A co, jeżeli wiedzą, że i tak nic nie narobią a tylko tak złośliwie szantażują i podkreślają swoją wyższość. Czy rzeczywiście mają prawo wykorzystywać tak swoją rzekomą przewagę czy sami robią z siebie dno? Przecież to gorsze niż kopanie bezbronnego leżącego. A i tak nie rozwiązuje sprawy.
Ja doszedłem do takiego etapu, że w przypadku takiego świństwa ze strony kogoś znajomego czy bliskiego zaczynam traktować go jak obcego. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
He he, schizofrenia to choroba mózgu, gdzie dochodzi właśnie do jego uszkodzenia przez chorobę jak i leki.
Taki przykład: czy ktoś skopałby po nagach kulawego, który poruszałby się o kulach? Raczej nikt rozsądny.
A gdy ktoś nas biłby po głowie?
Mam to, że nikogo nigdy pierwszy nie atakowałem słownie, w skrajnych przypadkach w odwecie w późniejszym terminie, co może kogoś dezorientować bo nie wiadomo o co może chodzić. Dewiaci biją zwierzę w momencie kiedy zrobi coś co jemu nie pasi, by zwierzę wiedziało za co.
Najgorzej jeśli wyrządza ci krzywdę bliska osoba, czy ktoś z rodziny. Wielokrotnie atakowano moją najdelikatniejszą sferę, sferę uczuć. Są dwie trzy osoby, które mi sie notorycznie naprzykrzają, krytykują. Choć ja nikomu nie wpieprzam się w sprawy osobiste, rodzinne i prywatne to mimo wszystko te osoby to robią z moim życiem.
Zostałem kiedyś zaatakowany słownie, moja reakcja w odwecie była taka, ze nie można przytoczyć nawet we fragmentach słów które używałem, w obronie. Trzy osoby na jednego, znikome szanse dla mnie i dostałem kilkanaście silnych ciosów w tył głowy. Tak jak wspomniałem, schizofrenik przez chorobę ma uszkodzony mózg a tu ciosy w głowę ... to tak jakby kopać kulawego po nogach.
Jestem pamiętliwy. Mogę działać powoli ale konsekwentnie
Nie wiem za kogo się uważają. Czują wyższość? Myślą że ja jestem z racji choroby niedorozwinięty któremu trzeba mówić i pokazywać wszystko według ich uznań? Tak myśleli, ale już tak nie myślą, bo trwało to zbyt długo a ja ich poustawiałem we właściwych dla nich miejscach. To są tylko dwie trzy osoby ale osoby bliskie dlatego sprawa jest delikatna. Efekt ich poczynań skończył się na tym, ze nie mogą zbliżać się ich rodziny do mojej(mówię tu o swojej żonie i dziecku) Ta już wieloletnia izolacja jest dla nich absolutnie niekomfortowa. Przejmują się tym co ludzie mówią że dlaczego nie przyjeżdżam do nich od święta czy imprezki. Są rodzinni ale...
Oni chcieli by utrzymywać dobre relacje, nie mają powodów by mnie i moją rodzinę nie lubić, ale z kolei ja ich unikam, bo przecież to ja byłem atakowany. W zadość uczynienia poświeciłem silną pozycję rodziny i ją osłabiłem. Mam wielu znajomych i wielu ludzi z rodziny mi przychylnych. Z ich relacji wynika, że wielu ludzi im wytyka złe postępowanie a sami szkodliwi cierpią. To mi dodaje siły.
Czyż nie lepiej unikać szkodliwych ludzi? Kontakt z nimi to tylko kłótnie i rękoczyny.
ps nie wiem czy nie ponaciągałem tą historię, bo ofiarą się nie czuję.Raczej sobie dobrze radzę. To tylko trzy osoby szkodliwe, cała reszta ludzi z która mam kontakt to spoko ludzie.