Poważne problemy psychiatryczne a religia
Moderator: moderatorzy
Regulamin forum
W dyskusji na tematy religijne oraz duchowości, lecz nie związane ze schizofrenią proszę używać działu tematy dowolne -> filozofia.
W dyskusji na tematy religijne oraz duchowości, lecz nie związane ze schizofrenią proszę używać działu tematy dowolne -> filozofia.
Poważne problemy psychiatryczne a religia
Jak osoby z poważnymi problemami psychiatrycznymi (takimi jak schizofrenia i pokrewne choroby psychiczne) traktują życie religijne? Czy religia odgrywa ważną rolę w ich życiu i czy osoby takie częściej niż przeciętni ludzie są głębiej religijne lub przeciwnie - są ateistami czy agnostykami?
W moim przypadku sfera duchowa jest bardzo ważna. Nie radzę sobie z niektórymi zagadnieniami związanymi z moją religią. Osobiście w ogóle nie pociąga mnie życie kapłańskie i zakonne, moja natura jest według mnie rażąco nieprzystosowana do wypełniania tego powołania. Samo odmówienie pacierza dwa razy na dobę czy uczęszczanie na mszę w dni nakazane raczej nie stanowi dla mnie problemu, ale np. rachunek sumienia to coś wyraźnie problematycznego dla mnie.
Inne religie, takie jak wiara żydów czy muzułmanów, wyglądają mi na jeszcze trudniejsze dla osób takich jak ja niż katolicyzm (np. przez przepisy dotyczące nieczystych potraw). Dla mnie utrapieniem jest np. spowiedź. "Nie umiem" określić, kiedy jest grzech wymagający spowiedzi, byle jaka myśl np. związana z pociągiem płciowym wygląda mi na ciężki grzech. Kilka lat temu około kilkanaście razy odbywałem spowiedź generalną. Dawniej (od 2008 r.) miałem tylko diagnozę zespołu Aspergera i brałem leki na natręctwa, dopiero w tym roku rozpoznano u mnie zaburzenia ze spektrum schizofrenicznego.
Niedawno dostałem umiarkowany stopień niepełnosprawności ze wskazaniem niezdolności do pracy i częściowej potrzeby pomocy w pełnieniu ról społecznych, a niepełnosprawność istnieje u mnie od okresu sprzed ukończenia 18 r. ż. Dostałem też orzeczenie o przyznaniu prawa do renty socjalnej ze względu na całkowitą niezdolność do pracy z powodu naruszenia sprawności organizmu powstałego przed 18 r. ż. lub w szkole wyższej przed ukończeniem 25 r. ż.
"Przeraża" mnie możliwość wiecznego potępienia, bycia tortuowanym, tym bardziej przez wieczność... Popularne wśród ateistów twierdzenie, że ze śmiercią ludzkie ja zostaje unicestwione, odrzucam. Dla mnie jest ono błędne, okrutne i absurdalne. Nie wierzę też w reinkarnację, wierzę, że ma się tylko jedno doczesne życie i że człowiek wcześniej nie był np. innym człowiekiem czy jakimś zwierzęciem.
W tym roku podczas pobytu w pewnym ważnym polskim sanktuarium karetka pogotowia zawiozła mnie z terenu sanktuarium do psychiatry, bo wcześniej ktoś zauważył coś dziwnego w moim zachowaniu (tak przynajmniej się domyślam) i nie chciałem podać swoich danych osobowych (bałem się, że rodzina dowie się o tym incydencie, a wtedy jej członkowie mogliby się bardzo zdenerwować lub zachować się wobec mnie agresywnie).
Jak osoby ze schorzeniami psychiatrycznymi są traktowane w religiach? Na przykład jak księża (zwłaszcza w konfesjonale) reagują na to, że ktoś powie, że jest schizofrenikiem? Jak takie osoby radzą sobie z wypełnianiem obowiązków religijnych (takich jak modlitwa czy spowiadanie się)? Czy osoba ze schizofrenią czy inną chorobą z jej spektrum może zostać zakonnikiem, zakonnicą lub księdzem, jeżeli objawy złagodnieją czy dojdzie do remisji? Czy zdarzały się takie przypadki, że ksiądz czy osoba zakonna miała chorobę psychiczną? Czy zdarzało się, że kogoś ze schizofrenią, do której się nie przyznał lub która nie była rozpoznana, przyjęto do zakonu lub wyświęcono na księdza?
Osobiście mam sporo bardzo dziwacznych idei, które są "urojeniowe", np. że obcy ludzie chcą mnie otruć (nie wierzę w to, mam taką "natrętną podjerzliwość" czy "paranoidalne nastawienie"), mam też straszne "myśli" wielkościowe (chyba najbardziej schizofreniczne, jakie mogą być, myślę, że religia pomaga mi w ich negowaniu, bo jakbym się zgodził, to byłoby coś bardzo głupiego). Ponad rok temu zacząłem doświadczać licznych "zbiegów okoliczności", które mnie wyraźnie absorbowały. Mi one wyglądają na efekt działania sił nadprzyrodzonych, a nie na objaw choroby psychicznej. Z tych koincydencji mogły się pojawiać u mnie np. idee wielkościowe i akurat one są niedobre, ale same koincydencje wyglądają mi na coś, co może być po prostu cudem czy czymś w jego rodzaju. Koincydencje zauważane w związku z objawami psychotycznymi nie byłyby takie "logiczne", zastanawiające, byłyby bardziej irracjonalne. Chociaż nie wiem, czy i ci, co czytają to forum, nie uznaliby ich za urojenia.
W moim przypadku sfera duchowa jest bardzo ważna. Nie radzę sobie z niektórymi zagadnieniami związanymi z moją religią. Osobiście w ogóle nie pociąga mnie życie kapłańskie i zakonne, moja natura jest według mnie rażąco nieprzystosowana do wypełniania tego powołania. Samo odmówienie pacierza dwa razy na dobę czy uczęszczanie na mszę w dni nakazane raczej nie stanowi dla mnie problemu, ale np. rachunek sumienia to coś wyraźnie problematycznego dla mnie.
Inne religie, takie jak wiara żydów czy muzułmanów, wyglądają mi na jeszcze trudniejsze dla osób takich jak ja niż katolicyzm (np. przez przepisy dotyczące nieczystych potraw). Dla mnie utrapieniem jest np. spowiedź. "Nie umiem" określić, kiedy jest grzech wymagający spowiedzi, byle jaka myśl np. związana z pociągiem płciowym wygląda mi na ciężki grzech. Kilka lat temu około kilkanaście razy odbywałem spowiedź generalną. Dawniej (od 2008 r.) miałem tylko diagnozę zespołu Aspergera i brałem leki na natręctwa, dopiero w tym roku rozpoznano u mnie zaburzenia ze spektrum schizofrenicznego.
Niedawno dostałem umiarkowany stopień niepełnosprawności ze wskazaniem niezdolności do pracy i częściowej potrzeby pomocy w pełnieniu ról społecznych, a niepełnosprawność istnieje u mnie od okresu sprzed ukończenia 18 r. ż. Dostałem też orzeczenie o przyznaniu prawa do renty socjalnej ze względu na całkowitą niezdolność do pracy z powodu naruszenia sprawności organizmu powstałego przed 18 r. ż. lub w szkole wyższej przed ukończeniem 25 r. ż.
"Przeraża" mnie możliwość wiecznego potępienia, bycia tortuowanym, tym bardziej przez wieczność... Popularne wśród ateistów twierdzenie, że ze śmiercią ludzkie ja zostaje unicestwione, odrzucam. Dla mnie jest ono błędne, okrutne i absurdalne. Nie wierzę też w reinkarnację, wierzę, że ma się tylko jedno doczesne życie i że człowiek wcześniej nie był np. innym człowiekiem czy jakimś zwierzęciem.
W tym roku podczas pobytu w pewnym ważnym polskim sanktuarium karetka pogotowia zawiozła mnie z terenu sanktuarium do psychiatry, bo wcześniej ktoś zauważył coś dziwnego w moim zachowaniu (tak przynajmniej się domyślam) i nie chciałem podać swoich danych osobowych (bałem się, że rodzina dowie się o tym incydencie, a wtedy jej członkowie mogliby się bardzo zdenerwować lub zachować się wobec mnie agresywnie).
Jak osoby ze schorzeniami psychiatrycznymi są traktowane w religiach? Na przykład jak księża (zwłaszcza w konfesjonale) reagują na to, że ktoś powie, że jest schizofrenikiem? Jak takie osoby radzą sobie z wypełnianiem obowiązków religijnych (takich jak modlitwa czy spowiadanie się)? Czy osoba ze schizofrenią czy inną chorobą z jej spektrum może zostać zakonnikiem, zakonnicą lub księdzem, jeżeli objawy złagodnieją czy dojdzie do remisji? Czy zdarzały się takie przypadki, że ksiądz czy osoba zakonna miała chorobę psychiczną? Czy zdarzało się, że kogoś ze schizofrenią, do której się nie przyznał lub która nie była rozpoznana, przyjęto do zakonu lub wyświęcono na księdza?
Osobiście mam sporo bardzo dziwacznych idei, które są "urojeniowe", np. że obcy ludzie chcą mnie otruć (nie wierzę w to, mam taką "natrętną podjerzliwość" czy "paranoidalne nastawienie"), mam też straszne "myśli" wielkościowe (chyba najbardziej schizofreniczne, jakie mogą być, myślę, że religia pomaga mi w ich negowaniu, bo jakbym się zgodził, to byłoby coś bardzo głupiego). Ponad rok temu zacząłem doświadczać licznych "zbiegów okoliczności", które mnie wyraźnie absorbowały. Mi one wyglądają na efekt działania sił nadprzyrodzonych, a nie na objaw choroby psychicznej. Z tych koincydencji mogły się pojawiać u mnie np. idee wielkościowe i akurat one są niedobre, ale same koincydencje wyglądają mi na coś, co może być po prostu cudem czy czymś w jego rodzaju. Koincydencje zauważane w związku z objawami psychotycznymi nie byłyby takie "logiczne", zastanawiające, byłyby bardziej irracjonalne. Chociaż nie wiem, czy i ci, co czytają to forum, nie uznaliby ich za urojenia.
- Piotrek007
- zaufany użytkownik
- Posty: 2957
- Rejestracja: wt paź 21, 2014 12:48 pm
- płeć: mężczyzna
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Nie wierzę w żadnego Boga,chociaż szanuje i podziwiam tych,którzy potrafią.
Poznałem kiedyś kolegę,którego wyrzucono z seminarium gdy wydało się że choruje na schizofrenię.
Poznałem kiedyś kolegę,którego wyrzucono z seminarium gdy wydało się że choruje na schizofrenię.
"Nie mów mi jak mam żyć
Bo ja dobrze wiem jak i co
Nie pomoże mi już nic
Jak nie pomogę sam sobie."
Bo ja dobrze wiem jak i co
Nie pomoże mi już nic
Jak nie pomogę sam sobie."
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
@kotek
W religii najważniejsza jest twoja wiara w Boga. Miarą tej wiary jest życie zgodne z bożymi nakazami.
Sam rytuał, typu msza, spowiedź, święta, są mniej ważne od twojej postawy w życiu. W skrócie, te nakazy można streścić do życia moralnego, sympatii do bliźniego, miłości do Boga ale również szacunku do siebie. Staraj się być porządnym gościem i to już na prawdę dużo.
W kwestii pracy. Na twoim miejscu nie poddawał bym się tak szybko i nie liczył na państwową jałmużnę. Renta to pewno jakieś grosze. Pracując jesteś w stanie zarobić znacznie więcej, dzięki czemu masz większy wpływ na swoje życie, oraz bez państwowej łaski. Być może na początek sam wolontariat da ci trochę więcej pewności siebie. Skonsultuj się z lekarzem, zanim podejmiesz jakieś kroki. I pamiętaj, że nawet jak coś ci nie wypali, to życie ludzkie jest właśnie sztuką wstawania po upadku.
Jeśli chodzi o natręctwa prześladowcze to okiełznaj je zdrowym rozsądkiem. Zadaj sobie pytanie, czy na prawdę jesteś aż tak ważną osobistością, by inni śledzili twoje życie i ciebie ?
Jeśli chodzi o manie wielkościowe to wiara w Boga uczy pokory. Pamiętaj, że jesteś małym człowiekiem, jednym z kilku miliardów na tej planecie. Przy całym wszechświecie, boskim dziele, jesteś malutkim pyłkiem.
Religia uczy mądrości, pewno czytasz czasem Biblię i zdajesz sobie z tego sprawę. Bóg chce byśmy byli mądrzy, wykształceni, mocno stąpający po ziemi. Dlatego nie pozwalaj sobie zbytnio bujać w obłokach, wierzyć w niestworzone rzeczy, wytwory wyobraźni. Na pewno Bóg chce byś ty i każdy chory trzeźwo patrzył na świat.
Jeśli chodzi o pytanie dotyczące chorych i religii. Wydaje mi się że odsetek wierzących i nie wierzących będzie podobny jak u osób chorych. To samo dotyczy pewno tych, co za nadto uzewnętrzniają się ze swoją religią. Tobie także polecam traktować religię, wiarę, jako twoje osobiste przeżycie z Bogiem. Lepiej te skarby zachować dla siebie. Bo tak samo nie mówisz publicznie o swoich intymnych potrzebach. Po prostu część spraw musimy zachować dla siebie.
W religii najważniejsza jest twoja wiara w Boga. Miarą tej wiary jest życie zgodne z bożymi nakazami.
Sam rytuał, typu msza, spowiedź, święta, są mniej ważne od twojej postawy w życiu. W skrócie, te nakazy można streścić do życia moralnego, sympatii do bliźniego, miłości do Boga ale również szacunku do siebie. Staraj się być porządnym gościem i to już na prawdę dużo.
W kwestii pracy. Na twoim miejscu nie poddawał bym się tak szybko i nie liczył na państwową jałmużnę. Renta to pewno jakieś grosze. Pracując jesteś w stanie zarobić znacznie więcej, dzięki czemu masz większy wpływ na swoje życie, oraz bez państwowej łaski. Być może na początek sam wolontariat da ci trochę więcej pewności siebie. Skonsultuj się z lekarzem, zanim podejmiesz jakieś kroki. I pamiętaj, że nawet jak coś ci nie wypali, to życie ludzkie jest właśnie sztuką wstawania po upadku.
Jeśli chodzi o natręctwa prześladowcze to okiełznaj je zdrowym rozsądkiem. Zadaj sobie pytanie, czy na prawdę jesteś aż tak ważną osobistością, by inni śledzili twoje życie i ciebie ?
Jeśli chodzi o manie wielkościowe to wiara w Boga uczy pokory. Pamiętaj, że jesteś małym człowiekiem, jednym z kilku miliardów na tej planecie. Przy całym wszechświecie, boskim dziele, jesteś malutkim pyłkiem.
Religia uczy mądrości, pewno czytasz czasem Biblię i zdajesz sobie z tego sprawę. Bóg chce byśmy byli mądrzy, wykształceni, mocno stąpający po ziemi. Dlatego nie pozwalaj sobie zbytnio bujać w obłokach, wierzyć w niestworzone rzeczy, wytwory wyobraźni. Na pewno Bóg chce byś ty i każdy chory trzeźwo patrzył na świat.
Jeśli chodzi o pytanie dotyczące chorych i religii. Wydaje mi się że odsetek wierzących i nie wierzących będzie podobny jak u osób chorych. To samo dotyczy pewno tych, co za nadto uzewnętrzniają się ze swoją religią. Tobie także polecam traktować religię, wiarę, jako twoje osobiste przeżycie z Bogiem. Lepiej te skarby zachować dla siebie. Bo tak samo nie mówisz publicznie o swoich intymnych potrzebach. Po prostu część spraw musimy zachować dla siebie.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Nie radzę sobie z religią. Według mojej natury obowiązek spowiedzi i rachunku sumienia powinien być w ogóle zniesiony. Dla mnie to źródło wyraźnych problemów. "Męczy mnie" możliwość popełnienia czegoś takiego, co wymagałoby wyspowiadania się.
Mogę mieć obawy, że pobieranie renty w moim przypadku to grzech, bo przecież nie jest ze mną tak źle... Obawiam się, że mogło być tak, że lekarz celowo napisał "urojenia" w zaświadczeniach, aby łatwiej mi było uzyskać poważniejsze orzeczenia (np. o całkowitej niezdolności do pracy uprawniające do renty socjalnej). Ale nie wiem, dlaczego tak zostało napisane. Osobiście uważam, że renta bez wątpienia się należy osobie takiej jak ja, a to, czy ma ona urojenia, czy nie, niczego nie zmienia w tej kwestii.
Mogę mieć obawy, że pobieranie renty w moim przypadku to grzech, bo przecież nie jest ze mną tak źle... Obawiam się, że mogło być tak, że lekarz celowo napisał "urojenia" w zaświadczeniach, aby łatwiej mi było uzyskać poważniejsze orzeczenia (np. o całkowitej niezdolności do pracy uprawniające do renty socjalnej). Ale nie wiem, dlaczego tak zostało napisane. Osobiście uważam, że renta bez wątpienia się należy osobie takiej jak ja, a to, czy ma ona urojenia, czy nie, niczego nie zmienia w tej kwestii.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
To nie jest żadne twierdzenie i nie da się tego odrzucićkotek pisze: "Przeraża" mnie możliwość wiecznego potępienia, bycia tortuowanym, tym bardziej przez wieczność... Popularne wśród ateistów twierdzenie, że ze śmiercią ludzkie ja zostaje unicestwione, odrzucam. Dla mnie jest ono błędne, okrutne i absurdalne. Nie wierzę też w reinkarnację, wierzę, że ma się tylko jedno doczesne życie i że człowiek wcześniej nie był np. innym człowiekiem czy jakimś zwierzęciem.

Po prostu liczą się dowody. Na razie zmarli nam nic nie udowodnili.
Szukaj swojego istniejącego ja bez założeń apriorycznych, teologicznych czy pomocy sił niebiańskich czy piekielnych. To jest najciekawsze właśnie, że nie ma ani tak ani nie, tylko jest nieskończona droga poznania i udowodnienia.
Jeżeli Stwórca albo jakiś byt w ogóle dał radę zaistnieć, to czy nie bylibyśmy nim? Jak sądzisz?
Czy w ogóle czyjeś ja ma związek z jego formą? Czy musi pokutować w innym niż ktoś? Dlaczego tak niesprawiedliwie jesteśmy porozrzucani po światach i zaświatach? Po dowolnych istotach, które mogą patrzeć na nas z góry (jak Ja Boga) albo być dla nas marnością (jak ja ludzi, którzy giną na naszych oczach, zwierząt itd.)
Pytania nie zatłamszone gotowymi schematami religijnymi dają świeży nieskończony obszar do realnych i owocnych poszukiwań.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
A gdybyś sam był spowiednikiem? Dałbyś radę zrozumieć drugiego człowieka do końca i nie osądzać?kotek pisze: Według mojej natury obowiązek spowiedzi i rachunku sumienia powinien być w ogóle zniesiony. Dla mnie to źródło wyraźnych problemów. "Męczy mnie" możliwość popełnienia czegoś takiego, co wymagałoby wyspowiadania się.
.
Spowiadający nie osądza, bo oczywiste jest, że nie siedzi w sercu penitenta i nic tak naprawdę nie rozumie dlaczego, jak i co się stało. Przekazuje sprawę Bogu i praktycznie zawsze rozgrzesza.
O ile ktoś tego potrzebuje.
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
@kotek
Do tej spowiedzi ja bym zbyt dużej uwagi nie przykładał. Grzechy może odpuszczać Bóg a nie ksiądz.
A z tą praca, może dobrze byś przemyślał na spokojnie. Chcesz dostawać tą malutką rencinkę, czy może masz ambicję na coś lepszego. Być może dziś nie czujesz się na siłach, ale skąd wiesz jaki będzie twój stan zdrowia za rok, dwa lata. Nie przekreślaj swojej przyszłości zawodowej od tak. Bo myślę, że stać cię na więcej niż rentka socjalna.
Do tej spowiedzi ja bym zbyt dużej uwagi nie przykładał. Grzechy może odpuszczać Bóg a nie ksiądz.
A z tą praca, może dobrze byś przemyślał na spokojnie. Chcesz dostawać tą malutką rencinkę, czy może masz ambicję na coś lepszego. Być może dziś nie czujesz się na siłach, ale skąd wiesz jaki będzie twój stan zdrowia za rok, dwa lata. Nie przekreślaj swojej przyszłości zawodowej od tak. Bo myślę, że stać cię na więcej niż rentka socjalna.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
To masz niezłą rodzinę.kotek pisze:
W tym roku podczas pobytu w pewnym ważnym polskim sanktuarium karetka pogotowia zawiozła mnie z terenu sanktuarium do psychiatry, bo wcześniej ktoś zauważył coś dziwnego w moim zachowaniu (tak przynajmniej się domyślam) i nie chciałem podać swoich danych osobowych (bałem się, że rodzina dowie się o tym incydencie, a wtedy jej członkowie mogliby się bardzo zdenerwować lub zachować się wobec mnie agresywnie).
Wiadomo, że w stanach schizofrenicznych ciągnie ludzi do świętych, mistycznych miejsc jak ćmę do płomienia świecy i nic w tym nadzwyczajnego. Otoczenie i lekarze powinni wiedzieć o tym i być wyrozumiali.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Rodzicom nie mówiłem o diagnozie z grupy F2x. Mama może liczyć raczej na to, że pójdę na doktorat czy drugi kierunek (a już pojedyncze studia magisterskie dają mojej psychice "niezły wycisk") lub że zrobię prawo jazdy. Twierdzenie, że w mojej sytuacji nie należy się renta jest dla mnie nieco "bulwersujące". Bardzo dobrze, że mi przyznano rentę (to był pierwszy raz, ale tylko na rok przyznali).
Moje zdolności zarobkowe nie wyglądają dobrze... Dla mnie praca to "zabawa". Praca ma być bezpieczna, godna, lekka i przyjemna, nie musi być "superpłatna" (ale stawek typu "piątak za godzinę" (czy nawet mniej) to w ogóle nie powinno być). Co z tego, że zdobyłem wyższe wykształcenie, jak moje zdolności zawodowe zdają się być na poziomie osoby wyraźniej niepełnosprawnej intelektualnie. Nie chcę zostać bez ubezpieczeń (np. pracując na śmieciówkach - oby nowy rząd jak najszybciej skończył z tą patologią gnębiącą pracowników, zwłaszcza młodych), nie chcę robić dużo, a zarabiać "psie pieniądze".
Bez dawnej II grupy inwalidzkiej trudniej mi wyobrazić sobie przyszłe życie niż bez renciny (daje to zniżki w komunikacji miejskiej, jakieś ulgi dla pracodawcy (zwłaszcza w przypadku np. chorób psychicznych), na dodatek niepełnosprawność istnieje u mnie od okresu przed 21 r. ż., więc prawnik powiedział, że należy mi się zasiłek pielęgnacyjny (którego pobierania raczej rodzina by nie chciała, bo wymagałoby to ujawnienia się z orzeczeniem o niepełnosprawności z powodów psychicznych w lokalnym ośrodku pomocy społecznej, a mieszkam w niezbyt ludnej gminie)).
Moje zdolności zarobkowe nie wyglądają dobrze... Dla mnie praca to "zabawa". Praca ma być bezpieczna, godna, lekka i przyjemna, nie musi być "superpłatna" (ale stawek typu "piątak za godzinę" (czy nawet mniej) to w ogóle nie powinno być). Co z tego, że zdobyłem wyższe wykształcenie, jak moje zdolności zawodowe zdają się być na poziomie osoby wyraźniej niepełnosprawnej intelektualnie. Nie chcę zostać bez ubezpieczeń (np. pracując na śmieciówkach - oby nowy rząd jak najszybciej skończył z tą patologią gnębiącą pracowników, zwłaszcza młodych), nie chcę robić dużo, a zarabiać "psie pieniądze".
Bez dawnej II grupy inwalidzkiej trudniej mi wyobrazić sobie przyszłe życie niż bez renciny (daje to zniżki w komunikacji miejskiej, jakieś ulgi dla pracodawcy (zwłaszcza w przypadku np. chorób psychicznych), na dodatek niepełnosprawność istnieje u mnie od okresu przed 21 r. ż., więc prawnik powiedział, że należy mi się zasiłek pielęgnacyjny (którego pobierania raczej rodzina by nie chciała, bo wymagałoby to ujawnienia się z orzeczeniem o niepełnosprawności z powodów psychicznych w lokalnym ośrodku pomocy społecznej, a mieszkam w niezbyt ludnej gminie)).
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Powiedziałbym, że u mnie jest rażące nieprzystosowanie do życia religijnego. Moją naturę uderza możliwość wiecznego potępienia, możliwość bycia ukaranym torturami. Obowiązek rachunku sumienia i wyznawania win jest według niej niepotrzebny, zwłaszcza w przypadku osób podobnych do mnie. Kojarzy mi się to z wysiłkiem organizacyjnym, podejmowaniem decyzji i braniem niemałej odpowiedzialności. Uznałbym, że jestem nieprzystosowany do życia społecznego, zawodowego i rodzinnego. Ale nieprzystosowanie "w pełni" ujawnia się w sferze religijnej. Dla mojej psychiki religijność jest "ciężarem nie do uniesienia", od którego zdaje się ona "strasznie wariować". Czy od osoby niemej wymaga się wypowiedzenia swoich win? Czy od niepełnosprawnego intelektualnie wymaga się dostania na normalne studia stacjonarne? Czy od niewidomego wymaga się zdobywania tytułów w strzelectwie? Mentalność moja zadaje pytanie: dlaczego wymaga się życia religijnego (np. wykonywania obrzędów) od osoby nieprzystosowanej do świata, upośledzonej psychicznie, której upośledzenie szczególnie się ujawnia w sferze religijnej?
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Czy nie krytykujesz siebie zanadto ?
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Nie sądzę, jeżeli bym udawał, że nie jest tak źle, to mogłoby by jeszcze gorzej... Powiedziałbym, że jestem w jakiś sposób upośledzony umysłowo. Nie mam normalnych kontaktów z ludźmi, wydaje mi się, że nie potrafię sobie wyobrazić normalności.
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Choroba zakrzywia nasze postrzeganie rzeczywistości.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Nie chcę pisać o wszystkich swoich problemach religijnych i myślach dotyczących religii. Ta sfera u mnie wywołuje wielkie "lęki". Chociaż zbytnio tych lęków nie odczuwam.
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Myślę, że dasz sobie radę. Głowa do góry i nie poddawaj się złemu nastrojowi. Z każdym dniem będziesz coraz silniejszy i bliżej wyzdrowienia.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Boję się popełnienia grzechu śmiertelnego. Boję się, że kiedyś popełniłem taki grzech. Boję się wiecznego potępienia. Nie chcę, aby ktokolwiek został potępiony na wieki. Dawniej byłem bardzo niegrzeczny. Próbowałem spowodować wypadek drogowy, aby moja miejscowość była sławna czy coś w tym stylu. Bardzo źle zachowywałem się wobec młodszego rodzeństwa (także w odniesieniu do intymnych części ciała brata i siostry). Nie uznawałem tych zachowań za grzechy, przynajmniej ciężkie. Nawet w wieku poniżej 7 lat miałem takie zachowanie, które mogło doprowadzić do śmierci bardzo małego chłopca, bo rzuciłem w niego metalowym pojemnikiem dla "śmieszności". Tak bardzo sobie "winszowałem" dawniej. Mam myśl, że taka "ofiara losu" jak ja nie może popełnić grzechu ciężkiego. Normalnie takie czyny wyraźnie wyglądają na grzechy ciężkie. Trudno mi ogarnąć spowiedź, rachunek sumienia, mając bagaż straszliwych czynów z dzieciństwa, okresu przed diagnozami, leczeniem psychotropowym itp. Moja mentalność "nienawidzi" rachunku sumienia, spowiedzi m .in. ze względu na podejmowanie decyzji, organizowanie, odpowiedzialność... Diagnozę całościowego zaburzenia rozwoju otrzymałem po co najmniej jednej spowiedzi generalnej. Do pierwszej Komunii poszedłem normalnie, w drugiej klasie szkoły podstawowej. Ok. 16 r. ż. wyraźniej się nawróciłem. W wieku ok. 23 - 24 lat dostałem diagnozę z grupy F2x i rentę socjalną.
Już w dzieciństwie byłem nienormalny. Mimo tego nie miałem diagnozy, nie znałem swoich problemów, nie miałem specjalnej terapii, specjalnego przygotowania duchowego (np. związanego ze spowiedzią i Eucharystią). Zamiast tego mama i babcia (katoliczki) zabierały mnie do bioenergoterapeuty, gdy miałem ok. 5 - 6 lat (babcia mówiła, że to przez mój... lęk przed betoniarką), przed pierwszą Komunią piłem piwo ze szklanki (mama czy babcia lub tata mówili, że to na zdrowie), w rodzinie była niedobra atmosfera (wulgaryzmy, ostre kary za drobne przewinienia czy niewłaściwe zachowania (np. tata "zlał" mnie pasem po tym, jak w kościele zacząłem się śmiać z płynu "Pur" czy "Kop" służącego do mycia naczyń (miałem wtedy chyba 3 - 4 lata), tata mógł być tak agresywny wobec mamy, że mogłem się bać, że ją zabije), już na początku chodzenia do szkoły podstwowej mi dokuczali (ale po Komunii mogło być jeszcze gorzej, i tak do końca gimnazjum).
W kwestii Komunii potraktowano mnie jak normalne dziecko, nie jak niepełnosprawne psychicznie. Teraz mam "traumę" bagażu bardzo głupich czynów. Moja seksualność wygląda mi po prostu schizofrenicznie, a zaczęła się w dzieciństwie, gdy miałem kilka lat. Ponoć gdy byłem około zerówki chciano mnie zabrać do specjalnej szkoły. Nie zabrano i uważam, że to dobrze, ale po co takie dziecko jak ja było przyjmowane do spowiedzi i Komunii tak po prostu? Boję się, że nawet na swojej pierwszej spowiedzi popełniłem grzech ciężki przez zatajenie pewnych grzechów czy nieprzygotowanie się do niej. Po co od takiej biednej osoby jak ja wymagać rachunku sumienia i spowiedzi w normalny sposób? Wydaje mi się, że te obowiązki mogą mi bardzo dezorganizować życie. Pewnego razu zasugerowałem pewnemu księdzu, że osoba taka jak ja nie może popełnić grzechu ciężkiego i powiedział, że to bardzo możliwe. Zasugerowałem też, że do końca życia mogę być niezdolny do małżeństwa i ksiądz powiedział, że to bardzo możliwe. Mi małżeństwo kojarzy się głównie z intymnością fizyczną, której moja natura pragnie. Moja natura jest upadła i chora, więc piszę o jej "przemyśleniach" czy "pragnieniach" w trzeciej osobie, a nie w pierwszej.
Już w dzieciństwie byłem nienormalny. Mimo tego nie miałem diagnozy, nie znałem swoich problemów, nie miałem specjalnej terapii, specjalnego przygotowania duchowego (np. związanego ze spowiedzią i Eucharystią). Zamiast tego mama i babcia (katoliczki) zabierały mnie do bioenergoterapeuty, gdy miałem ok. 5 - 6 lat (babcia mówiła, że to przez mój... lęk przed betoniarką), przed pierwszą Komunią piłem piwo ze szklanki (mama czy babcia lub tata mówili, że to na zdrowie), w rodzinie była niedobra atmosfera (wulgaryzmy, ostre kary za drobne przewinienia czy niewłaściwe zachowania (np. tata "zlał" mnie pasem po tym, jak w kościele zacząłem się śmiać z płynu "Pur" czy "Kop" służącego do mycia naczyń (miałem wtedy chyba 3 - 4 lata), tata mógł być tak agresywny wobec mamy, że mogłem się bać, że ją zabije), już na początku chodzenia do szkoły podstwowej mi dokuczali (ale po Komunii mogło być jeszcze gorzej, i tak do końca gimnazjum).
W kwestii Komunii potraktowano mnie jak normalne dziecko, nie jak niepełnosprawne psychicznie. Teraz mam "traumę" bagażu bardzo głupich czynów. Moja seksualność wygląda mi po prostu schizofrenicznie, a zaczęła się w dzieciństwie, gdy miałem kilka lat. Ponoć gdy byłem około zerówki chciano mnie zabrać do specjalnej szkoły. Nie zabrano i uważam, że to dobrze, ale po co takie dziecko jak ja było przyjmowane do spowiedzi i Komunii tak po prostu? Boję się, że nawet na swojej pierwszej spowiedzi popełniłem grzech ciężki przez zatajenie pewnych grzechów czy nieprzygotowanie się do niej. Po co od takiej biednej osoby jak ja wymagać rachunku sumienia i spowiedzi w normalny sposób? Wydaje mi się, że te obowiązki mogą mi bardzo dezorganizować życie. Pewnego razu zasugerowałem pewnemu księdzu, że osoba taka jak ja nie może popełnić grzechu ciężkiego i powiedział, że to bardzo możliwe. Zasugerowałem też, że do końca życia mogę być niezdolny do małżeństwa i ksiądz powiedział, że to bardzo możliwe. Mi małżeństwo kojarzy się głównie z intymnością fizyczną, której moja natura pragnie. Moja natura jest upadła i chora, więc piszę o jej "przemyśleniach" czy "pragnieniach" w trzeciej osobie, a nie w pierwszej.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Całą swoją kondycję mogę podejrzewać o bycie czymś nadprzyrodzonym. Moja perwersja wygląda mi szatańsko, jakby prosto z Piekła pochodziła, od duchów nieczystych, upadłych aniołów, a więc miałaby jakieś nadprzyrodzone źródło (niedobre istoty duchowe). Czytałem w Dzienniczku św. Faustyny o iskrze, która wyjdzie z Polski i przygotuje świat na ostateczne przyjście Zbawiciela, to miałem myśli, że to ja jestem ową iskrą (a nie np. św. Jan Paweł II), co wygląda na mocne idee urojeniowe. Mam rozważania duchowe, które określiłbym jako naprawdę zaawansowane. "Nie potrafię żyć normalnie", mam inny sposób funkcjonowania, "nieźle autystyczny".
Bycie kapłanem czy zakonnikiem jest ewidentnie niekompatybilne z moją kondycją. Dla mnie milczenie wewnętrzne wygląda na udrękę czy coś niemożliwego, ciągle myślę o czymś, co mi się podoba, "nie potrafię" spokojnie ustać w miejscu, ciągle "coś robię" (chociażby w myślach). Jestem "infantylny". Jestem "kosmitą", mam ukrytą niepełnosprawność. Kontakt ze mną może być bardzo irytujący dla kogokolwiek
Natura nie ma "tradycyjnej" emocjonalności. Jakby nie rozumiała potrzeby bycia kochanym, choć nie wyklucza założenia rodziny i PRAGNIE małżeństwa (dobrego, świętego). Nie chce heroizmu, chce wygody. Dla niej jakby albo coś było bardzo łatwe, albo "nie do wykonania". "Ma być komfort i już!". Bezpieczeństwo jest dla niej ważniejsze niż prestiż. Uznaje, że musi być jakiś rozsądny ład (np. odrzuca rozwiązłość i pijaństwo). Ale nie chce tragedii. Możliwe, że nie ma nikogo takiego jak ja, nie było i nie będzie. "
Bycie kapłanem czy zakonnikiem jest ewidentnie niekompatybilne z moją kondycją. Dla mnie milczenie wewnętrzne wygląda na udrękę czy coś niemożliwego, ciągle myślę o czymś, co mi się podoba, "nie potrafię" spokojnie ustać w miejscu, ciągle "coś robię" (chociażby w myślach). Jestem "infantylny". Jestem "kosmitą", mam ukrytą niepełnosprawność. Kontakt ze mną może być bardzo irytujący dla kogokolwiek

Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Nawet pisanie na forach może sprawiać mi problemy. Mam zdezorganizowane życie i problemy środowiskowe.
Mentalność "oskarża" religię za tak wielkie dezorganizowanie mi życia. Dla niej obrzędy religijne (np. obowiązkowy rachunek sumienia, wyznawanie grzechów czy obecne w innych religiach tabu pokarmowe czy ablucje) są jak poważne natręctwa, które jawią się jej jako "zawalidrogi". Mentalność może "oskarżać" religie mające takie obrzędy o niszczenie zdrowia ludzi.
Obrzędy, które mentalności jawią się jako "dokuczliwe natręctwa", są ważniejsze niż po prostu praca i rodzina... Zamiast na pisaniu pracy dyplomowej i chodzeniu do "roboty" ludzie są według niej absorbowani tymi obrzędami i zagadnieniami takimi jak np. "co jest grzechem ciężkim". Dla mentalności jawi się to jako coś bardzo dysfunkcyjnego! Obrzydzają ją też poglądy na wieczne potępienie obecne w wielu religiach dotyczące jego nieznośności i łatwości dostania się do Piekła. To temat, który bardzo "przeraża".
Mentalność "bardzo przeciwstawia się" tradycyjnym religijnościom. Jawią się jej jako wielkie zło, coś obłudnego, "faryzejskiego", szkodliwego dla całego świata.
Moja schizoautystyczna mentalność "nie potrzebuje" rachunku sumienia, spowiedzi, rytualnych ablucji, tabu pokarmowych, noszenia szczególnych strojów, obowiązkowego obchodzenia pewnych dni do tego, aby nie być ateistą. Dla niej "religijność ma być łatwa", a "tradycyjna religijność" jawi się dla niej jako coś, gdzie obrzędy i doktryny odgrywają większą rolę niż monoteizm i dobroć same w sobie. Na nią religie działają "jak straszna nerwica natręctw" czy nawet gorzej. Jest "dno" w sferze społeczno-zawodowej u mnie, jeszcze gorzej jest w kwestiach religijnych.
Mentalność "oskarża" religię za tak wielkie dezorganizowanie mi życia. Dla niej obrzędy religijne (np. obowiązkowy rachunek sumienia, wyznawanie grzechów czy obecne w innych religiach tabu pokarmowe czy ablucje) są jak poważne natręctwa, które jawią się jej jako "zawalidrogi". Mentalność może "oskarżać" religie mające takie obrzędy o niszczenie zdrowia ludzi.
Obrzędy, które mentalności jawią się jako "dokuczliwe natręctwa", są ważniejsze niż po prostu praca i rodzina... Zamiast na pisaniu pracy dyplomowej i chodzeniu do "roboty" ludzie są według niej absorbowani tymi obrzędami i zagadnieniami takimi jak np. "co jest grzechem ciężkim". Dla mentalności jawi się to jako coś bardzo dysfunkcyjnego! Obrzydzają ją też poglądy na wieczne potępienie obecne w wielu religiach dotyczące jego nieznośności i łatwości dostania się do Piekła. To temat, który bardzo "przeraża".
Mentalność "bardzo przeciwstawia się" tradycyjnym religijnościom. Jawią się jej jako wielkie zło, coś obłudnego, "faryzejskiego", szkodliwego dla całego świata.
Moja schizoautystyczna mentalność "nie potrzebuje" rachunku sumienia, spowiedzi, rytualnych ablucji, tabu pokarmowych, noszenia szczególnych strojów, obowiązkowego obchodzenia pewnych dni do tego, aby nie być ateistą. Dla niej "religijność ma być łatwa", a "tradycyjna religijność" jawi się dla niej jako coś, gdzie obrzędy i doktryny odgrywają większą rolę niż monoteizm i dobroć same w sobie. Na nią religie działają "jak straszna nerwica natręctw" czy nawet gorzej. Jest "dno" w sferze społeczno-zawodowej u mnie, jeszcze gorzej jest w kwestiach religijnych.
- JudasHonor
- moderator
- Posty: 1895
- Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 8:04 pm
- płeć: mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Staraj się być w porządku wobec innych a wszystko się w końcu ułoży.
Kolejny dzień pełen nowych możliwości.
Re: Poważne problemy psychiatryczne a religia
Moją schizoautystyczną naturę może bardziej "obrzydzać" sprawiedliwa kara od Stwórcy dla grzesznika niż każdy grzech dokonany przez jakiekolwiek stworzenie (zwłaszcza, jeśli tym stworzeniem jest ktoś z potomstwa Adama i Ewy). Natura chciałaby, aby ostatecznie Miłosierdzie odnosiło triumf nad sądem zawsze, bez wyjątków, bez żadnych "ale" czy "jeśli". Jestem słabym grzesznikiem i potrzebuję łaski i przebaczenia. Nie chcę, aby jakikolwiek grzesznik cierpiał, lecz dla każdego chciałbym nawrócenia i życia wiecznego w Niebie.
Nie wierzę w śmiertelność duszy czy reinkarnację. Wydaje mi się, że osoba, która nie wierzy w nieśmiertelność duszy czy "jedyność" istnienia człowieka (to, że ma tylko jedno życie, w to, że nikt nie jest "kolejną inkarnacją") łatwiej może nie uznawać rozpusty, cudzołóstwa, nierządu za coś złego. Z "niepowtarzalnością" człowieka wiąże się szczególna godność dla małżeństwa, prokreacji, rodziny, płciowości. Jeśli ktoś uważa, że po śmierci nie ma nic lub że po śmierci będzie po prostu jakimś innym człowiekiem czy zwierzęciem, to teoretycznie łatwiej może uznać, że można bawić się pożądliwością, a nie ją odrzucać, zwalczać.
Nie wierzę w śmiertelność duszy czy reinkarnację. Wydaje mi się, że osoba, która nie wierzy w nieśmiertelność duszy czy "jedyność" istnienia człowieka (to, że ma tylko jedno życie, w to, że nikt nie jest "kolejną inkarnacją") łatwiej może nie uznawać rozpusty, cudzołóstwa, nierządu za coś złego. Z "niepowtarzalnością" człowieka wiąże się szczególna godność dla małżeństwa, prokreacji, rodziny, płciowości. Jeśli ktoś uważa, że po śmierci nie ma nic lub że po śmierci będzie po prostu jakimś innym człowiekiem czy zwierzęciem, to teoretycznie łatwiej może uznać, że można bawić się pożądliwością, a nie ją odrzucać, zwalczać.