wtedy jeszcze pojawiać.
Cieszę się, że podjąłeś rzeczową dyskusję, bo pierwszy Twój post w tym wątku zawierający próbę personalnego ataku dosyć negatywnie mnie nastawił.
Wybacz, jeśli Cię uraziłem, nie miałem takiego zamiaru. Również wyrażam radość z podjęcia rzeczowej dyskusji i nadzieję, że wątek będziemy kontynuować w szerszym gronie.
Pozdrawiam serdecznie
asias2000
Kontakt:
http://www.anty-psychiatria-info
Schizofrenię nazywasz „najpoważniejszą chorobą psychiczną” i bierzesz neuroleptyki, więc nic mi tu do zakładania, po jakiej stronie się opowiadasz, gdyż sam wypowiadasz się w tej kwestii jasno.... Ci, którzy przestali brać, uwierzyli w wersję, że można też żyć bez leków i ich wersja jest dla mnie z reguły lepsza, bo nie potrzebna jest przy tym mocno szkodliwa w skutkach ubocznych „podpórka chemiczna”, która (jak wiesz) rozstraja naturalną pracę mózgu. O samym mózgu człowiek wiemy jeszcze tak niewiele, że eksperymenty na nim robione szybko mogą się stać wielką zbrodnią, jak choćby w przypadku nagrodzonej nawet nagrodą Nobla lobotomii (dla zobrazowania: ...wiem, że samochód ma silnik, podwozie, karoserię itd., itp., ale, jeśli mam tylko pojęcie o tym wytworze tylko w 7-10% to czy będę potrafił go zreperować, jeśli pozostałe 90-93% to dla mnie „czarna magia”? Nie... A to właśnie próbuje się robić z naszym mózgiem mówiąc zarazem, że nasza wiedza o nim stanęła gdzieś na poziomie 7-10%...).
Znam też osoby, które nawet nie zwracają uwagi na to, że biorą leki.
Ja również, ale z cicho wypowiadanych pragnień każdej z nich wynika, że marzą o tym, aby przestać je brać...
Biorę minimalną dawkę i mam się bardzo dobrze.
Mogę starać się uwierzyć, że w niektórych przypadkach tak jest... Trudno sobie jednak wyobrazić, aby ktoś z jednej strony określał się nosicielem „najpoważniejszej choroby psychicznej”, z którą wciąż związana jest stygmatyzacja i tyle różnych przeszkód w życiu codziennym i zarazem miewał się bardzo dobrze tym bardziej, że to pojęcie jest relatywne.
Zauważasz sens w sposobie myślenia "chorych"? (Jak to?)
Tak. Twierdzę, że podczas przebywania non stop ze Schizofrenikiem „normalny” człowiek może zacząć zauważać więcej sensu, niż nonsensu w Jego rozważaniach i postępowaniu, przy założeniu oczywiście, że po 1/ praca mózgu Dotkniętego nie jest zakłócona żadną nienaturalną chemią i po 2/ „Normalny” jest otwarty na poszerzanie własnej świadomości. Określając jednak z góry jakiekolwiek przeżycia Dotkniętego, jako „urojenia”, sygnalizujemy brak gotowości na takie jej poszerzanie, co skolei powoduje w Nim blokadę („...nie wierzysz, to już ci nic nie powiem...”) i nawiązanie jakiegokolwiek kontaktu staje się zazwyczaj nieodwracalnie niemożliwe, w związku z czym Dotknięty pędzie wraz ze swoimi myślami/Głosami w jedną stronę, nie zwracając na nas już uwagi, a my w drugą, widząc jedynie nonsens w Jego postępowaniu, choć nie wiemy, co się z nim dzieje, bo przecież przestał nas informować i zaczął traktować nas wrogo. Szkoda, że nie zauważamy, że w rzeczywistości stajemy się wobec Niego wrodzy, skoro zaczynamy dostrzegać tylko nonsens, czyli nie akceptujemy i nie chcemy tolerować jego nagłej inności sensu jej przecież nie rozumiejąc.
Masz na myśli także urojenia prześladowcze? Kamery, mikrofony w domu, poczucie bycia śledzonym, tego typu urojenia?
Tutaj, zakładając, że wyżej wymienione 2 warunki są spełnione, to samo! Sensem tego rodzaju przeżyć może być to, co próbuje nam przekazać każda religia (dystansuję się od wszystkich z osobna i razem wziętych, żeby nie było... :-) ), że nie ma rzeczy ukrytych, które nie staną się ujawnione. Większość naszych babci, czy prababci niejednokrotnie powtarza(ła), że „uważaj, bo Bozia wszystko widzi”.
Przeważająca część osób dotkniętych uważa na początku swoje doznania za wyjątkowe, pozaziemskie i zafascynowana jest nagłym dostępem do innego świata(tów), co nazywane jest „euforią”. Osoba dotknięta, która dopiero pod NASZYM naciskiem, na skutek NASZEGO braku wiary i powtarzaniem stwierdzeń typu: „zwariowałeś!”, szybko gubi się w wielości tych wszystkich przeżyć/doznań, i zaczyna coraz więcej z pojawiających się symboli dopasowywać tylko do głęboko utrwalonego w jej dotychczasowej świadomości świata materialnego (ktoś podgląda? – musi mieć kamerę! Ktoś podsłuchuje? – musi mieć mikrofon! Ktoś obserwuje moje poczynania? – musi mnie śledzić! itd.). W ten sposób, pragnąc się dopasować do NASZEGO postrzegania rzeczywistości, bo „wariatem” nikt nie chce przecież być, początkowe przeżycie duchowe, to poczucie, że wszystko, co robi jest obserwowane przez jakąś siłę nadprzyrodzoną, szybko może przerodzić się w nonsens, gdyż Dotknięty zaczyna to przypisywać czynnikom ziemskim. I dopiero w tej fazie pojawiają się wymysły takie, jak bycie obserwowanym przez CIA, KGB czy Mosad, a zanika początkowa wiara we wszystkowiedzące, -widzące i -słyszące siły niematerialne – tzw. Bóg, anioły, istoty pozaziemskie, czy jakaś tam energia nadprzyrodzona itp. (tu nazewnictwo, jak wiemy, jest różne i zależy od wielu czynników, choćby kulturowego, bo muzułmanin nazwie to Allahem, Dżinem itp.). Ale wszędzie i we wszystkich relacjach o początkach pojawienia się Schizofrenii znajdziemy wspólny mianownik: „siła nadprzyrodzona / boskość / niewyjaśniony fenomen” ...).
Dlatego twierdzę, że absolutnie DESTRUKCYJNE i błędne jest dotychczasowe stanowisko psychiatrii konwencjonalnej, i nazywanie od początku do końca przeżyć/doznań Dotkniętego „halucynacjami” i „urojeniami”. To właśnie to spycha te osoby w osamotnienie, powoduje dla nich groźne i wywołujące strach sytuacje, gdyż na skutek propagowanego i mocno utartego w świadomości społeczeństw hasła „to wariat” nie mają Oni ani możliwości refleksji swoich doświadczeń, ani skonfrontowania ich z kimkolwiek, co jak wiadomo dałoby Im możliwość znalezienia równowagi. I tak: Normalny dalej nic nie wie o Schizofrenii, a Dotknięty nic nie mówi, bo z jednej strony boi się, że usłyszy „wariat”, a z drugiej – sam często gdzieś ląduje w ślepej uliczce. Bo samemu jest mu niezmiernie trudno znaleźć właściwą drogę.
W broszurce „Głos Wewnętrzny” (o studiach prof. Romme z Uniwersytetu Maastricht) Paul Baker problem ten wyjaśnia następującym przykładem: „Georg ciągle przysłuchuje się Głosom. Są one nawet przyjemne, często pojawiają się jednak także te nieprzyjazne i przeszkadzają mu wtedy, kiedy chce on się skoncentrować nad czymś interesującym w otaczającym go świecie realnym, na przykład interesującym spotkaniem. Próbuje on często prowadzić rozmowy na temat tych przeżyć z fachowcami medycznymi. Chce on z nimi przedyskutować, o czym mówią do niego Głosy i co to może oznaczać; ale mówi się mu, że są to tylko symptomy choroby, które ma on ignorować, jak tylko się da. Ale Głosy mówią do niego również rzeczy trafne i ważne Jak ma on więc wierzyć, że to jedynie skutek choroby i jest tak mało ważne, jak chrypka! W tym otoczeniu Georg dowie się więc, że cała rada będzie polegała na tym, aby w miarę możliwości w ogóle nie rozmawiać o Głosach, a jego przeżycia są mało istotne.
/.../ Romme, bazując na swoich badaniach, daje zupełnie inną odpowiedź, niż medycyna; swoje zrozumienie dla słyszenia Głosów nabył on właśnie dzięki systematycznym wywiadom z samymi dotkniętymi. Po prostu pytał: Kiedy to się zaczęło z Głosami? Ile Głosów słyszysz? Jak często Je słyszysz? Jak myślisz, co mogą Głosy oznaczać? O czym mówią Głosy? Co ci pomaga? Itd.
Aż dziwne się wydaje, że wcześniej nikt systematycznie nie przeprowadzał takich wywiadów; a bezpośrednie, subiektywne doświadczenia osób słyszących Głosy pozostawały wciąż poza uwagą. Romme doszedł do wniosku, że określanie słyszenia Głosów, jako symptomu choroby oraz lekceważenie ich zawartości jest mało pomocne, a wręcz szkodliwe – a lekceważenie ich (wraz z dawkami psychofarmaków przez dłuższy okres czasu) możne Głosy pogorszyć. Poza tym jest możliwe, że to zupełnie błędne spojrzenie na sprawę chociażby dlatego, że jest wielu ludzi, którzy – nietknięci przez psychiatrię – żyją z Głosami i bardzo dobrze zrozumieli, jak z tymi przeżyciami żyć. Romme stwierdza, że problem nie leży w tym, że ktoś słyszy Głosy, a w tym, że źle się z nimi obchodzimy i poza tym tak psychoza, jak i neuroza stoją w bezpośrednim powiązaniu z historią życia każdego z osobna." (koniec cytatu...)
A przecież po 1/ prawdą może też być, że jest jakaś siła nadprzyrodzona, którą w chrześcijaństwie np. nazwano „Bóg” (żeby już nie debatować nad nazewnictwem, pozwolę sobie z tego określenia skorzystać), która jest w stanie obserwować nasze poczynania o czym mówią choćby tysiące księży w kościołach; no tak... ale im wolno i nie mówi się, że mają Schizofrenię... (dlaczego?) ...po /2 wychodzenie z założenia, że tylko my we wszechświecie jesteśmy na tyle inteligentni i tylko nas stać na to, aby zafundować sobie np. akwarium, i obserwując rybki, decydować o ich otoczeniu, jest mało prawdopodobne; po 3/ mistycznych doznań przedstawicieli naszego gatunku było i jest na świecie już tyle, że mało kto tak naprawdę wierzy, że jesteśmy we wszechświecie sami, a jeśli ktoś wierzy, że nie sami, ale jednak „najmądrzejsi”, to... przecież może się mylić, bo może być i tak, że też jesteśmy takimi „rybkami” w akwarium jakiejś wciąż dla nas niepojętej, wyższej formy bytu... Wiem, wiem... Nie potwierdzone naukowo... Ale wiem też, że i obalić nie ma jak ;-). I po 4/ wreszcie: jeżeli chcemy z czymkolwiek się zaaranżować (w tym wypadku z doznaniami osoby, która twierdzi, że słyszy Głosy), to musimy to skutecznie włączyć w nasze życie i świadomie zaakceptować.
Czy ktokolwiek, z kim pracowałeś miał tego typu urojenia i się ich pozbył bez farmakoterapii?
Tak, oczywiście. Dodam, że bez farmakoterapii funkcjonowanie osoby dotkniętej fenomenem Schizofrenii jest o wiele łatwiejsze i proces samopoznania, który musi przejść każdy „nowo narodzony” Schizofrenik przebiega na zupełnie innej płaszczyźnie, bo bez chemicznych zakłóceń. Proces ten to wielomiesięczne, dociekliwe poszukiwania i „grzebanie” w takich dziedzinach, jak filozofia, religioznawstwo, językoznawstwo czy historia, a nie chemia i jakieś robótki ręczne (nazywane terapią /sic!/), bo nie o ręce i ich motorykę chodzi, a o mózg i obszary, które się nieoczekiwanie uaktywniły, o przemyślenia i doznania, które należy tak dopasować do widzialnej dla wszystkich rzeczywistości i tak zharmonizować, aby nikt już nie mówił, że jesteś chory na „najpoważniejszą chorobę psychiczną” tylko dlatego, że widzisz, słyszysz i czujesz więcej. Przecież o małpie też nie mówimy, że jest kaleką, bo ma w jednej kończynie funkcyjność i ręki i nogi.
Czy namawiasz ludzi z głosami, które ich wyzywają, żeby się do tego przyzwyczaili?
Nie. Po 1/ ja staram się nie namawiać nikogo do niczego. Każdy jest kowalem własnego losu i stoi przed wyborami, które dopasowane są do jego doświadczeń, w jego otoczeniu. Jeśli jednak ktoś zadaje pytanie: „Co mam robić, kiedy głosy mnie wyzywają?” - opowiadam, jak udało się to innym i na bazie jakich poczynań.
Nie można się przyzwyczaić do wyzwisk; nikt z nas nie lubi być wyzywanym. W takiej sytuacji potrzebne są inne pytania, które trzeba skierować do samego siebie: czy aby ja nikogo nie wyzywam? Czy ja nikogo nie wyzywałem? Boli mnie, jak mnie ktoś (coś) wyzywa? Mogło też boleć tych, których wyzywam(łem)? Jeśli Głosy wyzywają, to z pewnością trzeba się zastanowić i próbować pytać za co i dlaczego? Jako Schizofrenik wiesz, że oprócz tych wyzwisk, pojawiają się też mentalne powroty do przeszłości (czyli z jednej strony jesteś wyzywany, ale z drugiej przypomina Ci się w głowie sytuacja sprzed X lat, kiedy w jakiejś tam scenie z Twojego życia obraziłeś kogoś lub skrzywdziłeś nieprzemyślanym słowem lub czynem). To właśnie o te „powroty do przeszłości” chodzi podczas tych wyzwisk. O przemyślenie, gdzie wtedy popełniłem błąd? Kogo wtedy wyzwałem? Kogo obraziłem? Może jednym nieprzemyślanym warknięciem na kogoś, np: „odpieprz się ty pijacka mordo” spowodowałem, że czyjeś życie stało się od tego momentu koszmarem? Może powiedziałem do kogoś „spadaj ty grubasie” i w ten sposób skrzywdziłem tego kogoś na następne naście lat, wpędzając go w wielki kompleks, który już wkrótce spowodował u niego załamanie psychiczne, wzbudził nienawiść do szczuplejszych, czy inny negatywny zwrot w jego życiu...
Przyczyn może być wiele. Ważne jest, aby zrozumieć to, jako coś w rodzaju „pralki” i nie bać się „prania” w niej naszej przeszłości. Dotknięci mają na początku spory problem bo okazuje się, że tych przewinień z przeszłości jest więcej i więcej, i ciągle pojawiają się nowe lub niektóre stare wciąż powracają. Zgadza się! Tak może być, bo sporo tych przewinień mamy na sumieniu, jak wiadomo. Trzeba zrozumieć, że w tym „wypominaniu” przeszłości nie chodzi jedynie o o nasze czyny i wypowiedziane słowa, ale również o myśli. Bo jest np. tak, że ktoś mówi: „już od wczoraj mnie głosy męczą, że wtedy z Markiem postąpiłem tak czy siak... a to przecież nie jest prawdą. ja wcale tak nie zrobiłem, ani tego nie powiedziałem... wtedy postąpiłem tak i owak, doskonale to pamiętam”... Ale kiedy pojawiło się pytanie: „a nie mogło być tak, że miałeś takie myśli?” Odpowiedź zazwyczaj brzmiała: „No tak... To fakt”.
Dlatego nie zastanawiajmy się li tylko nad czynami, ale też nad myślami; tymi starymi i tymi, które przeplatają się przez nasz mózg teraz i pamiętajmy, że, skoro wszystko dzieje się w myślach, analiza („przepierka”) również i nich dotyczy.
I tak w przypadku ubliżających głosów pomagały następujące zasady, które trzeba w sobie wytrenować (oczywiście mówię o podstawach, gdyż niuanse indywidualne istnieją, jak przy wszystkich innych propozycjach rozwiązań):
1/ nie bać się takiej formy „ochrzanu”; uświadomić sobie, że nie ważny jest ton, czy szepczą, czy wrzeszczą, bo nie o formę przekazu chodzi, a o jej treść (czyli zastanawiaj się nad tym, za co Cię opieprza(ją), a nie nad tym, jak Cię opieprza(ją);
2/ jak już zrozumiałeś za co cię wyzywają, to wracając w myślach do danej sceny nie zastanawiaj się po czyjej stronie mogła leżeć wina, że był konflikt, a zastanawiaj się nad pytaniem: gdzie ja popełniłem błąd, że był konflikt? Bo to właśnie Twoje życie jest przerabiane i Twoje błędy, a nie współuczestników danej sytuacji;
3/ jak już zrozumiesz swój błąd to pamiętaj, że nikt nie wytykał Ci go po to, abyś się teraz załamywał i przez następne tygodnie (czasami miesiące i lata, jak w wielu przypadkach bywa) leżał załamany, że kogoś zraniłeś. Zrozumienie tego błędu było potrzebne, abyś:
--->a) przeprosił zań osobę/osoby, którą/które skrzywdziłeś (szczerze, serdecznie i z szacunkiem /nie znaczy, że musisz tą osobę odnaleźć i ją przeprosić osobiście, bo ”pranie przeszłości” odbywa się cały czas w Twojej głowie, więc zazwyczaj i w myślach wystarczy to szczerz uczynić/);
--->b) abyś pojmując ten błąd starał się od natychmiast nie robić podobnych w teraźniejszości i w końcu:
--->c) abyś równie szczerze wybaczył popełnienie tego błędu samemu sobie, bo w końcu nie pojawił się w Twoim życiu na darmo, a po to, by uczyć Cię uczuć.
Z naszych doświadczeń wynika, że właściwie wszyscy pojawiają się z problemem, że tych myśli, tych przykrych bądź co bądź wspomnień, które nieustannie napływają, jest tak wiele, że w głowie panuje i zagaszcza na stałe jeden wielki chaos. Tak, zgadza się! Ale spróbujmy sobie wyobrazić to tak, że jesteśmy lekarzem, a wszystkie te myśli to pacjenci. Co robi lekarz? Wpuszcza do swojego gabinetu wszystkich pacjentów na raz? Nie! Do gabinetu pacjenci wchodzą po kolei. I tak należy też postępować z myślami. Przypomina się np. jakaś nieprzyjemna sytuacja z Kowalskim? To skoncentrujmy się na tym wspomnieniu i przerabiajmy je tak długo, aż rzeczywiście i szczerze dostrzeżemy nasze błędy, przeprosimy za nie Marka, wybaczymy ten błąd też sobie i utrwalimy go w pamięci, ale już tylko po to, aby korzystać z niego, jako ważnego doświadczenia i nie popełniać go w przyszłości. Dopiero wtedy można wpuszczać następną myśl i tak po kolei. Próbujcie – zobaczycie, że się da, a chaos skończy się tym szybciej, im prędzej „wypierzecie” powracającą w ten sposób przeszłość. I nie załamujcie się, kiedy jakaś myśl powraca pomimo tego, że niby ją już „wypraliście”. Przyjrzyjcie się danej sytuacji jeszcze i jeszcze raz, a na pewno znajdziecie jakieś kolejne małe świństewko, którego byliście wtedy autorem...
I jeszcze jedna uwaga, bo tu też każdy miał z tym problem: nie oczekujcie, że wszystko się zmieni z dnia na dzień. Musicie się uzbroić w cierpliwość, bo do przerobienia jest zazwyczaj wiele lat i wiele naszych przewinień, więc ta „przepierka” może trwać długo. Najważniejsze, aby podczas tej „przepierki” szukać winy w sobie, nie w innych i zadawać pytania: co zrobiłem źle i gdzie jeszcze mogłem postąpić źle, skoro myśl powróciła? I naprawdę nic nie da odpychanie jakiejkolwiek sceny i stwierdzenie: „no nieee... tutaj to ja na pewno nie zawiniłam/łem, tu Marek był winny...”, bo takiej możliwości nie ma i zawsze chodzi o NASZ błąd, nie o błędy innych. Powtarzam to, bo wiem, że właśnie takie uparte powtarzanie, że „to nie ja, a kto inny był winny”, powoduje ugrzęźnięcie w miejscu. A przecież o rozwój chodzi.
A co z psychozami ponarkotykowymi, czy takim osobom też oferujesz pomoc? Jak to wygląda w tych przypadkach?
Tak, choć w tekście tym słowo „pomóc” należy raczej zamienić na słowo „doradzić”, bo pomoc wyobrażam sobie tylko wtedy, kiedy jest jakiś „ośrodek”, ktoś pojawia się z tzw. psychozą ponarkotykową i wspólnymi siłami pracujemy nad tym zachwianiem, które dla Dotkniętego stało się problemem, żeby jak najszybciej zaczynał radzić sobie z tym sam.
Ogólnie rzecz biorąc: nie dzielę tego rodzaju „problemów” na różne, co chętnie czyni psychiatria konwencjonalna, wciąż wymyślając nowe podzespoły. Jak już wspomniałem wszędzie jest wspólny mianownik – spotkanie z czymś do tej pory nieznanym. I bez względu na to, czy psychoza spowodowana jest przeżyciami traumatycznymi, spożyciem narkotyków, ale też samotnością, śmiercią bliskich lub innymi wydarzeniami, czy są skutkiem przemocy, molestowania tortur itd., itp., we wszystkich tych przypadkach jej symptomy są przecież takie same. Pojawiają się Głosy/natłok myśli, pojawia się uczucie bycia obserwowanym/prześladowanym, pojawiają się stany manii (tak nazywa to psychiatria), przynależności do jakiegoś innego wymiaru i w końcu depresja. Wszystkie te przypadki traktujemy więc z gruntu tak samo, czyli wciąż z płaszczyzny fenomenologicznej, a nie biologicznej.
Czy miałeś przypadki, w których po prostu nic już się nie dało zrobić? Jeśli tak, to czy odsyłałeś takich ludzi?
Uważam, że nie ma takich przypadków; ja przynajmniej się z taką osobą nie spotkałem. Faktem jest, że wiele osób, z którymi dano mi pracować były wg. opinii psychiatrii już przekreślone, jako beznadziejne. Ale nie! Zawsze w dość szybkim tempie dochodziło do pozytywnych zmian (ku niezadowoleniu psychiatrów trzeba dodać...) ...I nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby odsyłać kogokolwiek gdziekolwiek. Takiemu człowiekowi, który nie chce podjąć się współpracy, można jedynie dać „święty spokój... Podejmując się wyzwania pracy z ludźmi doświadczonymi Schizofrenią zdawałem sobie sprawę, że nie może być takiej opcji.
Czy miałeś kiedyś do czynienia z agresywnymi "chorymi"?
(śmiech... śmiech...) Owszem. Na przestrzeni tych prawie 5 lat całe 3 razy i w dwóch przypadkach skończyło się zastygnięciem „przeciwnika” (śmiech...) na wysokości „nos w nos”, a w jednym za złapanie mnie „za klapy”. Jeden przeprosił po 2 dniach, drugi po tygodniu, a trzeci, ten z klapami - po 1,5 miesiąca prosząc mnie zarazem, żebym przyjął od niego w prezencie rower (śmiech...); odmówiłem oczywiście również przepraszając... Nieporównywalnie częściej miałem i mam do czynienia na co dzień z agresywnymi „zdrowymi”.
Piszesz o tym, że leki trzeba odstawiać stopniowo. Zdajesz sobie sprawę, że ktoś po przeczytaniu jednego z Twoich artykułów może nie mając doświadczenia postanowić odstawić nagle i narazić się na niebezpieczeństwo? Zostanie wtedy bez leków i równocześnie całkiem prawdopodobnie bez wsparcia. Może nawet odstawiać stopniowo bez wiedzy lekarza, ale nie będzie wtedy przy nim takiej osoby jak Ty. Widzę tu duże zagrożenie, którego Ty zdajesz się nie dostrzegać.
Ogólnie rzecz biorąc największym zagrożeniem są psychotropy i proszę zwrócić uwagę, że w ulotkach informacyjnych tam, gdzie pisze się o skutkach ubocznych jest cała lista takich symptomów, które znajdziesz też na liście symptomów samej „choroby”. Szkoda, że mało kto to zauważa łykając te tabletki, a stany lękowe, które później powstają, zwala się na rzekomą „chorobę”. Co do kwestii braku wsparcia ze strony bliskich... Owszem. To właśnie jest tragiczne i jeszcze większe zagrożenie. Ale pamiętajmy, że wywodzi się to z głęboko utrwalonego w świadomości opinii publicznej wyimaginowanego poglądu, że stan, w którym znalazł się Dotknięty, jest „najpoważniejszą chorobą psychiczną”. Dlatego nie można ustać w dyskusji i szerzeniu innego spojrzenia na temat tego fenomenu dopóty, dopóki rodziny osób dotkniętych nie zaczną interesować się swymi bliskimi inaczej. Do tej pory z powodu manipulacji psychiatryczno-farmakologiczno-teologicznej i braku wiedzy na temat innych teorii, niż te z psychiatrycznej półki, przekazuje się ich w ręce psychiatrii, i to jest dla mnie największe nieporozumienie, jakie dostrzegam w tej kwestii.
Wracając już do pierwszej części Twojego pytania... Dlatego też piszę, jak sam zauważyłeś, żeby nie odstawiać leków nagle, więc zarzut pod moim adresem, że ktoś z mojego powodu odstawi je nagle, jest trochę nie na miejscu. Po 1/ wierzę w inteligencję Schizofreników i po 2/ ci, którzy postanowią inaczej i tak uczyniliby to bez czytania moich artykułów a to ze względu na własne zdanie; bo przecież i moje o konieczności stopniowego odstawiania zlekceważyli.
Ale dobrze, że poruszasz ten temat, choć trochę wyrwałeś z kontekstu... Temat jest ważny, bo jak wiemy przeważająca część Dotkniętych marzy o odstawieniu leków i zazwyczaj je odstawia (i to w tajemnicy) bez konsultacji z kimkolwiek. Dlatego pisząc o tym, odnoszę się właśnie do tych, którzy zanim przeczytali jakikolwiek mój artykuł leki albo i tak chcieli samodzielnie odstawić, albo już je odstawili. Ostrzegam przed tego rodzaju postępowaniem i we wszystkich rozmowach wyhamowuję tego rodzaju zapały nawołując, aby w pierwszej kolejności zajęli się uporządkowywaniem myśli, których niezrozumienie doprowadziło do decyzji o ich przyjmowaniu. Dopiero wtedy, kiedy „przepierka” tych myśli, przeszłości, o której wspominałem wyżej, odniesie skutek i uspokoją się, a ten wewnętrzny spokój pojawi się najpierw na jakąś chwilę, a później na coraz dłużej, aż nastąpi rozsądna stabilność proponuję, aby poruszyć temat najpierw z rodziną, a potem skolei, kiedy już w rodzinie znajdziemy sprzymierzeńca, z lekarzem prowadzącym. Lekarze zazwyczaj przystają wtedy na prośbę „pacjenta” tym bardziej, że pojawiamy się w towarzystwie osoby bliskiej, która potwierdza, że proces odstawiania będzie odbywał się „pod wspólną kontrolą” (oni lubią to słowo). Upominam wręcz, żeby nie przystawać na pojawiające się wtedy propozycje lekarza typu: „no OK, to spróbujmy zredukować o połowę”, gdyż taka opcja nieuchronnie doprowadzi zainteresowanego do wszelkiego rodzaju zachwiań. Trzeba bowiem pamiętać, że jeżeli chemicznie blokowano nam dopaminę (czy cokolwiek), to organizm automatycznie próbował ją doprudukowywać. Nagłe odstawienie leku spowoduje sytuację podobną np. do wysadzenia tamy, która blokowała duże pokłady wody i woda runie, zalewając okolice... Taka deregulacja chemiczna w organizmie doprowadzi nieuchronnie do różnego rodzaju zachwiań i dysfunkcji, a my (przyzwyczajeni do odbierania wszystkiego przez pryzmat choroby) przypiszemy to błędnie Schizofrenii.
Na podstawie relacji Dotkniętych, którzy poradzili sobie z odstawieniem neuroleptyków i nie biorą ich od wielu lat, udało się nam ustalić sensownie funkcjonującą formułkę 10-procentowej redukcji w odstępach 4-6 tygodni. Więc namawiamy nawet do wolniejszego odstawiania leków, niż proponują to zazwyczaj psychiatrzy.
Wybacz, że tak wiele pytań, ale po prostu mam dużo wątpliwości. Jesteś w to widocznie mocno zaangażowany a takie osoby zazwyczaj starają się pokazywać same pozytywne strony.
Stawianie pytań jest nam wszystkim potrzebne tym bardziej, że dopiero żywą i rzeczową dyskusją będziemy mogli przyciągnąć uwagę społeczeństwa, które przecież tematem się nie interesuje. Bo tak z ręką na sercu to kto interesował się tym, co robi psychiatria i co się w za jej murami dzieje, zanim problem pojawił się bezpośrednio (oprócz profesjonalistów). A dalej: zgadzam się, jestem w to mocno zaangażowany (bo mam lustro i trudno było by mi w nie spoglądać, gdybym nie angażował się milcząc, pomimo nabytej w ciągu minionych 9 lat wiedzy). A że staram się pokazywać pozytywne strony? Tak! Bo na nich powinniśmy zacząć wszyscy opierać swoje przemyślenia na temat fenomenu Schizofrenii, aby łatwiej i wspólnymi siłami udało nam się przezwyciężyć jej strony negatywne... Jeżeli takie miałyby się wtedy jeszcze pojawiać.
Cieszę się, że podjąłeś rzeczową dyskusję, bo pierwszy Twój post w tym wątku zawierający próbę personalnego ataku dosyć negatywnie mnie nastawił.
Wybacz, jeśli Cię uraziłem, nie miałem takiego zamiaru. Również wyrażam radość z podjęcia rzeczowej dyskusji i nadzieję, że wątek będziemy kontynuować w szerszym gronie.
Pozdrawiam serdecznie
asias2000
Kontakt:
http://www.anty-psychiatria-info
"Kiedy modlisz się - mówisz do Boga. Kiedy Bóg mówi do ciebie - cierpisz na Schizofrenie" - prof. T. Szasz
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Sposób na długie życie - CZUŁOŚĆ, BEZINTERESOWNOŚĆ, AKCEPTACJA
-
- antypsychiatra
- Posty: 67
- Rejestracja: śr paź 15, 2008 2:02 pm
- Lokalizacja: Berlin
- Kontakt:
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
ale... szok na tak? czy szoka na nie? ...moüe konkretniej?
"Kiedy modlisz się - mówisz do Boga. Kiedy Bóg mówi do ciebie - cierpisz na Schizofrenie" - prof. T. Szasz
- zbyszek
- admin
- Posty: 8033
- Rejestracja: ndz lut 02, 2003 1:24 am
- Status: webmaster
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Asias, piszesz, że krytyczne Głosy mają sens, a słyszący je może zasłużył na krytykę, ( lub obelgi ! ). To przypomina mi trochę spojrzenie niektórych osób traktujących chorobę schizofrenii jako karę boską. Weź Asias poważnie stwierdzenie, że nikt z nas na taką karę, ani na obelgi ani na Głosy w żaden sposób nie zasłużył.
Upieranie się przy czymś przeciwnym świadczy o nie zrozumieniu faktu choroby. Czy grypa i kaszel miałyby być także karą za grzechy ? - Wracasz do średniowiecza, lecz sam - nikt rozsądny tam z Tobą nie pójdzie. Spójrz na rodziców Wichrowej, jak zabobon i ciemnota wyglądają w praktyce.
Upieranie się przy czymś przeciwnym świadczy o nie zrozumieniu faktu choroby. Czy grypa i kaszel miałyby być także karą za grzechy ? - Wracasz do średniowiecza, lecz sam - nikt rozsądny tam z Tobą nie pójdzie. Spójrz na rodziców Wichrowej, jak zabobon i ciemnota wyglądają w praktyce.
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
farmaceuci tylko zacierają łapki...
być może zdąże ułożyć jeszcze wszystko przed śmiercią...
- moi
- moderator
- Posty: 27824
- Rejestracja: czw maja 18, 2006 12:12 pm
- Gadu-Gadu: 9
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Nie przesadzaj.zjawa pisze:farmaceuci tylko zacierają łapki...
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Proszę o przeniesienie tego tekstu do działu "antypsychiatria"...
Pozdrawiam
bonus2000
www.schizofrenicy.info
www.anty-psychiatria.info
Pozdrawiam
bonus2000
www.schizofrenicy.info
www.anty-psychiatria.info
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
brałam leki 11 lat, czułam się jak zombi, przestałam brać na około 8 miesięcy, w tym czasie zrobiłam tyle złego sobie, wpadłam w depresję, psychozy nie pozwalały mi widzieć realnego świata, byłam hanią tylko w bardziej negatywnym wydaniu, zaczęłam brać leki, wtedy zrozumiałam, że jestem schizofreniczką, zaczęłam dostrzegać objawy choroby, walczyć z nią, ale gdy nie biorę leków czuję się jak święty Jerzy bez kopii w walce ze smokiem, bezsilna i zagubiona, leki dla mnie to proteza mojej psychiki w drodze do normalności, bez tej protezy upadam nisko i tracę tam na dnie wiele z siebie
- Constantius
- zaufany użytkownik
- Posty: 411
- Rejestracja: ndz lis 22, 2009 9:38 pm
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
artykuł oprócz wad ma też i zalety. Wadą jest to ze opisuje tylko rispolept. Zaletą ze zwraca uwagę ze lekarze przypisują dawke leku często bez rozmowy i konsultacji z chorym tak apriori.... ( chodzi o szpital )
a co z praktyką zmuszania do przyjmowania leków w szpitalu przez pielęgniarki.
Albo z błędami w aplikacji leków przez personel niższy...
a co z praktyką zmuszania do przyjmowania leków w szpitalu przez pielęgniarki.
Albo z błędami w aplikacji leków przez personel niższy...
Musi być ktoś kogo nie znam, a kto zawładnął mna, moim życiem, śmiercią, tą kartką
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
przykład Sheche mówi wiele
Re: Przeczytaj to dokładanie to ciekawe....
Link do aktualizacji